Z drugiej strony może oczekuję nieco zbyt wiele, bo The Terror zdecydowanie nie jest powieścią łatwą w obsłudze - i nie mam tu na myśli jedynie jej objętości. Simmons w charakterze ramy fabularnej wykorzystuje autentyczne wydarzenia z połowy XIX wieku, kiedy to w 1845 roku z Anglii wyruszyła wyprawa złożona z dwóch okrętów: HMS Erebus i HMS Terror. Dowodzona przez doświadczonego sir Johna Franklina, świetnie wyekwipowana i zaopatrzona w prowiant na niemal trzy lata podróży, wyruszyła na poszukiwanie legendarnego już Przejścia Północno-Zachodniego, które skróciłoby podróż w kierunku Pacyfiku. Do dzisiaj, mimo niemalże czterdziestu ekspedycji ratunkowych, nie udało się ustalić dokładnego przebiegu wyprawy Franklina i losów niemalże 130-osobowej załogi – poza oczywistym faktem, iż zakończyła się katastrofą, oba okręty zostały utracone, a ślad po marynarzach zaginął (o czym można zresztą przeczytać w posłowiu autorstwa Grzegorza Rachlewicza dodanemu do nowego wydania). Tę właśnie lukę wypełnia w swojej powieści Simmons, serwując czytelnikowi świetnie napisaną, trzymającą w napięciu mieszankę powieści marynistycznej, thrillera oraz horroru. Oczywiście próba opisania historii, której finał jest już znany, to zadanie cokolwiek trudne, lecz Simmonsowi udało się z tego wybrnąć za sprawą świetnie budowanej narracji. Zdecydowanie nie jest to książka dla wielbicieli lekkiej literatury „pociągowej” - od samego początku autor rezygnuje z prostej linearności akcji, zamiast tego często zmieniając perspektywę narracji, oddając głos zarówno dowódcom (komandorowi Crozierowi oraz sir Franklinowi), jak i oficerom czy podoficerom, oferując w ten sposób szeroki wachlarz punktów widzenia i szczegółowy obraz wyprawy. Dotyczy to również płaszczyzny czasowej: powieść zaczyna się w momencie, gdy obydwa statki od dłuższego czasu uwięzione są w lodzie, by następnie wrócić do chwili, gdy wyprawa była dopiero przygotowywana, a potem znów przeskoczyć w przyszłość. Zabieg taki początkowo może nieco rozpraszać, ale koniec końców znakomicie służy budowaniu napięcia i aury tajemnicy. Osobne słowo należy się także mocno erudycyjnemu stylowi prozy Simmonsa. Terror nie należy do tekstów, przez które przelatuje się wzrokiem – narracja jest gęsta i obfituje w liczne opisy, zawierające momentami przytłaczającą liczbę detali z zakresu geografii i marynistyki. Simmons posługuje się tymi terminami z lekkością, wynikającą z przeprowadzonego researchu - z jednej strony pomaga to w wytworzeniu nastroju zagrożenia, paranoi oraz beznadziei, oddając choć cząstkę emocji, jakie stały się udziałem marynarzy, z drugiej zaś stawia wyzwanie przed czytelnikiem, który musi choć w zarysie orientować się, czym jest serak lub jak wygląda olinowanie masztów. W przeciwnym wypadku człowiek, czytając na przykład znakomity fragment z ucieczką pana Blanky’ego, może mieć problem ze zrozumieniem, o czym tak właściwie czyta.
Źródło: Vesper
Ten drobiazgowy styl w połączeniu z częstymi zmianami perspektywy i przeskokami czasowymi sprawia, że Terror czyta się powoli. Czytelnik cały czas zawieszony jest w lepkiej atmosferze niepewności, odmawia mu się definitywnych odpowiedzi, raczy elipsami, pozwala ugrzęznąć w długim, gęstym opisie lodowego piekła lub ciężkiej, okrętowej rzeczywistości, by nagle uderzyć nagłym skokiem tempa albo podrzucić element układanki, którego brak uwierał jak kamień w bucie. Z pewnością wiele osób zirytuje się tak znaczącymi zabiegami retardacyjnymi, ale osobiście uważam to za całkiem dobre rozwiązanie, pozwalające między innymi lepiej zarysować kontekst oraz charaktery poszczególnych bohaterów: dowódców, oficerów i marynarzy, mających swoje własne historie, nadzieje, plany oraz uprzedzenia i tok myślowy charakterystyczny dla przedstawicieli XIX-wiecznego imperium kolonialnego.
Do jednej rzeczy natomiast nie mogłem się przez długi czas przekonać – mianowicie wątku fantastycznego. Simmons doskonale oddał warunki panujące w obszarze polarnym, który bez wątpienia można nazwać białym piekłem: siarczysty mróz utrudniający wykonanie podstawowych czynności i zmuszający do ciągłej uwagi, zaburzony rytm dnia i nocy, zmieniająca się topografia terenu i zdradzieckie warunki atmosferyczne – już samo to wystarczyłoby, aby przekształcić wyprawę eksploracyjną w dramatyczną walkę o życie. A jak powszechnie wiadomo, ekstremalne warunki stanowią nie tylko sprawdzian dla ciała, ale i psychiki; wystarczy odpowiedni nacisk, jedno załamanie woli, by wyzwolić w człowieku najgorsze instynkty i przekształcić go w zwierzę. Z tego też względu dodatkowy element – w postaci monstrum z lodu – wydał mi się ciekawym, ale jednak naddatkiem, wprowadzającym element nieco jarmarcznej grozy. To samo dotyczyło innych elementów nadprzyrodzonych, zarysowujących się mocniej zwłaszcza w połowie powieści, nie wiadomo właściwie skąd i po co… Przynajmniej do momentu, aż dotarłem do ostatnich rozdziałów, całkowicie zmieniających perspektywę przedstawionych wcześniej wydarzeń i każących się zastanawiać, o czym tak naprawdę traktuje Terror. Niezależnie jednak od odpowiedzi na to pytanie, jedno jest pewnie: powieść Dan Simmons to kawał świetnej, trzymającej w napięciu i znakomicie napisanej literatury, wykorzystującej konwencje gatunkowe, a jednocześnie uciekającej od prostych i oczywistych rozwiązań. Jeśli kogoś nie przeraża duża objętość i drobiazgowy styl, a lubi poczuć dreszcz, Terror powinien być dobrym rozwiązaniem na upalne, letnie dni.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj