The Walking Dead: sezon 8, odcinek 11 – recenzja
The Walking Dead daje odcinek, który z lepszym scenariuszem mógł być czymś wyjątkowym. A tak sprawia wrażenie marnego zapychacza.
The Walking Dead daje odcinek, który z lepszym scenariuszem mógł być czymś wyjątkowym. A tak sprawia wrażenie marnego zapychacza.
The Walking Dead często bywa serialem nierównym, w którym dobre, emocjonujące odcinki mieszają się z kiepskimi zapychaczami o niczym. Nowy odcinek jest tak gdzieś pomiędzy, bo choć czuć, że pomysł na poszczególne wątki jest dobry, to realizacja i słabe rozpisanie ich w scenariuszu pozostawiają wiele do życzenia. Coś, co mogło stanowić o sile odcinka, staje się w tym przypadku jego największą wadą. A to przecież nie pierwszy raz, gdy twórcy po macoszemu podchodzą do istotnych kwestii, które mogły zbudować w tym serialu jakiekolwiek emocje.
Tara jest doskonałym przykładem na to, jak jest to źle realizowane. Jej motywacje względem niechęci do Dwighta są zrozumiałe i wiarygodne. Problemem są skrajności wprowadzane przez twórców. Tara przez cały odcinek ma klapki na oczach i to pomimo mocnych argumentów Daryla i Rosity. Fakt, że pomimo tego podejmuje decyzję o zabiciu Dwighta, jest bezsensowny i przedstawiony w sposób karygodny. Nie ma u niej żadnego moralnego dylematu, bo twórcy skupiają się na zero-jedynkowej zemście. To samo w sobie staje się wadą, bo Tara pozbawiona inteligencji, wiarygodności i emocji, staje się postacią pustą, która ma w bezcelowy sposób wypełniać zadania twórców. Najgorsze w tym są dwie sprawy: fakt, że Daryl zaufał Tarze pomimo jej otwartej niestabilności i wrogości wobec Dwighta, oraz przejście z jednej skrajności w drugą. Gdy Tara zobaczyła, jak Dwight ratuje im tyłek, nagle zaczęła go bronić. Ot tak, chociaż widziała, jak zabijał Zbawców, więc sens jej nagła przemiana nie ma sensu. To pomysły godne o wiele lepszej realizacji. Z wprawną ręką oraz dobrym tekstem, to mogło być coś świetnie pokazującego Tarę, jej dylemat i budującego emocje. A twórcy popadają w skrajności i nawet nie starają się wgryźć w serca swoich postaci. Nudny i banalny wątek.
Gorzej prezentuje się wątek Gabriela i lekarza, który podobnie jak historia Tary, miał opowiadać o czymś głębszym i ważniejszym. W tym przypadku o wierze księdza, która dzięki nieprawdopodobnym zrządzeniom losu (lub jak kto woli cudom) jest większa niż kiedykolwiek. Problem w tym przypadku jest taki, że wszelkie cuda to okropne banały, podobnie jak finał wątku. Ot tak zabijają doktorka przy Gabrielu, więc jego wiara wyparowuje. I co z tego? Kogo interesuje Gabriel, który pojawia się kilka razy na sezon i wywołuje jedynie obojętność? Ten wątek o utracie wiary w świecie zombie to pomysł wręcz genialny, ale zbyt mocne oparcie na pustych frazesach i banalnych zagraniach odziera go z głębi, która w tym miejscu powinna być zbudowana. Jest wręcz wyprany z emocji. Skoro w tym serialu nie wychodzi akcja i wojna, to tego typu wątki powinny być zrealizowane perfekcyjnie. A odnoszę wrażenie, jakby brakowało umiejętności za kamerą, by to zrobić dobrze. Tak jakby scenarzyści w miarę sensownie rozpisali wątek, który wymaga artystycznej ręki, nie rzemieślników, jakich pełno za kamerą The Walking Dead.
Najlepiej wypada sytuacja u Maggie. Czuć emocje w scenie, gdy wszyscy dowiadują się o losie Carla. Widać wpływ na bohaterkę i aktualną rzeczywistość. Tak naprawdę to właśnie decyzja Maggie o ludzkim traktowaniu Zbawców jest pierwszą wyraźna oznaką prawdy w słowach Carla. W odróżnieniu od pozostałych wątków, tutaj jest to przekonujące. To samo można powiedzieć o Morganie i młodym Henrym, który w poprzednim odcinku zabił Gavina. Walka o zachowanie niewinności u dzieciaków w tym świecie jest ważna, a ten odcinek pokazuje, jak bardzo. Można było z tego wyciągnąć więcej, ale na tle pozostałych i tak jest nieźle.
The Walking Dead w nowym odcinku w dużej mierze nudzi i irytuje kiepskimi decyzjami na realizację naprawdę niezłych wątków z potencjałem. Negan znowu kradnie sceny, a jego finałowa przemowa wprowadza w konsternację. Przez wiele lat w tym serialu ludzie smarowali się wnętrznościami trupów, by przeżyć, więc Negan chce nagle ich bić flakami, by się zarazili? Może jeszcze zgodnie z sugestią Eugene'a chce zmienić ten konflikt w wojnę ze średniowiecza? Kompletnie nie kupuję tego planu Negana i nie dostrzegam w nim sensu, który miałby przechylić szalę na jego stronę. A ten cliffhanger miał zaciekawić i zbudować emocje, a nie taką obojętność i niechęć.
Źródło: zdjęcie główne: Gene Page/AMC
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat