To był naprawdę niezły odcinek serialu The Mandalorian. Podobać mogła się szczególnie intensywna i zawierająca dużo emocji końcówka. Konfrontacja protagonistów z antagonistą zawsze wywołuje więcej doznań – szczególnie gdy przeciwnikiem jest ktoś taki jak Moff Gideon. Wyróżnia się on prezencją, majestatycznością, ale też świetnie napisanymi tekstami, które wypowiedziane przez Giancarla Esposita zawsze trafiają w punkt. Nie mogę jednak nie wyrazić w tym miejscu swojego żalu, że bohater pojawia się dopiero teraz. Nie tylko dlatego, że sam jeden potrafi podnieść poziom serialu, ale głównie dlatego, że poprzednio wyraźnie brakowało tej produkcji kierunku, celu i po prostu atrakcyjnego złoczyńcy. Twórcy przypisują Gideonowi oczywiście różne zdarzenia, które działy się w fabule, ale jest to prostacki zabieg mający na celu usprawiedliwienie wcześniejszego zwlekania. Nie mogliśmy obserwować, jak wróg rośnie w siłę – jak knuje i obmyśla plan zniszczenia swoich wrogów. Pojawia się, ale nie jest to wielkie zaskoczenie, bo zwyczajnie na tym etapie byłoby karygodne pomijać udział antagonisty.
materiały prasowe
Jednocześnie mam wrażenie, że ten odcinek wypadłby o wiele lepiej na początku sezonu. Nie chcę przez to powiedzieć, że poprzednio wszystkie epizody były wypychane watą, ale nawet epizodyczna struktura pozwala na rozwijanie głównej fabuły. W The Mandalorian tego praktycznie nie było, więc marnowaliśmy czas, zamiast skupić się na tym, co najciekawsze. Weźmy za przykład skonstruowanie IG-12 i umiejscowienie w środku Grogu. Postać zyskała głos i mobilność, a wykorzystała to przynajmniej dwukrotnie na zachowania typowe dla dziecka. Była szansa na to, żeby pociągnąć temat dalej i zmusić Din Djarina do wychowawczej interwencji. Skupiono się jednak wyłącznie na komediowym aspekcie tego zdarzenia, co rzeczywiście było zabawne, ale jednocześnie marnowało potencjał. Nie było czasu na nic więcej. To samo odczucie towarzyszyło mi podczas oglądania potyczki Mandalorian z dwóch różnych klanów przy galaktycznych warcabach. Bohaterowie, zamiast wprawiać w ruch bierki, postanowili zastosować pięści. To mogło być istotnym wątkiem wskazującym na niezrozumienie i wewnętrzny konflikt dwóch różnych grup. Wyobrażam sobie, jak Jon Favreau siedział nad tym scenariuszem i wymyślił sobie, że Mandalorianie pokonują szosę swoim wielkim statkiem, ale w środku nic się nie dzieje. Nie może być tak, że dwóch samców alfa z dwóch różnych klanów tak po prostu będzie grać w warcaby. Słusznie, że zainicjowano konflikt, bo był potrzebny, ale nie są z tego wyciągane żadne wnioski. Nawet w bajkach dla dzieci nie zostawia się takich momentów bez komentarza, bo należy wyjaśnić młodszym odbiorcom, skąd biorą się niesnaski i jak można im zaradzić. Inna sprawa, że znowu obserwujemy grupę postaci zlewających się w jedno tło, pozbawionych charakterów czy jakichś cech szczególnych. Może i podróż Mandalorian do wyzwolenia i zjednoczenia stała się interesująca, ale konkretne postaci wciąż wypadają blado. Twórcom udało się utrzymać niesamowicie intensywną akcję od pojawienia się Mitozaura w widowiskowej sekwencji do samego końca odcinka. Wejście do Kuźni zostało zakłócone przez żołnierzy Imperium. Jeszcze przez chwilę mogliśmy przypuszczać, że po prostu śledzili Mandalorian i zaatakowali ich po wydaniu rozkazów przez Gideona z początku epizodu. Prawda była jednak jeszcze bardziej przykra dla naszych protagonistów, bo oto Gideon stworzył sobie bazę na ich ziemi, a także wyposażył siebie i swoje wojsko w zbroje z beskaru, przez co sytuacja stała się naprawdę trudna. Strzelaniny tym razem nie były dla mnie obojętne, a schwytanie Din Djarina sprawiło, że wstrzymałem oddech. Dużo znaków na niebie i ziemi wskazuje, że przyjdzie nam pożegnać się z tą postacią w finale, ale na tym etapie bardziej mnie to ucieszy, niż zasmuci. Grogu przy Mando stoi w miejscu, a sam Djarin nie ma praktycznie własnych motywacji. Współdzieli je z resztą swoich ludzi, więc nie widzę w nim potencjału. Zabicie Din Djarina będzie wynikało nie z naturalnego łączenia wątków, ale prawdopodobnie z pragmatyzmu i chłodnej oceny, że twórcom na tym etapie ta postać bardziej wadzi.
Disney+
+4 więcej
Twórcom na chwilę przed finałem udało się zbudować emocje i pierwszy raz w tym sezonie poczułem, że oglądam serial The Mandalorian. Chcący odzyskać swój dom bohaterowie napotkali przeszkodę wielkich rozmiarów – okrutnego imperialnego dowódcę i jego armię. Podczas seansu siódmego odcinka mogliśmy odczuć bezsilność i współczucie. Niewątpliwie emocje te kontynuowane będą w finałowym odcinku. Szkoda, że serial w tym sezonie zaczął się w momencie, gdy seria ta zaraz się skończy.   
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj