The Walking Dead - sezon 10, odcinek 21 - recenzja
Daryl naprawia motor. Carol gotuje zupę i poluje na szczura. Jest też Pies i Jerry. Nie ma co się doszukiwać sensacji w tym okrutnie nudnym, niepotrzebnym i niemal pozbawionym treści bonusowym odcinku serialu The Walking Dead. Oceniam.
Daryl naprawia motor. Carol gotuje zupę i poluje na szczura. Jest też Pies i Jerry. Nie ma co się doszukiwać sensacji w tym okrutnie nudnym, niepotrzebnym i niemal pozbawionym treści bonusowym odcinku serialu The Walking Dead. Oceniam.
Najnowszy bonusowy epizod 10. sezonu The Walking Dead skupił się na postaciach Carol i Daryla, których drogi się rozeszły. W odróżnieniu do osiemnastego odcinka, w którym więcej czasu poświęcono kusznikowi, uwaga koncentrowała się tym razem na Carol. W końcu to ona była jedną z tych bohaterek, które najwięcej straciły w wojnie z Szeptaczami (śmierć Henry’ego), a do tego jej późniejsze działania można uznać za dyskusyjne lub kontrowersyjne. Była więc szansa, żeby sprawdzić, jakie konsekwencje spadną na nią ze strony mieszkańców Alexandrii. Poza tym napięte stosunki z Darylem też są interesujące, choć w mniejszym stopniu. Twórcy postanowili jednak dostarczyć widzom nieco lżejszej rozrywki. Gotowanie zupy przez Carol oraz uganianie się za szczurem, który denerwował Psa z muzyką w tle bawiło - dzięki czarującej Melissie McBride. Aż przypominały się czasy, gdy piekła ciasteczka lub gdy Daryl ścigał Jezusa, co też miało bardziej humorystyczną formę.
Ta komediowość byłaby do zaakceptowania i zadziałałaby dobrze, gdyby dla przeciwwagi pojawiły się silniejsze emocje. Zniszczenie ściany przez Carol nie przytłaczało, bo cierpienie bohaterki nie zostało należycie podkreślone przez McBride. Spodziewaliśmy się większego dramatu. Zdecydowanie lepiej wyszła scena z Jerrym (sympatyczny Cooper Andrews), który okazał jej ciepło i troskę. Zauważył, że ma zły dzień, a do tego wsparł dobrym słowem inspirowanym Ezekielem. Dzięki pełnej uczucia rozmowie twórcy uratowali ten wątek.
Nie można zapomnieć o Psie, który był najjaśniejszą postacią tego odcinka. Skradł każdą scenę, w której się pojawił. Zwierzak wniósł mnóstwo pozytywnej energii, a także humoru do historii, dzięki swoim kapitalnym "minom". Odegrał również ważną rolę, wspierając oraz wysłuchując smutną i osamotnioną Carol. Pies też przyczynił się do tego, że ten epizod nie okazał się tak niestrawny i zupełnie pozbawiony treści.
Najgorzej prezentował się wątek Daryla, któremu popsuł się motor. Do tego szwendacze chcieli go dopaść, co nie zaskakuje, bo jest to stały element The Walking Dead. Te zmagania w lesie były potwornie nudne i schematyczne. Twórcy kompletnie nie mieli pomysłu na tego bohatera. To udowadnia, że Daryl jest nijaką postacią i nadaje się tylko do chrząkania, dynamicznej akcji oraz zabijania zombie.
Problemem tego odcinka było to, że twórcy przez format sezonu 10C, który sobie narzucili, wpadli we własne sidła. Wątek przyjaźni między tymi bohaterami miał już swój punkt kulminacyjny w 18. epizodzie. Wszystko, co najważniejsze, zostało tam powiedziane, więc naturalnym byłoby teraz go rozwinąć i pójść o krok dalej. Ale niestety taki jest „urok” tych dodatkowych odcinków, że mają tylko zainicjować historię, pogłębić postacie i ich relacje, ale fabuła nie może ruszyć naprzód. Dlatego między Carol i Darylem nic się nie zmieniło. Nie doszło do pogodzenia się i odbudowania przyjaźni, czego potwierdzeniem jest symboliczne przekazanie scyzoryka. Dixon może sobie poradzić bez niego, a Peletier go potrzebuje do ułożenia życia na nowo i podtrzymania poczucia, że jest potrzebna w Alexandrii. Szkoda, że nie pokazano lepiej, jak wygląda sytuacja w tym miejscu, bo przynajmniej widzowie mieliby szersze pojęcie, jakie wyzwania w odbudowie czekają na jego mieszkańców w 11. sezonie.
21. odcinek The Walking Dead był bardzo słaby. Można go nazwać pewnego rodzaju fanserwisem dla miłośników Daryla i Carol, a przede wszystkim Psa. Wcześniejsze bonusowe epizody przynajmniej miały w sobie elementy zaskoczenia i dawały wgląd w to, co się dzieje w głowach bohaterów. Ale ten najnowszy to kiepski filler, któremu brakowało emocji. Twórcy nie mieli pomysłu, żeby wypełnić go wartościową treścią. Pokazali jedynie, że nawet naszym niezłomnym bohaterom zdarzają się gorsze dni. Trzeba o tym odcinku szybko zapomnieć przed (ostatecznym!) finałem sezonu, który na szczęście zapowiada się interesująco, bo opowie o przeszłości Negana.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat