W cieniu księżyca - recenzja filmu
Na platformie Netflix można obejrzeć W cieniu księżyca Jima Mickle’a. Czy produkcja jest równie wciągająca, co oparty na podobnym koncepcie serial Dark? Dowiecie się z naszej recenzji.
Na platformie Netflix można obejrzeć W cieniu księżyca Jima Mickle’a. Czy produkcja jest równie wciągająca, co oparty na podobnym koncepcie serial Dark? Dowiecie się z naszej recenzji.
Można by pomyśleć, iż W cieniu księżyca wpisuje się w opisany przez Thomasa Elsaessera nurt mind game films. Mamy tu do czynienia zarówno z chęcią dezorientowania odbiorcy, jak i z połączeniem wielu gatunków w obrębie jednego filmu (science fiction, kryminał, dramat), a bohater uczestniczy w rozgrywających się na wielu płaszczyznach wydarzeniach, których znaczenia nie rozumie. W filmie nie został jednak spełniony najważniejszy wyróżnik mind game films – obecna w produkcji zagadka nie jest na tyle wymagająca, by zmusić widza do wzmożonego wysiłku intelektualnego. Układankę można bowiem przejrzeć od samego początku.
Bohaterem W cieniu księżyca jest ambitny sierżant Thomas Lockhart. Pragnie rozwikłać serię tajemniczych morderstw, mających najpewniej związek z przypadającym co dziewięć lat perygeum księżyca. Mężczyzna nieustępliwie dąży do prawdy, a złapanie morderczyni staje się jego obsesją. Intryga jest jednak zbyt przewidywalna, by zafascynować odbiorcę. Odpowiedzi na pytanie fabularne – kim jest i skąd pochodzi morderczyni - możemy domyślić się niemalże po pierwszej konfrontacji antagonistki z protagonistą. Co więcej, filmowy świat zaludniony został przez standardowo wykreowane postaci, wyposażone w warunkujące ich zachowanie traumy i ambicje, bądź też skonfrontowane ze sobą na zasadzie kontrastów, jak ma to miejsce w przypadku Thomasa Lockarta i jego wyznającego odmienne priorytety czarnoskórego partnera.
Nie da się ukryć, że w produkcji Netflixa dzieje się wszystko to, czego moglibyśmy się spodziewać. W filmie ginie np. dokładnie ten bohater, którego wytypowalibyśmy do „odstrzału”. Spotkamy także już dość oklepany konflikt pomiędzy życiem zawodowym a rodzinnym postaci. W produkcji nie uświadczymy za to mocnych, silnie angażujących emocjonalnie elementów - tajemnica nie jest wystarczająco pociągająca, zagadka nie usatysfakcjonuje wymagającego odbiorcy. Nie jest więc to kino dla miłośników dobrych, wciągających fabuł, a jedynie dość „taśmowo” napisana historia.
W filmie odnajdziemy za to wiele rozwiązań fabularnych i konceptów doskonale znanych z innych produkcji. Najbardziej oczywiste wydają się być inspiracje serialem Dark, zarówno jeśli chodzi o samą idei podróży w czasie, jak i fakt odkrywania przez bohatera swojej roli czy też udziału w (nowym) porządku świata. Także i przemianę, która pod wpływem wieloletniego śledztwa zachodzi w bohaterze, widzieliśmy na ekranie setki razy. Sfiksowany wyrzutek wyznający teorię spiskową czy też nieprzystosowany do społeczeństwa wariat, dostrzegając to, czego „normalni” ludzie nie są w stanie zobaczyć, stał się dla kina postacią niemalże archetypowe.
Trzeba jednak przyznać, że grającego sierżanta Lockharta Boyda Holbrooka dobrze ogląda się właśnie w dalszej części filmu, kiedy przypomina krzyżówkę Joaquina Phoenixa z Nigdy cię tu nie było i postaci granej przez Matthew McConaughey’a w Detektywie. Nieźle spisał się też Michael C. Hall, wcielający się we „frajerskiego” szwagra Lockharta, który zyskuje naszą sympatię dopiero pod koniec fabuły.
Jeśli zaś chodzi o kwestię realizacyjne, film prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Odnajdziemy oczywiście słabsze momenty, jak np. rozgrywającą się w klubie scenę, w której lejąca się z oczu i nosa krew jednej z ofiar przywodzi na myśl tanie horrory. Poza tym jest to jednak produkcja, którą pod względem wizualnym ogląda się bardzo dobrze. W cieniu księżyca utrzymano w barwach sprzyjających immersji w klimat świata przedstawionego. Dobrze wkomponowana muzyka pomaga natomiast dotrwać do końca netflixowej produkcji.
Najbardziej można natomiast ubolewać nad tym, iż sam wątek „krwawego księżyca” i jego perygeów nie został bardziej rozwinięty. Mógł to być bowiem najbardziej interesujący motyw filmu. Podległość świata ludzkiego wobec większych, uniwersalnych sił natury, praw kosmosu, nawet tylko wyimaginowanych na potrzeby filmu, jest przecież świetnym tematem, mogącym stanowić punkt wyjścia do wciągającej fabuły. Niestety, tutaj potencjał tego konceptu nie został odpowiednio wykorzystany.
Twórcy filmu poszli za to w stronę bardziej polityczną, skupili się na stawianiu pytań o amerykańską tożsamość, o problem rasizmu i nacjonalizmu. Myślą, która zajmuje w nowej produkcji Netflixa szczególne miejsce, jest kwestia unieszkodliwiania pewnych niebezpiecznych idei. Przedstawiona w filmie dość utopijna wizja duszenia ich w zarodku, tak aby wygładzić bieg historii, jest interesująca, a sama wymowa W cieniu księżyca wydaje się być pacyfistyczna. Pomysł tego typu ingerencji może jednak wzbudzać pewien niepokój. Trzeba bowiem zadać inne pytanie natury etycznej. Film sugeruje, że warto wyeliminować pewne jednostki, aby dzięki temu ocalić większą liczbę ludzkich istnień. Takie myślenie bywa niebezpieczne, gdyż daje prawo do zabijania i wartościowania ludzkiego życia – a przecież właśnie temu ów koncept miał zapobiegać. Działania postaci odbierają też historii rolę nauczycielki, której lekcje trzeba odrobić, by uniknąć powtórzenia błędów w przyszłości. W cieniu księżyca buduje więc pewną wizję, która na pierwszy rzut oka jest odpowiednia, jednakże od tych naprawdę trudnych pytań, które pojawiają się w toku dalszej refleksji, twórcy wydają się umywać ręce.
Poznaj recenzenta
Pamela JakielDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat