Tęsknię za tobą - recenzja miniserialu
Data premiery w Polsce: 1 stycznia 2025Produkcja Tęsknię za tobą wskoczyła w naszym kraju na pierwsze miejsce rankingu najlepszych seriali tygodnia na Netfliksie. Czy ten tytuł rzeczywiście jest wart uwagi?
Produkcja Tęsknię za tobą wskoczyła w naszym kraju na pierwsze miejsce rankingu najlepszych seriali tygodnia na Netfliksie. Czy ten tytuł rzeczywiście jest wart uwagi?
Tęsknię za tobą skupia się na Kat Donovan, pani detektyw, której ojciec, również funkcjonariusz policji, został przed laty zamordowany przez płatnego zabójcę. Oprawca na łożu śmierci wyjawia pewne informacje, co mobilizuje kobietę do odkrycia prawdy. Wszyscy z jej najbliższego otoczenia zdają się w jakimś stopniu powiązani nie tylko z tym wydarzeniem, ale też z nagłym zniknięciem jej byłego narzeczonego 11 lat wcześniej. Nowe śledztwo zaginięcia mężczyzny oraz matki zdesperowanego Brendana naprowadza ją na trop ukochanego.
Akcja brytyjskiego miniserialu, opartego na powieści Harlana Cobena, rozwija się bardzo dynamicznie. Twórcy ekspresowo wprowadzają wątki fabularne (zarówno te osobiste głównej bohaterki, jak i związane ze śledztwem zaginięć), które dobrze się ze sobą przeplatają. Natomiast już po pierwszym odcinku można domyślić się rozwiązań niektórych zagadek, ponieważ serial sam wyraźnie je sugeruje.
Część wątków rozwija się bardzo przewidywalnie (jak ten związany ze śmiercią ojca), ale niektóre twisty mnie zaskoczyły, ponieważ były dobrze ukryte i wymagały nieszablonowego myślenia. Wielowątkowość fabuły wzbudza ciekawość i wciąga. Mimo to brakuje w tej historii emocji – nie angażuje ani pościg za prawdą, ani za sprawcami porwań.
Na uwagę zasługuje Rosalind Eleazar, którą widzowie mogą kojarzyć z podobnej roli w Kulawych koniach. Jej postać wzbudza sympatię, więc chętnie śledzimy rozwój wydarzeń. Bohaterka nie jest geniuszem, nie ma nałogów, paskudnego charakteru czy depresji, choć wciąż cierpi po stracie ojca i przez złamane serce (o czym przypominają nam zbyt liczne przebłyski retrospekcji). Jest zwykłą, urodziwą kobietą, która prowadzi normalne życie rodzinne i towarzyskie. I taka odmiana w serialu kryminalnym przyniosłaby nieco świeżości, gdyby Kat, choć w minimalnym stopniu, wykazywała cechy dobrego detektywa, np. spostrzegawczość, logiczne myślenie i łączenie faktów. Niestety dowiadujemy się, że żyła ona w głębokiej nieświadomości i kłamstwie, a każdy wkoło niej miał swoje tajemnice. Sama nie odkrywa nowych informacji na temat przeszłości ojca czy głównego śledztwa. Jej udział w dochodzeniu do prawdy jest znikomy.
Aktorka dobrze sobie radzi, gdy musi pokazać emocje. Jednak scen, w których jej postać płacze, jest tak wiele, że po pewnym czasie przestaje to robić wrażenie. Rosalind Eleazar wypada nijako w tej roli przez mdły wątek romantyczny z męczącymi flashbackami i brak wyrazistego charakteru swojej bohaterki. Nie udaje jej się wykreować detektyw z krwi i kości. Wiemy, że Kat cierpi i jest zdeterminowana w dążeniu do rozwiązania spraw, bo widzimy jej starania na ekranie. Niestety w ogóle tego nie czujemy.
Przez to nie odczuwamy żadnej emocjonalnej więzi z główną bohaterką. Podobnie dzieje się również z pozostałymi postaciami, które ją otaczają. Richard Armitage – w roli szefa Kat, który bez wątpienia coś ukrywa – jest bezbarwny. Z kolei Jessica Plummer jako Stacey (przyjaciółka Kat) miała po prostu pięknie wyglądać i przekazywać detektyw nowe informacje (przynajmniej ona jest dobra w swojej pracy). Nieco sympatii wzbudza Charlie (Charlie Hamblett), choć wydaje się, że jako ktoś w rodzaju partnera w śledztwie odgrywa zbyt małą rolę w fabule. W serialu wyróżnia się Mary Malone jako transkobieta Aqua – gra solidnie, dzięki czemu jej postać budzi podejrzenia. Niestety Brendan grany przez Oscara Kennedy’ego tak irytuje, że los jego zaginionej matki w ogóle mnie nie obchodził.
Tak naprawdę show kradną w tym serialu złoczyńcy. Steve Pemberton jako Titus roztacza wokół siebie złowrogą aurę. Jego postać jest zimna, opanowana i wyrachowana. Swoim przenikliwym wzrokiem mógłby przewiercać ściany, a groźby wyrażane spokojnym głosem przyprawiają o ciarki na plecach. Dzięki tej wspaniałej kreacji widzowie mają prawo bać się o zaginione osoby (do tego dochodzą okropieństwa, jakie doświadczają one na odizolowanej farmie). Swoje pięć minut w miniserialu dostaje też James Nesbitt jako Dominic Calligan, który pracował z Clintem Donovanem (też niezły Lenny Henry). Ten dla odmiany bawi się swoją rolą – jego postać jest odpychająca i zdradziecka. Od razu wiemy, że mamy do czynienia z kłamliwym skurczybykiem, któremu nie można ufać. Pemberton i Nesbitt stworzyli wyraziste postaci, które dobrze odwracały uwagę od nieco bezbarwnych aktorów.
Tęsknię za tobą to miniserial do szybkiej "konsumpcji" – stworzony tak, aby dobrze się go oglądało. Ma ciekawe twisty fabularne, cliffhangery i niedługie odcinki. Szybką akcję dynamizuje też muzyka (choć niekiedy zupełnie nie pasuje ona do wagi wyjawianych tajemnic czy emocji). Tę historię śledzi się jednak bez większego zaangażowania. Jestem tym zaskoczona, ponieważ brytyjskie seriale kryminalne zazwyczaj trzymają wysoki poziom narracji (nawet jeśli ich budżet nie imponuje). Widać, że Netflix nie oszczędzał pieniędzy, bo produkcja dobrze się prezentuje. Niestety błyskawicznie o niej zapomnicie. A na koniec może towarzyszyć Wam nieodparte poczucie straty czasu.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1967, kończy 58 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1986, kończy 39 lat