Nie wiem ile jeszcze Liam Neeson jest w stanie wytrzymać. Od Uprowadzonej minęło już 12 lat, a on kurczowo trzyma się zaprezentowanego tam repertuaru, co dla niektórych może być już nużące. Czas go nie oszczędza, co było widać chociażby w Pasażerze, gdzie sceny wymagające od niego większego wysiłku sprawiały mu wyraźnie trudność. Na szczęście w Uczciwym złodzieju znaleziono na to sposób i po prostu uwzględniono w scenariuszu wiek głównego bohatera. Nie jest on super wyszkoloną maszyną do zabijania, której coś się przydarzyło. To emerytowany złodziej, który podczas jednej ze swoich podróży spotyka kobietę swojego życia – Annie (Kate Walsh) i postanawia dla niej zostać przyzwoitym człowiekiem. Nie chce do końca życia bać się, że ktoś go złapie i zniszczy jego związek. Dzwoni więc do FBI i przyznaje się do popełnionych przestępstw. Mało tego, za odpuszczenie mu win proponuje zwrócenie lwiej części tego, co przez te wszystkie lata ukradł. Jak można się domyślić pojawią się agenci Nivens (Jai Courtney) i Hall (Anthony Ramos), którzy chętnie go zlikwidują a pieniądze sami przygarną. Skoro przez tyle lat nikt ów złodzieja nie złapał to i po co się przyznawać, że sam się zgłosił. Niech dalej pozostaje nieuchwytnym duchem. Tom jednak nie lubi jak ktoś chce go oszukać i pozbawić możliwości spędzenia życia z ukochaną. Mało tego, panowie popełniają jeden zasadniczy błąd, co zresztą powtarza się w każdym filmie z Liamem, grożą jego kobiecie. To działa na niego jak płachta na byka. Reżyser i współautor scenariusza Mark Williams, który dostarczył nam znakomite Ozark, teraz idzie na łatwiznę. Postanowił zaserwować nam romantyczne kino akcji bardzo podobne do Gentlemana z rewolwerem z Robertem Redfordem. Tyle, że film Davida Lowery’ego z 2018 był dużo lepiej napisany i miał jakąś głębię. Widz angażował się emocjonalnie w oglądaną opowieść. Williams natomiast postawił na bardzo ograne rozwiązania i zapomniał, że historia powinna mieć jakiś swój unikalny klimat. Jeśli chciał, by jego film był bardziej widowiskowy, to zawiódł. Oczywiście fajnie ogląda się jak Liam odpala samochód „na krótko”, ale już sama scena pościgu wygląda ubogo. Ulice Bostonu, w którym rozgrywa się akcja filmu, są przeraźliwie puste. Nikogo na nich nie ma. Ani przechodniów, ani innych samochodów, a mówimy tutaj o czasach przed pandemią, co tylko pokazuje jak skromnym budżetem operowała produkcja. Ja wiem, że Neeson dzięki produkcjom Luca Bessona stał się królem niskobudżetowego kina, ale są pewne granice. Aktorsko film też nie stoi na najwyższym poziomie. Główna gwiazda gra na autopilocie, wiedząc dokładnie czego widownia od niego oczekuje. Jest więc kilka gróźb, kilka złamanych nosów i sporo mówienia obniżonym tonem głosu. Kate Walsh też niczym się nie wyróżnia. W sumie to po prostu jest i robi na przemian albo maślane oczy do swojego ukochanego, albo przestraszoną minę, gdy pojawiają się agenci. Marnie wypada również Jai Courtney jako główny czarny charakter. Nie prezentuje nic, czego nie pokazałby nam we wcześniejszych filmach. Brak tu jakiejś inwencji twórczej z jego strony i dodania granemu przez siebie agentowi Nivensowi jakiegoś charakteru, który przykułby uwagę widzów. Chciałbym też ostudzić oczekiwania fanów Roberta Patricka. Jego udział w filmie jest bardzo skąpy, choć ważny dla fabuły.  
fot. materiały prasowe/Open Road Films
Uczciwy złodziej wpisuje się w trend filmów z Liamem Neesonem, które co roku trafiają na duży ekran. Oto zdesperowany mężczyzna walczy o życie swoje i swoich bliskich. Mam wrażenie, że aktor specjalnie wybiera scenariusze, w których znaczącą rolę odgrywa trauma lub groźba utraty kogoś. Jakby to go napędzało do pracy. Czym bardziej grany przez niego bohater cierpi lub jest w żałobie, tym mocniej uderza i bardziej zdesperowany się staje w swojej walce. Już to widzieliśmy tyle razy. Moim zdaniem czas zmienić repertuar.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj