The Disaster Artist – recenzja filmu [American Film Festival]
Data premiery w Polsce: 9 lutego 2018"I did not hit her, it's not true, it's bullshit. I did not hit her. I did noooooot! Oh, hi Mark" - gdy po 50. dublu Tommy Wiseau wreszcie perfekcyjnie wypowiada swoją pierwszą filmową kwestię, a widownia szaleje ze szczęścia i nagradza (wcielającego się w jego rolę) Jamesa Franco gromkimi brawami, to wiesz, że kultowy, najgorszy film w historii doczekał się godnego making of - The Disaster Artist.
"I did not hit her, it's not true, it's bullshit. I did not hit her. I did noooooot! Oh, hi Mark" - gdy po 50. dublu Tommy Wiseau wreszcie perfekcyjnie wypowiada swoją pierwszą filmową kwestię, a widownia szaleje ze szczęścia i nagradza (wcielającego się w jego rolę) Jamesa Franco gromkimi brawami, to wiesz, że kultowy, najgorszy film w historii doczekał się godnego making of - The Disaster Artist.
„Byłoby idiotyzmem tego nie zrobić” – tak James Franco tłumaczył pomysł zrealizowania, przez wielką wytwórnię, wysokobudżetowego obrazu o niskobudżetowym niezależnym dziele, który gremialnie uznano za najgorszy film w historii. Deklaracja ta ustawia nas na odpowiednie tory przed odbiorem The Disaster Artist – to obraz stworzony z pasji do kina i oddający hołd jednemu z najbardziej pokrętnych umysłów, z których zrodził się pomysł na film. Jak można się spodziewać, Franco udaje się zrobić wszystko lepiej, czyli – jak na film o The Room przystało – gorzej.
Lata 90., San Francisco. Tommy Wiseau, ekscentryczny czterdziestoparolatek o dziwnym akcencie, marzy o karierze aktorskiej. Jego idolami są Marlon Brando z Tramwaju zwanego pożądaniem i James Dean z Buntownika bez powodu. Po tym jak raz za razem – wraz ze swoim przyjacielem, Gregiem Sestero – ponosi w Hollywood zawodowe porażki, postanawia napisać, wyreżyserować i wyprodukować swoje opus magnum – The Room.
James Franco – wytworny i wszechstronny filmorób – opowieść o tragicznym twórcy zaczyna na długo przed procesem powstawania wspomnianego dzieła. Kluczowe jest bowiem to, co pcha Tommy’ego do stworzenia pokracznego filmu oraz dziwaczna relacja łącząca Wiseau i Sestero – toksyczna, lecz napędzająca dwóch nieudaczników, którzy marzą o tym, by znaleźć się na szczycie. Przy okazji zaś twórcy mogą podrzucać smaczki, które fani The Room rozpoznają natychmiast – w końcu mówimy o kultowym filmie. Fan-serwis danie główne serwuje zaś, gdy mamy okazję zobaczyć sceny odtworzone jeden do jednego. Szczerze powiedziawszy, ogląda się je z większym zażenowaniem i niesmakiem niż pierwowzór. Sam proces powstawania filmu odbywał się w patologicznych warunkach, porównywalnych do tych, w których znaleźli się bohaterowie filmu Wiseau.
To jednak nie reżyseria jest największym atutem The Disaster Artist, lecz aktorstwo. James Franco w roli dziwacznego reżysera/scenarzysty/producenta/aktora/psychola jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem filmu. Po(d)kręcony akcent, charakterystyczna poza, długie kruczoczarne, tłuste włosy i niezapomniany śmiech to tylko kilka z wielu charakterystycznych cech, dzięki którym Franco roztopił się w postaci Wiseau. Wychodzi mu to tak dobrze, że Jamesa bardziej w tym filmie przypomina jego brat, Dave Franco, który wcielił się w Sestero. Wychodzi mu to tak dobrze, że gdy wchodzi na plan The Room, tak znakomicie odgrywa źle grającego Tommy’ego, że efekt balansuje na granicy geniuszu i artystycznej zbrodni.
The Disaster Artist jednak nie stara się za wszelką cenę ośmieszyć Wiseau – jego film robił to doskonale przez ponad dekadę. Franco za to stara się znaleźć źródło jego fascynacji kinem, a także z podziwem wręcz spogląda na zmagania artysty, by doprowadzić swój projekt do końca. Z resztą reżyser filmu może identyfikować się z Wiseau z czasów, gdy ten próbował zbudować swoją karierę. Franco przez lata był enfant terrible hollywoodzkiego kina i trudno rozpatrywać jego twórczość w konkretnym kluczu – składa się ona zarówno z niezwykle ambitnych pozycji, jak i kompletnie pomijanych. Tak jak Wiseau, podobnie Franco stworzył film z pomocą przyjaciół (obowiązkowy Seth Rogen, a także brat Dave z żoną, Alison Brie), a rozmiar ich ego z pewnością jest porównywalny. Różnica polega na tym, że The Disaster Artist zdobywa festiwalowe nagrody, a na The Room można się załapać w każdym wielkomiejskim kinie w piątkowy wieczór. Powiedziałbym, że skala sukcesu jest równie odpowiednia.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat