Turbulencje: sezon 2, odcinek 3 i 4 - recenzja
Turbulencje były niezłym serialem w pierwszym sezonie. Drugi niestety zmarnował szansę na wyciągnięcie wniosków z błędów i popełnia szereg innych.
Turbulencje były niezłym serialem w pierwszym sezonie. Drugi niestety zmarnował szansę na wyciągnięcie wniosków z błędów i popełnia szereg innych.
Turbulencje bardzo obniżają loty w 2. sezonie, ponieważ scenarzyści wydają się błądzić po omacku. Zamiast intrygować nowymi sugestiami i odpowiedziami na pytania, zasadniczo w ogóle nie łechtają ciekawości. Wszystko wydaje się oklepane w ogólniki - byle tylko przeciągać historię i udawać, że ma się plan. Problem jest taki, że wszystko wydaje się szyte grubymi nićmi i nie czuć, aby twórcy wiedzieli, do czego tak naprawdę zmierzają i to stanowi największą wadę 2. sezonu.
Kolejne wątki nie są ani atrakcyjne, ani interesujące, a już tym bardziej nie są związane z główną tajemnicą, więc za wszelką cenę twórcy chcą odwrócić uwagę widzów od tego, co w pierwszym sezonie było istotą tego serialu. Dlatego też mamy fatalny wątek kultu, do którego dołącza córka Bena i w którym się odnajduje oraz wciąga innego pasażera oraz mamy kolejne mdłe sprawy odcinka, czyli problemy pasażerów, którzy wymagają ratunku. Proceduralowy charakter tego sezonu, czyli poruszanie wątków rozpisanych tylko na jeden odcinek, pokazuje wielki problem, bo twórcom bardziej zależy na zapychaniu czasu ekranowego pustymi wątkami, zamiast na tym, czego widzowie tutaj szukają. Każdy z powyższych na czele z akcją w banku nic nie wnosi poza jednym artefaktem, który może, a pewne tego nie zrobi, coś zmienić w głównej osi fabularnej. Szkoda tylko, że cały czas odcinka poświęcono na denny wątek tylko po to, aby dać zdobyć jedną rzecz i to w sumie zbiegiem okoliczności.
Oczywiście wielu fanów wystawi swoją cierpliwość na próbę przez wątek Saanvi, która od początku serialu jest tworzona jako inteligentna kobieta, naukowiec, osoba błyskotliwa i genialna. Oczywiście tylko wówczas, gdy scenarzyści potrzebują fabularnego wytrychu, ponieważ ten odcinek wręcz robi z postaci niewymownie głupią osobę. Wszystko przez oparcie na gatunkowej sztampie oraz przewidywalnej schematyczności. Pewnie w zamyśle scenarzystów widzowie mieli być zaskoczeni, że Major ich przejrzała. Być może na papierze mogło to działać, ale na ekranie to festiwalu kiczu i banału, który od razu mówił, jakie będą kolejne kroki i potem wszystko się sprawdzało.
A do tego irytuje fakt nowych czarnych charakterów, czyli ludzi, którzy uważają, że pasażerowie to jakieś abominacje do zabicia. Intryga ponownie pełna oczywistości, schematów i nudnej sztampy. Twórcy korzystają z tak marnej jakości zasobów, że trudno dostrzec w tym sezonie jakąkolwiek nadzieję na poprawę, a przecież ten temat wokół tak intrygującej tajemnicy to powinien być samograj
Zeke i Michaela są razem, Jared wydaje się zbyteczny, Ben wie wszystko i dziwnie, że jeszcze nie znalazł odpowiedzi na wszystkie pytania. 4 odcinki 2. sezonu niczego nie wniosły do tej historii i w momencie, gdy trzeba przenieść ten serial na nowy poziom, zaciekawić wyjaśnieniami i pobudzać zainteresowanie, osiąga efekt przeciwny od zamierzonego.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat