Willow: sezon 1, odcinek 6 - recenzja
Nazwać Willowa rozczarowaniem to mocne niedopowiedzenie. Kolejne fatalne decyzje twórców jeszcze bardziej pogrążają ten serial.
Nazwać Willowa rozczarowaniem to mocne niedopowiedzenie. Kolejne fatalne decyzje twórców jeszcze bardziej pogrążają ten serial.
Twórcy Willow ponownie pokazują, że może być jeszcze gorzej. Tym razem zabierają bohaterów do podziemnego świata trolli, których doskonale pamiętamy z kinowego hitu. Kłopot w tym, że nie są to krwiożercze bestie, ale komunikatywne i świadome istoty. Ta zmiana w stosunku do oryginału jest prawdopodobnie jedną z najgorszych decyzji, jakie podjęto. Odziera to trolli z całej grozy. Gdy olbrzym pierwszy raz zaczyna mówić, automatycznie pojawiają się skojarzenia z jakąś głupią parodią, w której ktoś chce wyśmiać te stworzenia. Kłopot w tym, że twórcy robią to na serio. Wypada to zwyczajnie kiczowato i żenująco.
Jedną z najgorszych scen jest moment, gdy bohaterowie cichaczem przemierzają tereny trolli, aż tu nagle Graydon zaczyna mówić o swoich uczuciach do Elory. Ta mu odpowiada, że to nie czas i miejsce, a ten dalej idzie w zaparte i gada głupoty. Twórcy wykazują się brakiem wyczucia. Tego typu scena wywołuje jedynie fale zażenowania i same negatywne reakcje. Kolejna decyzja obniżająca jakość serialu.
Plusem staje się postać grana przez Christiana Slatera, który jest związany z Madmartiganem. Dzięki niemu w końcu coś ruszyło się w tej historii. Jego charyzma i charakter stały się małym atutem na tle tylu wad. Ciekawe okazało się dojście do miejsca, w którym Kit usłyszała głos ojca. Wiemy więc, co się z nim stało, ale i tak potraktowano to za bardzo po macoszemu. Szkoda, bo Madmartigan w wykonaniu Vala Kilmera to fajna postać. Aktor nie pojawi się na ekranie, więc takie zabawy przynoszą więcej szkód niż pożytku. W tym zobaczyliśmy też fatalnie zagraną scenę wyrzutów wobec Elory. Aktorka wcielająca się w Kit się nie popisała. Produkcję ogląda się przez to z coraz większym trudem. Podejmowane decyzje są na poziomie złych seriali młodzieżowych w stylu Riverdale. Twórcy nie potrafią dobrze poprowadzić aktorów.
Po tym odcinku trudno tak naprawdę powiedzieć, czy legendarna wyprawa Madmartigana ma jakiś sens. Twórcy wciąż skupiają się na niewłaściwych elementach serialu, a relacje w grupie są festiwalem bzdur. Nie widać żadnego rozwoju bohaterów. Scenarzyści wszystko upraszczają. Do tego sam Willow wydaje się zbyteczny w tej produkcji, co sprawia, że momentami staje się parodią samego siebie.
Willow marnuje potencjał. Twórcy nie rozumieją, co działało w filmie. Ich wizja to absurd poganiający absurd. Wprowadzanie tanich popowych utworów muzycznych staje się dość męczące – wybija serial z rytmu i niszczy jego klimat.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat