Tacy jesteśmy: sezon 4, odcinek 15 - recenzja
Nowy odcinek Tacy jesteśmy przynosi nam mieszankę napięcia, niepewności i ciepła. I choć emocje nie sięgają takiego poziomu, jak w poprzednim epizodzie, to jego solidność i popisowa gra Sterlinga K. Browna wciąż potrafią podtrzymać zainteresowanie widzów tym serialem.
Nowy odcinek Tacy jesteśmy przynosi nam mieszankę napięcia, niepewności i ciepła. I choć emocje nie sięgają takiego poziomu, jak w poprzednim epizodzie, to jego solidność i popisowa gra Sterlinga K. Browna wciąż potrafią podtrzymać zainteresowanie widzów tym serialem.
Najnowszy odcinek This is Us przypominał pod względem teraźniejszej historii ten skupiający się na postaci Kate sprzed kilku tygodniu. Podobnie jak tam Kevin również spędził bardzo miło dzień ze swoją matką, zacieśniając z nią więzi. Odwiedzili sklep z płytami, a także dom jej idolki sprzed lat. To były bardzo przyjemne sceny do oglądania, szczególnie, kiedy w między czasie pojawiały się urywki retrospekcji z Jackiem. Ujawniały artystyczną duszę tej bohaterki, która jeszcze pokazywała kawał niezwykłego głosu. Jednak nie można pozbyć się wrażenia, że twórcy serwują Kevinowi swoiste pożegnanie z jeszcze w miarę zdrową i świadomą Rebeccą. Szczególnie, że w końcu przestali trzymać widzów w niepewności w związku z jej dolegliwościami, choć i tak kazali czekać na rozwikłanie zagadki cały odcinek. Okazuje się, że matka rodzeństwa cierpi na chorobę Alzheimera, która jest we wczesnym stadium. Będzie ona postępować, a nie wiąże się tylko z zanikiem pamięci, ale również z bólem i zmianami behawioralnymi. Mimo że wątek Kevina, choć był trochę mdły, ale jednocześnie urokliwy, ma on duże znaczenie pod względem emocjonalnym dla bohaterów. A w pewnym sensie zamyka część historii rodziny Pearsonów.
Na pewno najbardziej konkretnym i wyrazistym pod względem fabularnym był wątek Randalla, który odwiedził gabinet terapeutyczny. A to wszystko dzięki fantastycznemu Sterlingowi K. Brownowi, na którym skoncentrowała się kamera podczas sesji. To bardzo ciekawy zabieg operatorski, aby nie pokazywać twarzy terapeutki, aż do samej końcówki odcinka. A przecież mieliśmy do czynienia z samą Pamelą Adlon, czyli nie byle kim. Jednak dzięki temu Brown mógł pokazać cały swój warsztat aktorski, a co ważniejsze widzowie mogli lepiej skupić się na tym, co mówi jego postać, a także jak reaguje na rozpraszające go wokół rzeczy. Atmosfera rozmowy zmieniała się z każdą sceną i podejmowanymi osobistymi tematami czy problemami. Napięcie narastało, aż do wybuchu Randalla i opuszczenia pomieszczenia. Ciekawe było to, że najbardziej wzburzyły go pytania o matkę, a także ujawniły nieco megalomańskie oblicze Pearsona. Z jednej strony jest wobec siebie niezwykle krytyczny, a z drugiej uważa się za człowieka, bez którego rodzina nie poradziłaby sobie. Czyżbyśmy dostawali od twórców kolejne wskazówki, które zwiastują rozłam u Pearsonów? Ten wątek powoli wzbudza coraz większe zainteresowanie, ale nie aż tak duże, jak to było w przypadku poprzednich tajemnic do wyjaśnienia w tym serialu.
Choć możemy chwalić Sterlinga K. Browna za brawurową grę aktorską, to jednak jego wątek z terapią skradła mu całkowicie postać Beth. Jej wyznanie, że wolała ukryć prawdę przed Randallem, aby nie obarczać go dodatkowym psychicznym obciążeniem, obawiając się jego załamania, było poruszające, ale również dobitne i brutalnie szczere. Uświadomiła nie tylko swojemu mężowi, że potrzebuje pomocy, ale także widzom, którzy mogli spojrzeć jej oczami na całą sytuację. Przy okazji ta wypowiedź pozwoliła nam wrócić myślami do Kevina, któremu Randall tak bardzo nie ufa, a spisał się na medal, zawożąc matkę do lekarza. W ten sposób podkreślono dojrzałość tej postaci i to, że rzeczywiście zmienił się na przestrzeni czterech sezonów. Choć oba wątki nie łączyły się ze sobą bezpośrednio, to dobrze ze sobą korespondowały fabularnie. Poza tym kontrast między nimi też sprawił, że nie utonęliśmy w morzu nostalgii i pięknych wspomnień Rebecci, tylko mocno trzymaliśmy się rzeczywistości z Randallem podczas terapii.
W tym odcinku zaglądnęliśmy również do małżeństwa Damonów, które wciąż przeżywa kryzys. Jednak tym razem wydaje się, że został zażegnany dzięki wspaniałemu gestowi Toby’ego oraz doskonałej radzie Madison. Ta postać rzadko pojawia się na ekranie, ale gdy już ma ku temu okazję w ostatnich dwóch sezonach, to potrafi pozytywnie zaskoczyć rezolutnością. Natomiast sam wątek raczej nie miał takiej siły przebicia, jak wyżej opisane. A do tego oziębła i krytyczna postawa Kate wobec najbliższych nie przysporzyła jej sympatii. Jednak niewątpliwie ciepło zrobiło się na sercu, gdy studio muzyczne w garażu stało się częścią życia niewidomego Jacka w przyszłości.
Nie można zapomnieć o retrospekcjach z przeszłości rodzeństwa. W nich kilka ojcowskich chwil dostał Jack, który jak zwykle dzielił się życiowymi mądrościami z dziećmi. O ile są one bardzo wartościowe pod względem wychowawczym, to trzeba powiedzieć, że idealność tego bohatera czasem jest zbyt bardzo przesłodzona. Dlatego proste, wspólne sceny Kevina i Rebecci, którzy wybrali się do sklepu, aby zdobyć unikalną kartę baseballową były takie wesołe, a zarazem naturalne i przyziemne. A do tego nabrały większego znaczenia, gdy dorosły Pearson kupił tę kartę jako pamiątkę tego sympatycznego wspomnienia, jak i pasji kolekcjonowania.
Piętnasty epizod This is Us nie był aż tak naładowany uczuciami, jak ten sprzed tygodnia, ale był solidny i wielowątkowy. Terapia Randalla na pewno była interesującą odmianą dla serialu, bo nakręcono ją nietypowo, co nadało jej intymności. Pozostałe historie nie odbiegły od standardów pod względem emocji, ale można już wyczuć, że zbliżamy się do końca sezonu, a ostatnie odcinki mają charakter ciszy przed burzą. Oby twórcy byli jeszcze w stanie nas czymś zaskoczyć w tej serii!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat