Serial BBC o mieszkańcach Kornwalii to jednak już trzy wyemitowane sezony, a opowieść o Wiktorii Hanowerskiej dopiero się rozkręca. Fani nowego hitu stacji ITV doczekali się premiery drugiego sezonu Victoria, a przed nimi kolejnych osiem odcinków oraz, co ciekawe, epizod świąteczny. Takie dodatkowe odcinki to sprawdzona strategia – zaświadczą miłośnicy Doktora Who czy Downton Abbey. Wiktoria (Jenna Coleman) to już królowa, która z rządzeniem daje sobie coraz lepiej radę. Nigdy nie brakowało jej pewności siebie, a po urodzeniu córeczki monarchini wciąż nie daje sobą pomiatać. Odcinek A Soldier's Daughter rozpoczyna się wiele mówiącą sceną, w pełni oddającą charakter tytułowej bohaterki. Nikt nie będzie jej nosił, jakby po ciąży była delikatna i wrażliwa niczym kwiatuszek na łące. Fizyczna ochrona to tylko jedna strona medalu – po drugiej jest jeszcze postępowanie męża królowej, Alberta (Tom Hughes) oraz premiera sir Roberta Peela (Nigel Lindsay), ukrywających przed Wiktorią wszelkie niewygodne fakty dotyczące wojny w Afganistanie (swoją drogą, z kolejnej, znacznie późniejszej, wrócił doktor Watson, aby poznać Sherlocka Holmesa). Brytyjczykom zdecydowanie źle wiedzie się w tym tak odległym od domu kraju, a ich porażka, czy raczej wieść o niej, mogłaby źle wpłynąć na zdrowie królowej, która dopiero co przecież została matką. Jej jednak nikt matkować nie będzie, czemu stanowczo daje wyraz. I wojna angielsko-afgańska to co prawda wydarzenie historyczne, jednak przy okazji znakomity pretekst, aby scenarzystka Daisy Goodwin mogła pokazać, jak ścierają się charaktery Wiktorii oraz księcia Alberta. Ta dwójka to zupełne przeciwieństwo postaw i charakterów – dla niej hełmy żołnierzy mają wzbudzać podziw, a według niego mają być praktyczniejsze, niż obecny wzór. Albert odkąd pojawił się w serialu był pokazywany jako człowiek stąpający mocno po ziemi, a jego pomysłowość i kreatywność świetnie wróży Anglii. Wiktoria nie daje jednak mu porządzić w spokoju – to wciąż niezwykle charakterna kobieta, co pokazano w premierowym odcinku drugiego sezonu. Latające przedmioty będą pewnie normą. Za to nowością jest premier Robert Peel, którego widzowie mieli już wcześniej okazję poznać, lecz teraz będzie częściej pojawiał się na ekranie. Oznacza to zarazem, że nie ma uwielbianego przez Wiktorię i zapewne przez wielu widzów Lorda Melbourne (Rufus Sewell). Niestety, ale odczuwa się brak tej postaci na ekranie – łatwo zrozumieć, dlaczego Wiktoria darzyła go serdeczną przyjaźnią, a może i czymś więcej. Z pałacu Buckingham odchodzi też niestety księżna Sutherland, Harriet (Margaret Clunie), co odczują z kolei zwłaszcza miłośnicy jej niedoszłego romansu z bratem Alberta, Ernestem (David Oakes). Za to pojawiają się nowe bohaterki, zdecydowanie wprowadzające sporo zamieszania – księżna Buccleuch (Diana Rigg) oraz jej nieśmiała siostrzenica Wilhelmina (Bebe Cave). Ta pierwsza ewidentnie będzie stanowić czynnik komediowy, ze swoimi staroświeckimi poglądami oraz zapałem do zupy z kogutem… Za to jedna scena z Wilhelminą, słuchającą gry Ernesta, znalazła się w tym odcinku pewnie nie bez przyczyny. Będzie ciekawie także za pałacowymi kulisami, gdzie w kuchni rządzi i dzieli nieudolny kucharz, ale jednak świat, czy raczej królewskie podniebienie zostaje uratowane za sprawą powrotu pana Francatelliego (Ferdinand Kingsley). Kroi się zatem ciąg dalszy jego melodramatycznej relacji z panną Skerrett (Nell Hudson). Główna para serialu już jest razem, więc czas na romanse innych bohaterów… Premierowy odcinek sezonu ogląda się bardzo przyjemnie – brak tu trzęsień ziemi, ale jest bardzo przyzwoicie. Po raz pierwszy, odkąd oglądam Victoria, zwróciłam uwagę na muzykę, która chwilami naprawdę się wybijała, ale w tym dobrym znaczeniu. W połączeniu z tradycyjnie dobrą scenografią i zdjęciami, serial wypada więc bardzo dobrze pod względem technicznym, choć kto się uprze, bez problemu zauważy komputerowe wstawki architektury. Słynne niebieskie oczy Wiktorii prezentują się nawet jakby bardziej naturalnie, niż w pierwszym sezonie. To udane otwarcie sezonu,  nie można narzekać, chociaż nie było fajerwerków. Jest jak z końcowym przemówieniem Wiktorii – skromnie, ale porządnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj