

W nowym odcinku The Walking Dead: Daryl Dixon bohaterowie spotkali zakochaną parę, która została zaatakowana przez zbirów. Dzięki temu mieliśmy nieco akcji na początku epizodu, gdy Daryl zastrzelił prawie wszystkich napastników. Dobrze go widzieć z jego charakterystyczną bronią – kuszą. Cieszy też przywiązanie twórców do detali. Dostaliśmy ujęcia, gdy postać zbierała strzały, aby je ponownie użyć.
Roberto i Justina – częściowo zmuszeni przez Daryla – zaprowadzili bohaterów do malowniczego miasteczka Solaz del Mar. Mając w pamięci dramatyczne wydarzenia z Francji, a także 11 sezonów The Walking Dead i innych spin-offów, zaskoczyło mnie to, że nie spotkali się z wrogością czy przesadną podejrzliwością. W końcu mogli stanowić potencjalne zagrożenie. Choć Daryl już doświadczył uprzejmości we Francji, to troska mieszkańców (zaopiekowali się nimi, podzielili lokalnymi przysmakami i leczyli) bardzo kontrastowała ze wszystkim, co do tej pory zobaczyliśmy. Możliwe, że to wrażenie potęguje też inna kolorystyka – wilgotna szarość i zgniła zieleń zostały zastąpione beżowymi budynkami, które w pewien sposób ocieplają to, co widzimy na ekranie. Stanowi to powiew świeżości dla serialu, który mógł już znużyć swoim depresyjnym, ponurym klimatem.

Rzeczywistość wcale nie jest taka sielankowa. Apokalipsa zombie też odbiła swoje piętno w Hiszpanii, gdzie ludzie zwrócili się przeciwko sobie. Między Solaz del Mar a El Alcazar panuje układ, w którym za broń i pokój ofiarowuje się dziewczynę podczas festiwalu. Pojawiło się trochę napięcia, gdy okazało się, że to nie świnka Justiny wygrała wyścig. W końcu to przez Daryla i Carol para musiała wrócić do wioski, z której uciekli. Dzięki temu emocje były większe, bo zależało nam na tych zakochanych w sobie postaciach. Sama impreza prezentowała się dość egzotycznie z ozdobnymi strojami, dziwacznymi maskami i tańcami. Jakby bohaterowie cofnęli się o co najmniej 100 lat.
Nasi bohaterowie zostali wrzuceni w układy, grupę hiszpańskojęzycznych ludzi i obcą kulturę, która jest dla Amerykanów nieco niezrozumiała. Szczególnie dla Carol, która głośno wyraziła swoje zdanie o „tradycji” oddawania dziewcząt za ochronę. Scena, w której bohaterka została pouczona przez abuelitę była świetna. Z jednej strony rozumiemy, że Carol utożsamia się z uczuciami matki, która traci swoje dziecko. Z drugiej strony to był jasny przekaz, że ludzie ciężko pracowali na ten rodzaj pokoju, nawet jeśli musieli iść na pewne nieprzyjemne kompromisy. Nastąpiło tu zderzenie kulturowe, które scenarzyści znakomicie rozegrali, bo każdy miał solidne argumenty.
Możemy się domyślać, że Carol nie odpuści tego tematu w kolejnych odcinkach. Zbyt dobrze ją znamy, żeby nie wiedzieć, że to ją nie powstrzyma przed ingerowaniem w te układy. Natomiast wydaje się, że więcej kłopotów wyniknie po tym, jak Daryl brutalnie zabił opryszków i zbira, który mu uciekł na początku odcinka. To też zapewniło dreszczyk emocji w końcówce, dostarczając nieco akcji w tym monotonnie rozwijającym się epizodzie.
Scenarzyści w przemyślany sposób nakreślili w tym odcinku wszystkie najważniejsze wątki. Pokazali, że układ między miasteczkami nie jest bez wad, a do tego znalazło się miejsce na odmienność kulturową. Zarysowali relacje, jakie panują między postaciami: od Roberta (który jest zły na Daryla, że zmusił ich do powrotu) po romans Eleny z Paz. W kolejnych odcinkach pewnie więcej czasu dostanie Antonio, który zaopiekował się Carol. Są jeszcze takie postacie, jak Fede czy Guillermo Torres, które jeszcze odegrają ważne role w historii. W tym sezonie jest sporo czasu na pogłębienie postaci i ich wzajemnych zależności. I wciąż nie wiemy, kim są rogaci najeźdźcy z pierwszego odcinka.
Drugi odcinek nie forsował szybkiego tempa, więc niektórzy uznają go za nudnawy. Jednak był pełen treści. Twórcy skupili się na zarysowywaniu sytuacji, jaka panuje w miasteczku, oraz przedstawieniu nowych postaci. Poukładana i płynna narracja sprawiła, że przy sporym natłoku zdarzeń i bohaterów, widz się nie zgubił. W ten sposób dobrze zbudowano grunt pod dalsze wydarzenia, bo częściowo odkryto przed nami motywacje postaci. Największe wrażenie robi samo miejsce, które jest inne, wyjątkowe i poniekąd fascynujące. Taki wolniejszy epizod jest potrzebny, ponieważ stanowi dobry punkt wyjścia, aby w kolejnych podnieść poziom emocji i przyspieszyć akcję. Miejmy nadzieję, że twórcy utrzymają jakość scenariusza, bo można tu dostrzec potencjał na naprawdę przyzwoity i interesujący sezon.
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska

