Thorgal. Louve #06: Królowa Czarnych Elfów – recenzja
Data premiery w Polsce: 14 września 2016Na przygodach dzielnego i honorowego Thorgala wychowało się całe pokolenie. Czy przygody jego córki są w stanie przyciągnąć uwagę współczesnej młodzieży?
Na przygodach dzielnego i honorowego Thorgala wychowało się całe pokolenie. Czy przygody jego córki są w stanie przyciągnąć uwagę współczesnej młodzieży?
Nie będę ukrywał: do Thorgala mam olbrzymi sentyment. Na komiksach autorstwa Grzegorza Rosińskiego i Jeana Van Hamme uczyłem się czytać, a przygody pochodzącego z gwiazd wikinga towarzyszyły mi przez długi okres szeroko pojętego dorastania. I chociaż ten okres mam już dawno za sobą, to emocje towarzyszące śledzeniu losów bohaterów w Krainie Qa czy niepokój wywołany lekturą Alinoe nadal pozostają żywe w pamięci.
Wraz z biegiem lat seria przeszła wiele zmian, autorom zaczęło nieco brakować pomysłów, a formuła powoli zaczęła się wyczerpywać. Wreszcie nadeszło nieuniknione: Rosiński i van Hamme wycofali się z aktywnego tworzenia komiksów z tej serii i ustąpili młodszym twórcom; przy okazji zaś postanowiono stworzyć coś na kształt uniwersum (ostatnio wydaje się to być słowem-kluczem w popkulturze) i równolegle tworzyć aż cztery, powiązane ze sobą serie. To nowe otwarcie początkowo wydało się obiecujące, ale szybko nadeszło rozczarowanie.
Jednym z nowych podcykli są przygody Louve, córki Thorgala potrafiącej komunikować się ze zwierzętami. Do pewnego momentu wydawało mi się, że to chyba najlepsza z nowych serii, ale także i tu zaczęło występować zmęczenie materiału oraz brak oryginalnych pomysłów. Najnowszy, już szósty album, zatytułowany Thorgal. Louve #06: Królowa czarnych elfów, tylko to podkreśla.
Fabularnie można wyróżnić tu trzy elementy. Po pierwsze, jest to główna oś historii (choć pojawiająca się nieco w tle), w której Louve i Aaricia czekają na wieści o Thorgalu, a na dziewczynkę czyha tajemniczy mag. Druga kwestia to nawiązania do wydarzeń mających miejsce w pozostałych seriach (a przede wszystkim głównej). Po trzecie, jest to historia przewodnia tego konkretnego zeszytu, czyli inwazja Mrocznych Elfów na świat Krasnoludów, a plany złej królowej może oczywiście zniweczyć tylko Louve.
Sam zarys fabularny jest dość prosty, ale to żadna nowość w Thorgalach. Kluczem jest to, co się z nim zrobi. Niestety Yann po raz kolejny napisał scenariusz nudny i chaotyczny. Co chwilę musi się coś dziać, zaskakiwać, zmieniać perspektywę… przynajmniej w założeniach, bo usilne starania, by tak się stało, kończą się niepowodzeniem. W prostej historii nie ma miejsca na tak wiele zwrotów akcji, a brak ekspozycji tylko podkreśla wymuszoną dramaturgię. Do kompletu należy dodać męczącą manierę niezamykania wątków i stosowania cliffhangerów. W tym albumie są przynajmniej dwa na końcu.
Znacznie mniej można zarzucić Romanowi Surżence, który dość poprawnie naśladuje kreskę (raczej z wczesnego okresu) Rosińskiego. To nic nadzwyczajnego (szczególnie jeśli porówna się z okładką zeszytu namalowaną przez Polaka), ale podtrzymuje klimat serii. Brak tu zadziorności i ryzyka, a więcej zachowawczości, ale efekt jest dość przyjemny.
Pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie, dla kogo tworzone są historie takie jak Królowa Czarnych Elfów. Młodociana bohaterka i próba pisania scenariusza według hollywoodzkich standardów sugeruje, że twórcy poszukują nowych odbiorców. Mam jednak wrażenie, że – przynajmniej u nas – większość czytelników wywodzi się z mojego pokolenia i z sentymentu kupuje kolejne, słabe historie.
Źródło: Egmont / fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1991, kończy 33 lat
ur. 1947, kończy 77 lat
ur. 1955, kończy 69 lat