Top Gear: sezon 23, odcinek 1 – recenzja
Najpopularniejszy program motoryzacyjny na świecie – Top Gear – powrócił do ramówki telewizji BBC. Premierę nowego sezonu traktować należy jako wielki cios w fanów show, którym pozostaje czekać na nowy program Clarksona, Hammonda i Maya.
Najpopularniejszy program motoryzacyjny na świecie – Top Gear – powrócił do ramówki telewizji BBC. Premierę nowego sezonu traktować należy jako wielki cios w fanów show, którym pozostaje czekać na nowy program Clarksona, Hammonda i Maya.
Top Gear istniał przed wspomnianą trójką prowadzących i - czego byliśmy świadkiem w niedzielny wieczór - istnieje też po zakończeniu ich przygody z nim. Jednak w telewizji znajdziemy bardzo niewiele programów, które tak mocno zakorzeniły się w świadomości widzów przez prowadzących. Clarkson, Hammond i May byli tak naprawdę kluczową częścią Top Gear. Ich brak odczuwalny jest tak bardzo, że dziś program motoryzacyjny BBC to słaba, pozbawiona humoru, sztuczna i rozczarowująca wydmuszka, na którą nie warto tracić czasu.
Z jednej strony można się było tego spodziewać. Charyzma Clarksona, Hammonda i Maya jest nie do podrobienia, czego świadkiem byliśmy w nowym odcinku. Już po kilku minutach nowy główny prowadzący, Chris Evans, dał się poznać jako człowiek, którego trudno polubić. Może ma jakąś wiedzę o samochodach, może potrafi o nich z sensem opowiadać, ale – przynajmniej dla mnie – nie budzi żadnej sympatii. Wprost przeciwnie – wzbudza antypatię, szczególnie w momentach, gdy próbuje papugować Clarksona charakterystyczną narracją w kolejnych elementach programu. W pewnej chwili brakowało tylko, by jadąc Dodge'em Viperem, zaczął krzyczeć „Speeeeeed!”.
Jestem świadom, że Top Gear to program reżyserowany, ale stara ekipa przynajmniej podczas testów samochodów stwarzała pozory rzeczowego i konkretnego podejścia do tematu. W przypadku testu Vipera i Chevroleta Corvetty Z06 można było odnieść wrażenie, że prowadzący umówili się na dokładnie taki, a nie inny scenariusz walki na lotnisku pomiędzy Evansem i – podobno jedną z prowadzących program – Sabine Schmitz (podobno, ponieważ wspomniana pani w studiu się nie pojawiła). Cały materiał wypadł sztucznie i nienaturalnie.
Wracając do prowadzących. Podobno ma być ich siedmiu. W pierwszym odcinku 23. sezonu w studiu pojawili się tylko Evans i Matt LeBlanc. Była gwiazda serialu Friends to jedyny jasny punkt nowego Top Gear. Materiał z testowaniem Ariela Nomada był całkiem niezły i dość zabawny (szczególnie gdy wspomniano o pewnym gepardzie). Matt jest naturalny w tym, co robi, nie musi nikogo udawać, a o samochodach potrafi mówić z sensem, mimo że przecież w ich testowaniu nie ma wielkiego doświadczenia.
Mocno rozczarował mnie również kluczowy materiał z odcinka, poświęcony pojedynkowi pomiędzy Wielką Brytanią i USA, ale to wynika ze wspomnianej antypatii w kierunku Evansa, jego żartów i stylu bycia. Gość zupełnie nie pasuje do takich hardkorowych i przegiętych wyzwań jak jazda Reliantem czy pojedynek w Jeepach, który rozegrano w deszczowym Blackpool.
Kolejna wada nowego Top Gear to sekwencja z gośćmi. Jeremy Clarkson z każdą zaproszoną gwiazdą potrafił przeprowadzić ciekawą, merytoryczną i - co ważne - oryginalną dyskusję. A Evans? Spytał o pierwszy samochód Gordona Ramsaya i Jessego Eisenberga, a następnie o auta, którymi jeżdżą obecnie. Mało tego – to widownia za pomocą aplauzu miała wskazywać zwycięzcę. Czegoś tak słabego w telewizji nie widziałem od dawna. Serio. Warto wspomnieć też, że producenci porzucili segment z samochodem za rozsądną cenę. Tym razem gwiazdy jeżdżą rajdowym Mini Cooperem, a okrążenie zostało zmodyfikowane i posiada teraz zarówno asfaltowe, jak i offroadowe fragmenty. Jak to się sprawdziło w praktyce, widzieliśmy na przykładzie Eisenberga, który wyraźnie miał problem z opanowaniem swojego pojazdu.
Czytaj również: Oglądalność nowego sezonu Top Gear
Top Gear bez Clarksona, Hammonda i Maya to program bez duszy. Otoczka jest taka sama, materiały do siebie podobne, a delikatne zmiany w formule wypadają bardziej na niekorzyść. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że swoimi decyzjami telewizja BBC zabiła markę, która bawiła widzów przez ostatnie lata. Dzisiejszy Top Gear to zupełnie inny program i trudno znaleźć mi osobę, której nowy sezon będzie się szczerze podobał. Jeremy, Richard, James – tęsknimy i czekamy na The Grand Tour.
Źródło: Fot. BBC
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat