The 100: sezon 3, odcinek 3 – recenzja
Trzeci odcinek The 100 zawiera jedną trochę irytującą kliszę, której wykorzystanie wydaje się konieczne, ale to nie obniża jakości znakomicie prowadzonego sezonu.
Trzeci odcinek The 100 zawiera jedną trochę irytującą kliszę, której wykorzystanie wydaje się konieczne, ale to nie obniża jakości znakomicie prowadzonego sezonu.
Polityka zaczyna grać pierwsze skrzypce w The 100, co ma znakomity wpływ na jakość serialu. Oparcie całego odcinka na machinacjach, zdradach i intrygach może momentalnie doprowadzić do zapomnienia o tym, iż jest to serial młodzieżowy, który w pierwszym sezonie wałkował schemat trójkąta miłosnego. Biorąc pod uwagę budowę świetnego klimatu i fabularne zwroty, można odnieść wrażenie, że twórcy chcą z tej produkcji zrobić Grę o tron w świecie postapokaliptycznym. Niech tylko główni bohaterowie zaczną padać jak muchy, a wszystko będzie szło właśnie w tym kierunku. Nie jest to bynajmniej żaden zarzut, bo dzięki temu trzeci sezon jest kompletnie inny od poprzednich dwóch, a The 100 staje się jednym z najprzyjemniejszych obecnie emitowanych seriali science fiction.
Może podobać się wątek Abby i Kane'a, którzy rozważają na temat tego, kto tak naprawdę powinien być kanclerzem. Szczególnie dobrze to wygląda, gdy znamy kontekst z przeszłości, gdzie oni nie tylko rywalizowali ze sobą, a nawet w pewnych momentach byli wrogami. Ta relacja pokazuje, jak ten serial zmienił się i dojrzał do czegoś naprawdę wyjątkowego. Teraz obsadzenie Kane'a w roli kanclerza nie tylko wypada przekonująco, ale też budzi sympatię. Oczywiście moment ostatecznej decyzji ma drobny walor humorystyczny, bo Abby nie chciała być naznaczona rozpalonym żelastwem. Dołączenie ludzi z Arki do koalicji Lexy okazuje się pomysłem ekscytującym i z potencjałem na nadzwyczajny rozwój.
Oparcie znacznej części odcinka na ogranej kliszy zwodzenia bohaterów, by wprowadzić zamieszanie i konflikt, jest odrobinę za bardzo oczywiste i przez to też momentami ciut irytujące. Wiemy, że grupa postaci na czele z Bellamym ma dobre intencje, ale też widzimy, do czego to wszystko prowadzi. Twórcy starają się tutaj zbijać widza z tropu postacią zabójcy, ale gdzieś towarzyszy świadomość, że to właśnie będzie ten schemat ze zwodzeniem i ostatecznie tak też się staje. Mimo wszystko zaskoczenie pojawia się w momencie, gdy zabójca idzie dokonać zamachu w Mount Weather. Brutalne zabicie dziewczyny Bellamy'ego oraz śmierć wszystkich, którzy znajdowali się w środku, jest zdumiewającą niespodzianką. To tutaj serial pokazuje pazur, wywołuje wielkie emocje i udowodnia, że z każdym odcinkiem stawka jedynie rośnie.
Bardzo intryguje relacja Lexy z Clarke. Ich wspólne sceny mogą się podobać, bo obserwujemy coś, co jest w stanie wzbudzić sympatię, przykuć uwagę i zarazem wywołać emocje. Jakoś dziwnie dobrze ogląda się razem te postacie, których relacja potrafi naprawdę zainteresować i nawet zaintrygować, biorąc pod uwagę dalszy rozwój w kontekście wydarzeń z poprzedniego sezonu. Sama Lexa też pokazuje się w tym odcinku z dobrej strony. Pozbycie się ambasadora poprzez zrzucenie go z wieżowca jest motywem prostym, ale w tej scenie całkowicie niespodziewanym. Do tego Lexa wyrasta na naprawdę silną kobietę, która ma charakter i serce. Momentami zaczynam się zastanawiać, co się stało za kulisami, że twórcy w ciągu zaledwie jednego sezonu tak bardzo dojrzali i teraz oferują coś głębszego oraz świeższego. Dalszy rozwój relacji Clarke z Lexą w kontekście politycznym obiecuje jeszcze wiele emocji.
Wojna jest już tuż za rogiem, więc obok polityki niedługo powinniśmy dostać też trochę akcji. Intryga, zdrada i wywołanie konfliktu przez królową Ice Nation to centralny wątek odcinka, który pomimo wspomnianej wady działa nadzwyczajnie. Na razie trudno ocenić nową królową, bo nie widzimy wiele poza dość specyficznym wyglądem. Miejmy nadzieję, że wyrośnie z niej nietuzinkowa antagonistka, która będzie godną rywalką dla bohaterów.
The 100 bardzo dojrzało przez te kilka lat, stając się serialem proponującym ciekawą, przemyślaną i rozbudowaną historię. W niej też bohaterowie zaczynają być postaciami, które można zrozumieć i które przestały być gatunkowymi stereotypami. Dojrzewanie czuć szczególnie w postaci Clarke, która w odpowiednich momentach podejmuje słuszne i odważne decyzje. Oby tak dalej!
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat