Westworld: sezon 4, odcinek 1-4 – recenzja
Po krótkiej przerwie wracamy do parków Westworld, a raczej do tego, czym obecnie się stały. Sprawdzamy, czy twórcy mają jeszcze jakiś pomysł na tę produkcję. Przeczytajcie naszą bezspoilerową recenzję pierwszych czterech odcinków.
Po krótkiej przerwie wracamy do parków Westworld, a raczej do tego, czym obecnie się stały. Sprawdzamy, czy twórcy mają jeszcze jakiś pomysł na tę produkcję. Przeczytajcie naszą bezspoilerową recenzję pierwszych czterech odcinków.
Akcja serialu zalicza 7-letni przeskok. Człowiek w czerni (Ed Harris) stawia na odbudowanie imperium - i to za wszelką cenę! Sprzeciw nie będzie mile widziany. Osoba która wygląda jak Dolores (Evan Rachel Wood) prowadzi spokojne życie w mieście. Pracuje dla firmy zajmującej się tworzeniem scenariuszy dla klientów korzystających z parków takich jak Westworld. Bernarda (Jeffrey Wright) spotykamy dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiliśmy w poprzednim sezonie. Nie ruszył się nawet o milimetr. Caleb (Aaron Paul Stewart) natomiast cały czas walczy z traumą. W końcu myślał, że życie całej jego rodziny jest zagrożone. Czy to jedynie urojenia, czy może rzeczywistość?
Scenarzyści Lisa Joy i Jonathan Nolan nie oszczędzali fanów. Po genialnym otwarciu dostaliśmy przeciętny i tragiczny sezon. Jakby twórcom brakowało pomysłów i próbowali to nadrabiać filozofią, która nie zawsze miała sens. Na szczęście w 4. sezonie, a przynajmniej w pierwszych czterech odcinkach, wracają na odpowiednie tory. Nie jest to jeszcze poziom, jaki znamy z samego początku historii, ale na pewno jest dużo ciekawiej. Duża w tym zasługa przywrócenia Człowieka w czerni w większej mierze do fabuły i uczynienia z niego zimnego mordercy idącego po swoje. Ed Harris idealnie nadaje się do tej roli. Widać, że sprawia mu ona radość. Gdy aktor wygłasza kwestię: „To jest Ameryka, tu wszystko jest na sprzedaż”, trudno w to nie uwierzyć. Zwłaszcza że grana przez niego postać jest teraz tak samo bezwzględna poza parkiem, jak w nim. Nie ma już dla niego żadnej różnicy, gdzie się znajduje. Twórcy bardzo ciekawie wytłumaczyli ową zmianę. Pokazują widzom, że skrywają jeszcze kilka asów w rękawie.
Główny ciężar opowieści w pierwszych czterech odcinkach spada na Caleba i towarzyszącą mu Meave (Thandiwe Newton). Tworzą oni bardzo dobraną parę mającą na celu zdemaskowanie i zniszczenie imperium, które skutecznie buduje Człowiek w czerni. Oczywiście, cała intryga jest bardziej skompilowana, a scenarzyści powoli odkrywają przed widzami karty. Cały czas trzymają nas w niepewności. Plan, a przynajmniej jego początek, zostaje odkryty dopiero pod koniec czwartego odcinka. Muszę przyznać, że duet Joy-Nolan wciąż potrafi intrygować. Po ostatnim sezonie miałem co do nich bardzo duże wątpliwości, ale w nowej odsłonie Westworld zostały one szybko rozwiane.
To historia o buncie maszyn i ich walce o przetrwanie. W tym temacie nic się nie zmieniło. Większość wydarzeń ponownie dzieje się w przyszłości, w której królują nowe technologie, a ludzie mieszkają i pracują w wysokich szklanych wieżowcach. Wszystko dookoła jest szare i sterylnie czyste, pozbawione radości. Bohaterowie są przybici, niewiele różnią się od robotów pracujących w parku. Nic więc dziwnego, że coraz więcej osób chce jechać na Dziki Zachód, by przeżyć jakąś przygodę. Do wyboru mają też inne destynacje, o czym będziemy mieli okazję się przekonać już w drugim odcinku.
Scenarzyści nareszcie znaleźli pomysł, jak wykorzystać postać graną przez Aarona Paula, by ukazać potencjał aktora. Nie oszukujmy się, w poprzednim sezonie Caleb był bardzo irytujący. Krzątał się bez celu, a widz zastanawiał się, po co został w ogóle do tej fabuły wprowadzony. Teraz jest to świetnie wytłumaczone. Sam aktor też jakby czerpał większą radość z roli.
Za to postać Dolores grana przez Evan Rachel Wood zostaje kompletnie zepchnięta na margines. Prawie w ogóle jej nie ma. Jest to moim zdaniem dobra decyzja, ponieważ jej rola została mocno wyeksploatowana w poprzednich sezonach i zasługuje na przerwę.
Pewną przemianę przechodzi Bernard, który z naukowca i myśliciela stał się chodzącą maszyną do zabijania i jedyną nadzieją na ocalenie ludzkości. Zestawienie tej postaci z Ashleyem granym przez Luke’a Hemswortha wprowadza trochę humoru do tej mrocznej historii. Panowie bardzo fajnie się uzupełniają.
Westworld zalicza bardzo solidny powrót. Zastanawiam się tylko, czy scenarzyści mają równie ciekawy pomysł na zakończenie tego sezonu. Twórcy sprawili, że ponownie odnalazłem w sobie radość z oglądania tego serialu. Jest to o tyle pozytywne, że po fatalnym 3. sezonie zaczynałem spisywać go na straty. A tu taka niespodzianka.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat