Wojna światów - recenzja filmu
Wojna światów z Ice Cubem w roli głównej to jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy film 2025 roku. Czy to oznacza, że powinno się go omijać szerokim łukiem? I tak, i nie.
Wojna światów z Ice Cubem w roli głównej to jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy film 2025 roku. Czy to oznacza, że powinno się go omijać szerokim łukiem? I tak, i nie.

Wojny światów Orsona Wellsa nie trzeba nikomu przedstawiać. Pierwowzór literacki rozpowszechnił w popkulturze apokaliptyczne wizje przyszłości, a sama historia opierała się na inwazji Marsjan na Ziemię. Późniejsze słuchowisko z 1938 roku również wzbudziło kontrowersje, ponieważ kreowane na serwis informacyjny zwiodło słuchaczy myślących, że do inwazji faktycznie dochodzi na ich oczach. Po latach skala wywołanej paniki jest podważana, lecz niewątpliwie był to ważny moment w historii radia oraz Stanów Zjednoczonych.
Powieść Wellsa adaptowano na wiele sposobów – z lepszym lub gorszym efektem. Najnowszą wersją jest dzieło Universal Pictures, które zadebiutowało na Prime Video. Jego gwiazdą jest raper i aktor Ice Cube. Zwiastuny wywołały wątpliwości wśród potencjalnych widzów, ponieważ całość została nakręcona w taki sposób, iż wydarzenia były przedstawione przez zapis z rozmaitych kamer. Jak sobie poradziła ta adaptacja?
Nowa Wojna światów to fatalny film. Myślę, że nie trzeba tu owijać w bawełnę. Po samej ocenie w prawym górnym rogu widać, że mamy do czynienia z niesamowitym potworkiem, którego jedyną linią obrony jest rewolucyjny sposób przedstawienia historii. Tu plusy się kończą, a nawet ta "zaleta" nie jest zbyt dalekosiężna, ponieważ po czasie po prostu nudzi.
Wydarzenia z Wojny światów śledzimy z perspektywy Williama Radforda (Ice Cube), który śledzi ludzi za pomocą rządowego systemu monitoringu. Pracoholizm i utrata żony spowodowały pogorszenie się relacji z córką Faith (Iman Benson) i synem Davidem (Henry Hunter Hall). Na domiar złego Radford jest zajęty ściganiem nieuchwytnego hakera, który głosi, iż rząd opracował nowy system inwigilacji społeczeństwa, który kradnie bez pozwolenia wszystkie dane internautów. Wszystko to przestaje mieć znaczenie w obliczu deszczu meteoroidów. Z czasem zmieniają się one w wielkie machiny wojenne będące przedstawicielami cywilizacji pozaziemskiej.

Historia jest oklepana i pozbawiona większego napięcia. Śledzenie wszystkiego z perspektyw rozmaitych kamer jest ciekawe przez pierwsze dwadzieścia minut filmu, ale z czasem zaczyna nużyć. To udowodniło, dlaczego filmów nie robi się w ten sposób. Trudno się do kogokolwiek przywiązać, bo widzi się same twarze. Absurdu w tej sytuacji dodaje fakt, iż każda postać trzyma telefon przed oczami i rozmawia przez kamerę z głównym bohaterem. Prowadzi to do śmiesznych sytuacji – np. osoba uciekająca przed kosmitami i walcząca o życie korzysta ze smartfona. To po prostu bawi, ale raczej nie w zamierzony sposób.
Brakuje też ciekawszych zwrotów akcji. Od początku można przewidzieć wszystko. Było tu mnóstwo miejsca na opowiedzenie ciekawej historii. Próbowano dodać wątki nieufności społeczeństwa wobec rządowych praktyk, przemycić morały dotyczące prywatności użytkowników w sieci, ale zostało to zrobione po łebkach i bez większego sensu. Aktorsko też nikt nie powala. Scenariusz nie pozwala rozwinąć skrzydeł, ponieważ postacie to kukiełki bez charakteru. Nawet dodany wątek skomplikowanych relacji rodzinnych głównego bohatera w niczym tutaj nie pomógł.

Wojna światów od Universal Pictures to też jedna z najbardziej bezczelnych reklam Amazona, jaką widziałem w swoim życiu. Jeden z bohaterów jest kurierem, który przy okazji fantastycznie lata dronami wysyłkowymi. To jawna i obrzydliwa promocja. Wspominki postaci o tym, iż "jest to najszybszy i najbezpieczniejszy sposób dostarczania przesyłek" przelewa czarę goryczy. Z kolei inna postać w nagrodę za bohaterski czyn dostaje... bon na tysiąc dolarów do wydania w sklepie internetowym Amazona. Nie, nie żartuję.
Jedynym plusem tej produkcji jest dość dobry i żywiołowy montaż. Na ekranie poprzedzielanym rozmaitymi okienkami rozmów i programów nieustannie coś się dzieje. Dla fanów amerykańskiego rapu znalazło się też małe co nieco, a mianowicie nawiązanie do jednej z popularniejszych piosenek z tego gatunku, którą stworzył inny raper przemianowany na aktora – Ludacris.

Nowa Wojna światów to fatalna produkcja, ale z elementami rozrywkowymi. To idealne "dzieło" do obejrzenia ze znajomymi w piątkowy wieczór, aby wspólnie się pośmiać i wytknąć nieścisłości scenariusza, marną grę aktorską czy jedne z najgorszych efektów specjalnych z licencjonowanych produkcji stworzonych przez bogatą platformę – naprawdę, niektóre z krótkometrażowych, fanowskich filmów o Star Wars na YouTube prezentują wyższą jakość pod tym względem. Oczko w górę wyłącznie za niezamierzoną wartość komediową oraz ciekawy pomysł.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1993, kończy 32 lat
ur. 1973, kończy 52 lat

