The Walking Dead - sezon 11, odcinek 12 - recenzja
W nowym odcinku powróciliśmy do Alexandrii i Wzgórza, dzięki czemu można było poczuć, że wciąż oglądamy The Walking Dead. Był to interesujący epizod, który posunął fabułę do przodu. Oceniam.
W nowym odcinku powróciliśmy do Alexandrii i Wzgórza, dzięki czemu można było poczuć, że wciąż oglądamy The Walking Dead. Był to interesujący epizod, który posunął fabułę do przodu. Oceniam.
W najnowszym odcinku The Walking Dead gubernator Wspólnoty wizytowała Alexandrię, Wybrzeże i Wzgórze. To pomysł wyciągnięty wprost z komiksu, tylko trochę inaczej rozegrany przez twórców serialu ze względu na wiele różnic między tymi historiami. Mimo wszystko było to w duchu materiału źródłowego z dostosowaniem wątku do wydarzeń produkcji. Miłym akcentem było przywołanie postaci Deanny i jej męża, która była przywódczynią Alexandrii. Takie wspominki w finałowym sezonie są jak najbardziej wskazane. Przy okazji okazało się, że Pamela znała się z Monroe, co jest niezłą ciekawostką.
W tym epizodzie mogliśmy poznać trochę lepiej gubernatorkę Wspólnoty. Nie przestraszyła się ataku szwendaczy, była pod dużym wrażeniem, jak mieszkańcy Alexandrii, Wybrzeża i Wzgórza poradzili sobie w przeszłości z przeciwnikami i jak dają sobie radę obecnie. Ta pierwsza społeczność była chętna do nawiązania współpracy, dlatego bardziej ciekawiło, jak wypadnie konfrontacja z Maggie, która nie chciała przyjąć oferty. Rhee i Pamela ruszyły na polowanie. Chciały także wymienić się poglądami o sposobie zarządzania grupami. W ich wypowiedziach słychać było echa powieści graficznej (również Ricka). Twórcy dobrze podkreślali różnice w podejściu do liderowania. Z jednej strony oglądaliśmy zadbaną Pamelę, która wierzy w system klasowy i przywrócenie porządku. A z drugiej strony widzieliśmy Maggie - całą umorusaną i zabijającą zombie - która dba o równe traktowanie w jej społeczności. Dodatkowy kontrast uwidaczniał się też w ubiorach obu kobiet. Dawało to możliwość do obiektywnego porównania obu perspektyw poprzez wymianę poglądów i argumentów. W The Walking Dead to dość rzadka okoliczność, więc to niezła odmiana. Choć wiele różni Maggie i Pamelę, to obie nie boją się pobrudzić rąk, co zobaczyliśmy w scenie, gdy zabijały zombie.
Mimo że w tym odcinku najwięcej uwagi skupiło się na Pameli, to znowu najbardziej interesował Lance, któremu bardzo zależało, żeby wszystkie społeczności zgodziły się na współpracę ze Wspólnotą. Sam wyznał, że robi to przede wszystkim dla Milton, więc ciekawi, na czym tak naprawdę polega ich relacja. Może mieć romansowy charakter, ale może to być też jakiś sposób jego manipulacji i część gry. W końcu zobaczyliśmy, jak w jednej ze scen próbował przekonać Maggie, żeby zmieniła zdanie i dołączyła do Wspólnoty. A gdy mu się to nie udało, to odreagowywał to, strzelając do zombie. Josh Hamilton w tej roli jest bardzo dobry, ponieważ wykreował zagadkowego, przebiegłego i nieprzeniknionego bohatera, przy którym trzeba się mieć na baczności. A do tego dostał monetę, jako jego charakterystyczny atrybut, aby jeszcze bardziej go wyróżnić, co jest fajnym motywem. Lance nie jest postacią o porywającej charyzmie i jeszcze nie można go nazwać złoczyńcą, ale z każdym odcinkiem coraz bardziej intryguje.
Ostatecznie nie doszło do porozumienia między Wspólnotą a sojusznikami, ponieważ Maggie stwierdziła, że wszystko ma swoją cenę. Smuciła decyzja Dianne o opuszczeniu Wzgórza, ale z drugiej strony też cieszyło, że powróciła na ekran rzadko widywana w serialu Kerry Cahill w tej roli, nie wspominając też o Aviannie Mynhier jako Rachel. W odcinku pojawili się również Lydia i Aaron, ale znowu jako drugoplanowe postacie, co trochę rozczarowuje. Natomiast najważniejsze jest to, że twórcy wciąż budują atmosferę nieufności wokół Wspólnoty, mimo że jest bardzo hojna, bo podzieliła się jedzeniem. Dyscyplina i skuteczność oddziału żołnierzy niepokoi, nawet Mercer zwrócił uwagę, że są obserwowani i każdy ma jakąś rolę do odegrania. Ta wielka społeczność skrywa wciąż wiele tajemnic, ale raczej nie takich, które spędzałyby sen z powiek.
Z kolei we Wspólnocie Max wyjaśniła Eugene’owi, dlaczego nie przyznała się, że to ona jest prawdziwą „Stephanie”. Zobaczyliśmy krótką retrospekcję, w której pojawił się też zdenerwowany Mercer, oraz sceny z pierwszego spotkania z Porterem przy budce z lodami. Twórcy, aby podkreślić, że oglądamy perspektywę Max, zastosowali nawet nieco inne ujęcia z tego wydarzenia, co było sprytnym zabiegiem. Ma to wszystko sens, ale i tak złamało to serce Eugene’owi. Można nie lubić tego dziwnego bohatera za jego często egoistyczne postępowanie, ale nie można też odmówić, że jest osobą bardzo wrażliwą i samotną, dlatego wzbudzał współczucie. Natomiast na uwagę zasługuje jego rozmowa z Rositą, która przypomniała mu, że ich przyjaźń też została zbudowana na kłamstwie (znowu odniesienie do przeszłości). Ich dialog był świetny również dlatego, że Eugene szybko zorientował się, że nie może powiedzieć prawdy o „Stephanie” ze względu na to, że jego przyjaciółka służy w armii. Poza tym podkreślał, jak interesująco rozwinęła się Rosita jako postać, a wątek Wspólnoty w końcu pozwolił jej odgrywać w historii ciekawą rolę. Dzięki tej rozmowie Eugene przeprosił Max, a ich scena pogodzenia się była bardzo emocjonalna i budująca. Świetnie zagrał Josh McDermitt, dzięki któremu ta zmiana nastroju między nimi wypadła tak naturalnie i przekonująco. Jest chemia między tymi postaciami, ponieważ również dobrze gra Margot Bingham.
Nie można też zapomnieć o wątku Ezekiela, któremu „się poszczęściło”. Co prawda była to historia stworzona po to, by zapełnić fabułę odcinka, ale dobrze uwidoczniła, jak empatyczną osobą jest ten bohater. Nie podobało mu się to, że przez działania Carol został przesunięty na początek kolejki do operacji, ponieważ w szpitalu widział, że inni też czekają. Zyskał dużo sympatii. W przypadku Carol twórcy twardo trzymają się jej zarysowanego na przestrzeni sezonów charakteru i schematu działania. Zrobiła wszystko, żeby osiągnąć cel w dobrej wierze. Zawsze to dobry powód do dyskusji nad wątpliwie moralnymi decyzjami, co sprawia, że historia angażuje.
W dwunastym odcinku powróciliśmy do znanych nam miejsc, by przekonać się przy okazji, jak ich mieszkańcy radzą sobie po burzowym kryzysie i powrocie Maggie na Wzgórze. Cieszy, że uwzględniono Wybrzeże, bo ta społeczność jest kompletnie zaniedbywana przez twórców i wydawało się, że o niej zapomniano. Natomiast ta wizytacja Pameli pozwoliła oderwać się od tego politykowania we Wspólnocie i znowu poczuć, że to stare, dobre The Walking Dead, a nie jakiś inny serial. Nawet otrzymaliśmy efektowne sceny w slow motion z zabijania zombie. Odcinek był interesujący, ale nie dostarczył wielu emocji. Fabuła się rozwija, ale jak na razie obywa się bez większych napięć. Ten subtelny sposób opowiadania historii jest całkiem odświeżający, ale już można odczuwać lekkie zniecierpliwienie. Czekamy, aż zostaną wyjawione tajemnice i akcja nabierze tempa, ponieważ fundamenty zostały właśnie zbudowane!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat