The Boys: sezon 2 - recenzja
Billy Rzeźnik wraca wraz z ekipą, by zdemaskować superbohaterów i pokazać światu ich prawdziwe, obrzydliwe oblicze. Czy produkcja Amazona trzyma wysoki poziom pierwszego sezonu? Przeczytajcie naszą recenzję.
Billy Rzeźnik wraca wraz z ekipą, by zdemaskować superbohaterów i pokazać światu ich prawdziwe, obrzydliwe oblicze. Czy produkcja Amazona trzyma wysoki poziom pierwszego sezonu? Przeczytajcie naszą recenzję.
Gdy widzieliśmy Rzeźnika (Karl Urban) po raz ostatni, leżał on na ganku domu, powalony przez Ojczyznosława (Antony Starr). Dowiedział się wówczas, że przez ostatnie lata żył w kłamstwie. Jego żona nie umarła. Mało tego, urodziła syna, który tak jak jego biologiczny ojciec może posiadać supermoce. W tym samym czasie tytułowi bohaterowie musieli zejść do podziemia. Są jednymi z najbardziej poszukiwanych osób w kraju. No może do czasu, aż na terenie Stanów Zjednoczonych dochodzi do ataku terrorystycznego, spowodowanego przez superterrorystę. Człowieka obdarzonego podobnymi mocami jak herosi. Co oznacza, że formuła substancji V nie jest już taka tajna. Ktoś ją wykradł i teraz może tworzyć złoczyńców. Oczywiście nie jest to przypadek. Zostało to skrzętnie zaplanowane, by Vought mogło rozpocząć współpracę z rządem. Zalążek tego widzieliśmy już w poprzednim sezonie. Teraz poznajemy szefostwo, na czele którego stoi Sran Edgar (Giancarlo Esposito) – facet, który nikogo się nie boi i ma plan na wszystko. To on postanawia dość szybko i bez konsultacji z Ojczyznosławem znaleźć nowego członka Siódemki. A to, jak można się spodziewać, nie spodoba się drużynie. Zwłaszcza że to tylko początek idących zmian.
The Boys to wciąż krwawa jazda bez trzymaki, która dostarcza wiele rozrywki. Niestety, mam wrażenie, że scenarzyści przedobrzyli i wetknęli za dużo wątków do tego sezonu. Przez to nie wiemy tak naprawdę, co jest jego główną osią. Czy jest nią walka Billy'ego o odzyskanie żony? Czy może Ojczyznosława starającego się odnaleźć w roli ojca? A może to historia o Głębokim, który średnio sobie radzi z życiem na marginesie i marzy o powrocie do Siódemki? Czy może o związku Campbella z Gwiazdą, który wygląda jak wyciągnięty żywcem z Zemsty Aleksandra Fredry? I to jeszcze nie są wszystkie wątki, które tu znajdziemy. Jest ich naprawdę mnóstwo i niekiedy tracimy z oczu ten główny. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy twórcy nie obawiali się, że drugi sezon będzie ich ostatnim, dlatego starali się domknąć wszystkie wątki. Mam również wrażenie, że jest dwa razy więcej postaci, niż było w pierwszym sezonie. Na szczęście scenarzyści, jak i showrunnerzy znakomicie sobie z tym radzą, rozkładając ich w fabule tak, że nie wprowadzają chaosu. Świetnie rozbudowują świat, pokazując, jak bardzo jest on rozległy i ile jeszcze przed scenarzystami możliwości, by się nim bawić.
W drugim sezonie dostajemy różnorodne komentarze społeczne na wiele trapiących świat tematów. Po pierwsze, twórcy dość dobitnie pokazują, że obecnie wszystko jest towarem. Bezinteresowne gesty nie istnieją, bo za nimi od razu idą profity, od których szybko się uzależniamy. Jesteśmy próżni. Wszyscy. Czy się do tego przyznajemy, czy nie. Każdy chce być w jakimś sensie uwielbiamy, a jak już to osiągnie, będzie robił wszystko, by to utrzymać. Nie lubimy też zbyt drastycznych zmian w naszym otoczeniu. Scenarzyści pokazują to na przykładzie Ojczyznosława, który kompletnie nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, w której nie jest już najważniejszą osobą. Zmienia się kierownictwo firmy, które nie widzi go w roli niezłomnego przywódcy. Ma inny plan. Nie liczy się nawet z jego słowem. Mało tego. Ludzie mają już innych idoli. Do tego koledzy z drużyny czują, że byli tylko wykorzystywani, więc też tracą do niego szacunek. Spadek liczby fanów oznacza automatycznie spadek jego wartości rynkowej. A w tym świecie to nie prowadzi do niczego dobrego. Trzeba zniżyć się do pewnego poziomu, by sięgnąć po innych fanów. Tych, którymi kiedyś się gardziło.
Z drugim sezonem The Boys mam problem. Dobrze się bawiłem podczas oglądania tych ośmiu odcinków, tyle że czułem, że czegoś mi brakuje. Coś mi odebrano. Okazało się, że przez natłok nowych bohaterów i wątków gdzieś na drugi plan spadł Billy. Jest go dużo mniej, co bardzo odczułem. Oczywiście są godni następcy, ale jednak Rzeźnik dodawał pewnego klimatu całej opowieści. Bez niego to są tylko rozterki superludzi. Jednak gdy już nasz bohater się pojawia, to w scenach zapadających w pamięć, jak choćby przebicia wieloryba motorówką. Niestety, pomimo tego, że sceny w drugim sezonie są dużo bardziej krwawe i o wiele brutalniejsze niż w poprzednim, jest ich trochę mniej. Niekiedy widać, że twórcy używają tego zabiegu z braku pomysłu na zakończenie sceny, więc po prostu wykorzystują do tego obrazek, gdy ktoś zrywa przeciwnikowi skórę z twarzy lub miażdży czaszkę. Przez nadmiar takich rozwiązań widz nie jest już zaskoczony, a tryskające hektolitry krwi szybko mu powszednieją.
Ciężar w nowej odsłonie został bardziej przeniesiony na towarzyszy Billy'ego. To oni w tym sezonie będą grali główne skrzypce. Trzeba przyznać, że starają się, jak mogą, ale ani Laz Alonso, ani Jack Quaid, ani tym bardziej Tomer Kapon nie mają w sobie tyle charyzmy, by zastąpić na chwilę Urbana. Oczywiście fajnie jest zobaczyć, jak panowie radzą sobie bez swojego nieustraszonego przywódcy, ale czuć, że to jest tylko na chwilę. Widz z niecierpliwością czeka na pojawienie się gościa w płaszczu, który po raz pierwszy rzuci charakterystyczne: „you fucking cunt”. Jestem za to pozytywnie zaskoczony postacią Stormfront graną świetnie przez Ayę Cash. To bohaterka, której z miejsca nie lubimy i się jej podświadomie boimy. Czujemy, że za tym uśmiechem kryje się sadystka. I choć nie ma początkowo żadnych oznak, że taka jest jej natura, to jesteśmy o tym przekonani od pierwszego spotkania. To oczywiście duża zasługa gry Cash. Nie przeszkadza mi nawet to, że twórcy kompletnie zmienili tę postać względem komiksowego pierwowzoru. Poczynając od płci, a na genezie kończąc. Znakomicie osadzili ją w historii, którą opowiadają. Robią to na tyle sprawnie, że nawet fani komiksu powinni być zadowoleni.
Amazon nie oszczędza w tym sezonie pieniędzy na efekty specjalne, które stoją na wyższym poziomie. Najwidoczniej producenci zrozumieli, ze ta historia nie może zostać zrealizowana po całości. Dzięki temu superbohaterowie dużo częściej korzystają ze swoich supermocy, a nie tylko o nich opowiadają.
Niemniej, The Boys, obok The Umbrella Academy, jest jednym z najlepszych dostępnych obecnie seriali opartych na komiksie. Amazon stanął na wysokości zadania i znów dostarczył serial pełen rozrywki, choć odrobinę słabszy niż w pierwszej odsłonie. Nieznacznie, ale wyczuwalnie. Co mnie w tym serialu jednak urzeka? To, że pod tym płaszczykiem naśmiewania się z superbohaterów twórcy potrafią przemycić mnóstwo poważnych tematów. Nie raz dana scena zmusi was do refleksji. Do zastanowienia się nie tylko nad poczynaniami celebrytów, ale także własnymi. W jakiś sposób wszyscy przyczyniamy się do napędzania tej całej spirali szaleństwa. Czemu w ogóle dajemy się w to wszystko wmanewrować – nie tylko gwiazdom, ale także politykom? The Boys w świetny sposób pokazują, że wszyscy dookoła jesteśmy tylko trybikami w machnie generującej dla kogoś zysk i najwyższy czas się z tego letargu wyrwać. Właśnie tak jak tytułowi bohaterowie, którzy powiedzieli „dość”. Może nie w tak brutalny sposób, ale rozpoznanie problemu jest już dobrym początkiem.
Jestem bardzo ciekaw, w którym kierunku pójdą scenarzyści w zapowiedzianym już 3 sezonie. Ekipa ma moje zaufanie i z chęcią zobaczę, co wykombinują tym razem.
Premiera 2 sezonu The Boys odbędzie się 4 września na platformie Amazon Prime Video.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat