The Walking Dead: Dead City - sezon 2, odcinek 3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 19 maja 2025Nowy odcinek The Walking Dead: Dead City nie porwał. Wyjaśnił niektóre tajemnice za sprawą retrospekcji, ale nowe motywy nie ciekawiły, a akcja tylko chwilami trzymała w napięciu. To nie jest poziom, do jakiego nas przyzwyczaił ten serial.
Nowy odcinek The Walking Dead: Dead City nie porwał. Wyjaśnił niektóre tajemnice za sprawą retrospekcji, ale nowe motywy nie ciekawiły, a akcja tylko chwilami trzymała w napięciu. To nie jest poziom, do jakiego nas przyzwyczaił ten serial.

W tym tygodniu w The Walking Dead: Dead City bardziej skupiliśmy się na grupie Maggie, która wkroczyła do zarośniętego Central Parku. O ile wysoka trawa w scenografii to powiew świeżości w uniwersum, a sceny nawet trzymały w napięciu, to pod względem logiki prezentowało się to kiepsko. Babilończycy padali jak muchy z powodu ataków wyskakujących z zarośli szwendaczy. Jak oni przeżyli tyle lat, skoro tak szybko dali się wykończyć w nie tak trudnych warunkach do przetrwania? Nie wspominając, że ani na grupie, ani na Narvaez, która przejęła dowództwo, nie zrobiło to wrażenia. Zginęli "statyści", którym nie trzeba poświęcać uwagi, a serial odhaczył obowiązkowe zgony spowodowane przez znakomicie ucharakteryzowanych szwendaczy.
Narvaez niesamowicie irytuje w tym, jak bardzo jest zaślepiona swoim światopoglądem, władzą i bezmyślnym dążeniem do celu. Ma utwierdzać w przekonaniu, że Maggie jest nieomylna oraz sztucznie budować konflikt z Armstrongiem, pogłębiając różnicę zdań między nimi. Przynajmniej Gaius Charles gra lepiej – tym razem nie był tak bezbarwny, jak w pierwszych odcinkach.

Maggie i pozostali również spotkali nową grupę, która przetrwała w Central Parku. Okazali się pewnego rodzaju przyjazną wersją Szeptaczy, żyjącymi w dość prymitywny sposób. Nie zapiszą się na długo w Waszej pamięci, bo nie wzbudzają większych emocji, a ich liderka niczym się nie wyróżniła. Może tylko obrządek pogrzebowy pozostanie z nami chwilę dłużej, ale tylko dlatego, że był on makabryczny i jednocześnie symboliczny.
W odcinku błyszczał Logan Kim, jako Hershel. Wcześniej narzekałam na jego nierówne występy, ale teraz chłopak pokazał, że ma całkiem niezłe umiejętności aktorskie. Przede wszystkim oglądaliśmy jego retrospekcje z Damą, które wyjaśniły, jak kobieta przeciągnęła go na swoją stroną (znakomita Lisa Emery). Te sceny raczej opierały się na dialogu między nimi, ale wypadły całkiem przekonująco. Nie do końca wiemy, jaki jest cel Damy, która wydaje się mieć jakąś urojoną wizję na przyszłość Manhattanu. Sama postać jest na tyle nieprzewidywalna, że wątek sam w sobie ciekawi, choć tylko w umiarkowanym stopniu.

Dużo działo się przy Hershelu w tym odcinku. Spotkał Negana, który uratował mu życie. Miał okazję go zastrzelić, ale tego nie zrobił – szkoda, że w tej scenie zabrakło napięcia, choć lekkie emocje pojawiły się ze względu na ich wspólną przeszłość. Z kolei scena z małomówną dziewczyną była dziwna, bo nastolatek miał ją za jakąś nieufną dzikuskę. Trudno uwierzyć w to, że nigdy w życiu nie rysowała. Natomiast konfrontacja z matką wydawała się wprowadzona na siłę, aby znowu podkreślić, że Maggie ma obsesję na punkcie Negana i to powoduje wobec niej wrogość syna.
A skoro jesteśmy przy postaci Negana – tym razem jego wątek stanowił dodatek do całej historii. Dostaliśmy kolejne sceny z Chorwatem, który jak zwykle powspominał stare czasy, ale tym razem opowiedział też o swoim spotkaniu z Damą. Dobrze, że Zeljko Ivanek to taki solidny i doświadczony aktor, bo jego opowieści zawsze słucha się z uwagą, co twórcy skrzętnie wykorzystują. Niestety też sztucznie budują atmosferę niepewności między nimi. Chorwat udaje bądź nie, że wierzy słowom swojego idola, który stara się manewrować pomiędzy kłamstwami i "wcielaniem się w Negana". Poczucie niewiadomej jest pożądane, ale zbyt nachalnie je przedstawiono. Przynajmniej ich wspólne sceny ogląda się z przyjemnością, bo mamy do czynienia z dwoma utalentowanymi aktorami, którzy potrafią bawić się rolami. W każdym razie dostaliśmy jeszcze dość klimatyczną scenę w porośniętym tunelu, gdzie Waylen został pokąsany przez zombie i porzucony na – wydawać by się mogło – pewną śmierć. Adrenaliny to nie podniosło, ale to kolejny pomysłowy atak zombie w niecodziennym środowisku.
Trzeci odcinek The Walking Dead: Dead City niezbyt przypadł mi do gustu. Twórcy pod pozorem pogłębiania bohaterów zaserwowali nam trywialną historię. Dostajemy sztampowe rozwiązania, bezsensowne zachowania postaci oraz idiotyczne śmierci, które są poniżej poziomu, jaki zazwyczaj prezentuje ten serial czy franczyza. Ponadto twórcy uparcie próbują straszyć nas czymś, co skrywa Central Park, bo już trzeci epizod kończą podobnym ujęciem. Odgłosy "potwora", które usłyszała Maggie, łatwo powiązać z tym, co już zdradziły zwiastuny 2. sezonu…
Nie był to dobry odcinek, ale miał kilka lepszych momentów – retrospekcje Hershela czy parę imponujących kadrów. Pod względem wizualnym na pewno się obronił. Mimo wszystko w nowej serii brakuje konkretów, które zdynamizowałyby wydarzenia, a konflikty zyskałyby na wyrazistości. Pozostaje czekać na dalszy rozwój wypadków, licząc na to, że będzie lepiej. Twórców na to stać!
Poznaj recenzenta
Magdalena Muszyńska


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1992, kończy 33 lat
ur. 1966, kończy 59 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1981, kończy 44 lat

