W finale Szoguna łatwo było coś zepsuć po emocjonujących wydarzeniach z 9. odcinka, ale twórcy doprowadzili wszystko do satysfakcjonującego końca.
Szogun to arcydzieło – serial tak perfekcyjny, że podczas czekania na finał można było poczuć prawdziwy niepokój. Po wydarzeniach z dziewiątego odcinka z kapitalnie rozegraną i poruszającą śmiercią Mariko, zakończenie mogło pójść w ckliwe i sentymentalne tony. Nasze obawy były jednak niepotrzebne, bo twórcy przemyśleli dokładnie każdy aspekt produkcji, dopracowali każdy niuans i uniknęli ryzykownych rozwiązań. Dzięki temu dostaliśmy satysfakcjonującą konkluzję.
Nie brakuje jednak scen rozprawiających o śmierci Mariko, które mają kluczowe znaczenie dla fabuły. Jej działania w pełni wpisywały się w plan Toranagi. To też pokazuje siłę scenarzystów. Okazuje się, że każdy aspekt konfliktu Toranagi z radą rozwijany był niejednoznacznie, a rolę w nim odgrywały niuanse, których kulminację obserwowaliśmy w poświęceniu bohaterki w 9. odcinku. Tu przecież nie chodziło tylko o jej upór, prezentację zepsucia i manipulacji ze strony Ichido, ale o fakt, że kobieta, jadąc do Osaki, była pewna, że zginie. To ona od samego początku była fundamentem planu, bo jej znaczenie zmieniło zasady gry z Ichido. I jednocześnie ją zakończyło! W finale obserwujemy wpływ śmierci Mariko na panią Ochibę, która pociąga za sznurki. Jedna decyzja, jedna osoba i bezkrwawy koniec wojny. To samo w sobie jest genialne! Zobaczcie, jak ta intryga została świetnie rozpisana – aż do satysfakcjonującej konkluzji. Każdy aspekt zadziałał idealnie, a każda postać odegrała w tym znaczącą rolę. Twórcy
Szoguna okazali się wybitnymi mistrzami gry w kotka i myszkę.
Śmierć Mariko ma też znaczenie emocjonalne. Byliśmy świadkami pięknego i poruszającego momentu, gdy pan Toranaga czytał jej wiersz i z wyraźnymi emocjami stwierdził, że "zostały po niej tylko słowa". Hiroyuki Sanada udowodnił wszystkim, że jest wielkim aktorem, a nie tylko idealnym ekranowym samurajem. Jednak to, co najbardziej porusza, to prawda o decyzji Mariko w związku z Blackthorne'em. Ich relacja znakomicie się rozwijała przez cały sezon – zarówno pod kątem intymnej bliskości i emocji, jak i fabularnie wraz z wybojami, które pojawiały się na ich drodze. Teoretycznie więc zniszczenie statku Johna za oszczędzenie jego życia wydaje się naturalne, ale na tym etapie serialu jeszcze bardziej to wzrusza. Dobrze to oddano na ekranie w pięknej scenie, gdy tuż po usłyszeniu prawdy Anjin zwyczajnie się rozkleja. Trudno było nie poczuć tego samego.
Twórcy wykazali się oryginalnością. Jak odpowiedzieć na wszystkie pytania, by nie było prosto, zwyczajnie i sztampowo? Kameralna rozmowa Toranagi z Yabushige okazała się strzałem w dziesiątkę. Prawdziwy mistrz intryg po kolei wykłada etapy realizacji tego, co doprowadziło do ostatecznego sukcesu: teraz stanie się szogunem i rozpocznie się era bez wojen. To pokazuje, że w serialach wciąż jest miejsce na niekonwencjonalne rozwiązania.
Kulminację dostała też relacja Johna z Toranagą. Ich rozmowa w towarzystwie samuraja-rybaka pełniącego funkcję tłumacza wspierającego pokazuje przede wszystkim stan emocjonalny Johna, który jest gotowy na wszystko. W jego oczach widać desperację. Jego życie nie ma sensu bez Mariko. Biorąc pod uwagę asymilację Anjina do kultury japońskiej, jego śmiała decyzja o odebraniu sobie życia w sposób podobny do seppuku jest doskonałym podsumowaniem jego losu. A także jego relacji z Toranagą, który go siłą powstrzymuje i robi to, co w danym momencie jest konieczne! Uderzenie w twarz wyrywa Johna z marazmu, a propozycja zbudowania floty daje mu nowy cel w życiu. Być może nastąpiło to trochę za szybko, ale czy to coś złego? Wydaje się, że Blackthorne tego potrzebował, by otrząsnąć się z żałoby. Czasem proste metody są najbardziej skuteczne. Dlatego to działa na ekranie.
Ostatni odcinek oglądałem dwa razy. Na początku marca 2024 roku, gdy dziennikarze otrzymali cały sezon, i drugi raz po oficjalnej premierze. Pierwsze wrażenia po finałowej scenie
Szoguna były dość mieszane, bo towarzyszyła mi myśl: "To jest koniec? To tyle?". Czegoś mi zabrakło. Za drugim razem jednak scena została przeze mnie odebrana inaczej. Dostrzegłem w niej ciekawy pomysł. To ujęcie na Toranagę – najwyraźniej już szoguna – z pięknym krajobrazem w tle pokazuje coś, co perfekcyjnie pasowało do układanki. Pokazuje kogoś, kto był nie tylko mistrzem intrygi, poświęcającym najważniejszych dla niego graczy, ale przede wszystkim szogunem z krwi i kości, zanim jeszcze ten tytuł został mu oficjalnie przyznany. Spojrzenie na Toranagę będącego zwycięzcą po tym wszystkim daje satysfakcję i udowadnia, że seriale mogą nas jeszcze zaskoczyć niekonwencjonalnością. Takim sposobem
Szogun zostaje jak na razie najlepszym serialem 2024 roku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h