„Teoria wielkiego podrywu”: sezon 8, odcinek 9 – recenzja
Przemiana się dokonała – Teoria wielkiego podrywu przestała być serialem dla miłośników popkultury, a stała się opowieścią o trzech zaprzyjaźnionych parach.
Przemiana się dokonała – Teoria wielkiego podrywu przestała być serialem dla miłośników popkultury, a stała się opowieścią o trzech zaprzyjaźnionych parach.
Teoria wielkiego podrywu ("The Big Bang Theory") na pewno nie zakończy się na tym sezonie, gdyż obsada niedawno podpisała kontrakty na jeszcze przynajmniej 2 serie z opcją przedłużenia o kolejne. Problem w tym, że po obejrzeniu 9 odcinków 8. sezonu nawet najbardziej oddani fani tej produkcji mogą się zastanawiać, czy jest jeszcze sens ciągnąć tę opowieść.
Dziewiąty odcinek to symbol. Symbol przemian, które dokonały się w najlepszym serialu dla geeków. A raczej – do niedawna najlepszym serialu dla geeków. Teraz jest inaczej: w ostatnim epizodzie scenarzyści znaleźli miejsce na jedno nawiązanie do popkultury, i to dosyć krótkie, bo sprowadzało się do tego, że Howard poinformował Raja, iż znalazł kurs walki mieczem dla Jedi. Tyle. Jeden smaczek dla fanów. Jeden. J-E-D-E-N. Uno. Niewiele więcej niż zero. A mowa o produkcji, której bohaterowie mają fioła na punkcie komiksów, seriali, filmów, książek fantastycznych, gier komputerowych, karcianek, figurek i wszystkiego, co wiąże się z ich ulubionymi produkcjami. Właśnie tymi rzeczami żyli przez poprzednie 7 sezonów, bili się o Jedyny Pierścień, nachodzili Stana Lee, rozmawiali z małym Spockiem czy stali w ogromnej kolejce, by obejrzeć rozszerzoną o kilka scen edycję "Poszukiwaczy zaginionej arki". A teraz? Scenarzyści chcą, abyśmy uwierzyli, że skoro już panowie znaleźli sobie lepsze połówki, to zapomnieli o tym, co wcześniej ich definiowało. Nawet Sheldon.
[video-browser playlist="632820" suggest=""]
Sheldon, który notabene także się zmienił. Jasne, cały serial w dużej mierze jest podróżą tego bohatera od jaskini, w której spędzał większość życia z dala od innych ludzi, do jako takiej normalności i współżycia w społeczeństwie, ale w emitowanym właśnie sezonie postać ta zaliczyła zwrot o 180 stopni – teraz przejmuje się już tylko najlepszym przyjacielem Leonardem, swoją dziewczyną Amy i… no i w zasadzie tyle. Bardzo wiele czasu poświęca się na podkreślanie tego, jak silne więzi łączą go z innymi. Sheldon przestał być gigantycznym dupkiem. Stracił duszę.
Nie ma nic dla geeków, co więc zostaje? Wątki obyczajowe. Bo Leonard ma mieć operacje, więc Sheldon panikuje, bo się o niego troszczy. Howard i Bernadette żyją jak to para, raz na wozie, raz pod wozem, kłócąc się i kochając na przemian. Raj ma dziewczynę (która pojawia się zaskakująco rzadko), a teraz przechodzi kryzys rodzinny. Wszystko opowiedziane bez polotu, bez pomysłu, takie stwierdzanie oczywistości i poruszanie się po linii najmniejszego oporu. W skrócie: niech ktoś jeszcze kogoś zdradzi, a mamy telenowelę.
Czytaj również: "Teoria wielkiego podrywu" i "Skandal" liderują w czwartek
Gorzkie to słowa, ale inaczej się nie da. Obecny sezon Teorii wielkiego podrywu oglądam już chyba tylko siłą inercji, bo się rozpędziłem i trudno przestać. O wiele większą radość mam z wracania do poprzednich serii, które nieważne, jak często katowane na DVD, nie nudzą się. Tymczasem sezon 8. z pewnością nie będzie tym, do którego będę często wracał.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat