Tragedia pisana muzyką
Data premiery w Polsce: 28 lutego 2014Najnowszy obraz braci Coen to gorzka historia o niezwykle utalentowanym muzyku, który chciał zawojować świat. Nie udało mu się.
Najnowszy obraz braci Coen to gorzka historia o niezwykle utalentowanym muzyku, który chciał zawojować świat. Nie udało mu się.
Film zaczyna się od sceny w jednym z nowojorskich pubów, który wyróżnia się występami artystów parających się graniem muzyki folkowej. Przed mikrofonem, z gitarą w ręku siedzi Llewyn Davis (świetny Oscar Isaac) i śpiewa "Hang Me, Oh Hang Me". To otwarcie ustawia nam film, bo wskazuje, co jest w nim niezwykle istotne – najnowszy obraz braci Coen to pean na cześć folku. I to właśnie przede wszystkim wspaniałe piosenki zostają z widzem jeszcze długo po seansie.
Choć nie tylko. Bracia Coen robili wiele, by muzyka nie dominowała, by film pozostawiał po sobie coś jeszcze. I udało im się, bo seans zasiewa w widzu ogromny smutek. Co jest grane, Davis? to gorzka opowieść o tytułowym Llewynie, który w życiu podążał za marzeniami, za co słono zapłacił. Poznajemy go, gdy desperacko stara się przebić na rynku muzycznym, co mu nie wychodzi, a w efekcie czego jest de facto bezdomny – śpi na zmianę na kanapach u kolejnych znajomych i nie stać go na porządny płaszcz, mimo iż wokół w pełni rozpanoszyła się zima. To człowiek skrajnie niezaradny, roztrzepany, gmatwający relacje z bliskimi bez myślenia o konsekwencjach, skupiony na i dbający wyłącznie o swoją muzykę, której w pełni się poświęca. I ta pasja go spala, wiedzie ku upadkowi. Sam zresztą się o to prosi, co rusz podejmując złe decyzje i wykazując się skrajnym egoizmem – Coenowie wyraźnie chcieli, abyśmy widzieli w nim utalentowanego artystę, ale jednocześnie nie lubili go jako człowieka.
Co jest grane, Davis? pełne jest zresztą dziwnych postaci: od wiecznie wkurzonej Jean (Carey Mulligan) poprzez obleśnego Rolanda (John Goodman) aż do irytująco głupawego i naiwnego Jima (Justin Timberlake). W tym filmie nie ma nikogo, z kim widz mógłby w pełni sympatyzować, no, może z wyjątkiem kota.
Zupełnie inną twarz bohaterowie pokazują, gdy są na scenie i śpiewają hipnotyczne "Five Hundred Miles" czy "Fare Thee Well" – ten drugi utwór, wykonywany przez Llewyna, czyli Oscara Isaaca, to największa ozdoba filmu. Wtedy ich podziwiamy, wtedy ich lubimy. Bracia Coen wyraźnie z nami grają.
Fakt, ich film momentami nieco się dłuży, zabrakło w nim też kilku mocniejszych akcentów, większej dramatyczności, bez której historia jest smutna, ale płaska. Nie zmienia to jednak faktu, że Co jest grane, Davis? warte jest obejrzenia, zwłaszcza zaś - wysłuchania. Oscar Isaac może nie powala na kolana grą aktorską, ale śpiewać potrafi niesamowicie.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1996, kończy 28 lat