Superman – Ostatnie dni Supermana – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 15 sierpnia 2017Komiks Superman - Ostatnie dni Supermana z jednej strony stanowi łabędzi śpiew Nowego DC Comics, z drugiej zaś przygotowuje czytelnika na nową inicjatywę – Odrodzenie. Choć z punktu widzenia dalszego zapoznawania się z uniwersum DC jest to pozycja niezbędna, to jednak twórcy nie ustrzegli się wielu błędów.
Komiks Superman - Ostatnie dni Supermana z jednej strony stanowi łabędzi śpiew Nowego DC Comics, z drugiej zaś przygotowuje czytelnika na nową inicjatywę – Odrodzenie. Choć z punktu widzenia dalszego zapoznawania się z uniwersum DC jest to pozycja niezbędna, to jednak twórcy nie ustrzegli się wielu błędów.
Ilekroć komiksowy Superman balansował na granicy życia i śmierci, czytelników ogarniało uczucie malującej się gdzieś na horyzoncie przeraźliwej pustki. Widać to bodajże najlepiej na przykładzie dwóch pozycji, które na trwałe weszły już do kanonu powieści graficznych: Whatever Happened to the Man of Tomorrow? i Śmierci Supermana. Obie pełniły funkcję swoistego epitafium dla Człowieka ze Stali, wydobywając z niego i akcentując do granic możliwości ludzki pierwiastek postaci bądź co bądź większej niż życie. Takie podejście sprawdzało się tak dobrze, że twórcy historii obrazkowych zaczęli z niego czerpać pełnymi garściami. Nie ma więc żadnego przypadku w tym, że po wszystkich mniej lub bardziej kuriozalnych kolejach losu, które spotkały Ostatniego Syna Kryptona w Nowym DC Comics, jedynym lekarstwem okazał się powrót do koncepcji strącanego z piedestału Supermana. O ile jednak komiks Droga do Odrodzenia. Superman – Lois i Clark wydawał się w tym aspekcie swoistym powiewem świeżości, o tyle Superman - Ostatnie dni Supermana pełni raczej funkcję porządkową, stając się bezpośrednim wprowadzeniem do inicjatywy znanej jako Odrodzenie.
Kal-El ma spory problem. Komórki jego ciała przestają wchłaniać energię słoneczną, co przekłada się na znaczne osłabienie jego mocy. Nie pomaga nawet kuracja lecznicza w komorze kryptonitowej. W dodatku Człowiek ze Stali w dalszym ciągu prowadzi swoją krucjatę przeciwko złu, panoszącemu się na naszej planecie i w odległych zakątkach Kosmosu. Wizyta na Apokolips czy pojedynek z bogiem Rao przyczyniają się do tego, że tak potężna istota podupada na zdrowiu. Superman wszem wobec będzie informował swoich najbliższych, że właściwie nie ma już dla niego ratunku, a jego dni są policzone. W tym tragicznym położeniu główny bohater zechce pożegnać się ze światem - dzięki temu na kartach tej historii odkryjemy takie perełki, jak wizyta w Jaskini Nietoperza, gdzie dojdzie do subtelnej, choć podszytej wszechogarniającym smutkiem rozmowy z Batmanem i Alfredem. Sęk w tym, że Człowiek ze Stali nie byłby sobą, gdyby nawet w obliczu pukającej już do jego drzwi kostuchy wciąż nie chciał brać się za łby z rozmaitymi łotrami. Sprawy przybiorą nieoczekiwany obrót, gdy okaże się, że na tym łez padole pojawiła się jeszcze jedna istota, która z tajemniczych pobudek podaje się za Supermana.
Scenariusz autorstwa Peter J. Tomasi pozostawia wiele do życzenia. Największym zarzutem może być brak wyraźnego określenia, który z ukazanych w historii wątków jest nadrzędny w stosunku do innych. Teoretycznie ma nim być nadchodząca śmierć Supermana, ale nawet na nią powinniśmy spoglądać z perspektywy szerszego kontekstu komiksowego – jako wprowadzenie do całego Odrodzenia. Dlatego finał tej opowieści staje się paradoksem: z jednej strony jego tragiczny wymiar czytelnicy mogą odbierać jako epilog, z drugiej zaś końcowe wydarzenia zupełnie blakną, jeśli weźmiemy pod uwagę, że są tylko prologiem do nowej inicjatywy w uniwersum DC. Możemy przypuszczać, że w niektórych momentach Tomasi miał problem z nakreśleniem płynnego przejścia pomiędzy tymi dwoma aspektami całej historii. Część z czytelników zapewne wzruszy ramionami, widząc to, co dzieje się w finałowym akcie - szeroko pojęty kataklizm ginie gdzieś w odmętach gatunkowych kolein, a poświęcenie Człowieka ze Stali zostaje rozpisane tak, jakby było tylko wątpliwej jakości zwieńczeniem komiksowej wariacji na temat telenoweli. Mnogość wątków, wprowadzane niekiedy bez większego zamysłu rozmaite postacie, emocjonalność na wstecznym biegu - wszystko te zabiegi przekładają się na to, że Superman nie ma miękkiego lądowania, a jego dramat nie działa na czytelnika tak, jak powinien.
Na szczęście jednak niektóre z wątków pobocznych skutecznie przełamują ckliwy wydźwięk opowieści. Zaskakująca może być przede wszystkim świetnie poprowadzona historia chińskiej Wspaniałej Dziesiątki. Okrutnie pomylili się ci, którzy wychodzili z założenia, że obecność tych bohaterów ma na celu jedynie zwiększenie sprzedaży komiksów w Państwie Środka. Herosi z tego kraju budzą naszą ciekawość od pierwszego pojawienia się na kartach komiksu, a ich spotkanie z członkami Ligi Sprawiedliwości wypada przekonująco, rodząc chęć czy nawet potrzebę dalszego śledzenia ich przygód. Nie inaczej jest z przewijającymi się w fabule Supergirl czy inkarnacją Supermana, którą znamy już z komiksu Droga do Odrodzenia. Superman – Lois i Clark - te postacie potrafią rozpalić nasze umysły bardziej, niż Człowiek ze Stali, który z prędkością karabinu maszynowego chce poinformować jak najwięcej osób o swojej zbliżającej się śmierci. Na tym tle gorzej radzą sobie także Batman i Wonder Woman - zwłaszcza ta druga, która w opowieści pojawia się znienacka, a jej zmieniające się stany emocjonalne prezentują się zupełnie niewiarygodnie.
Brak konsekwencji widać także w pracy rysowników - szata graficzna komiksu jest niejednolita, przez co okazjonalny czytelnik pozycji DC może mieć problem z odnalezieniem się w wizualnym aspekcie historii. Pamiętajmy w tym miejscu oczywiście, że na fabułę składają się wątki, które pierwotnie ukazywały się na amerykańskim rynku w pewnych odstępach czasowych. Nie tłumaczy to jednak tego, że niekiedy kreska zupełnie nie oddaje pełnego powagi, podlanego deszczem emocjonalności wydźwięku opowieści. Poszukiwanie jednolitego stylu graficznego ostatecznie okazało się zadaniem ponad siły rysowników.
Choć Superman - Ostatnie dni Supermana może rozczarować niektórych fanów, to siłą rzeczy wydaje się pozycją wartą naszej uwagi. Rzecz rozbija się o to, że epitafium dla Człowieka ze Stali to także epitafium dla całego Nowego DC Comics - projektu, do którego wielu z czytelników ma mnóstwo zastrzeżeń. Na horyzoncie widać już jednak Odrodzenie, a przecież dla niego recenzowany komiks staje się paradoksalnie niezbędnym fundamentem. Dopiero po lekturze będziemy mogli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy fakt, że Superman przeżywa swoje ostatnie dni, jest dla nas powodem do rozpaczy, czy raczej błogosławieństwem.
Źródło: Zdjęcie główne: DC
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat