Woke jako produkcja poruszająca pewien problem, nie jest czymś specjalnie nowym i świeżym. Przedstawia i eksploruje zniuansowaną historię pełną doświadczeń osób czarnoskórych w Stanach Zjednoczonych, co na pewno jest ważne w tym momencie. Gorzej jednak, że całość nie radzi sobie najlepiej z obraniem odpowiedniego tonu. Budowany jest klimat wokół poważnych problemów, ale całość bywa niekiedy nastawiona na humor, żeby nie powiedzieć, że ociera się o groteskę. Charakter edukacyjny serialu zwyczajnie zanika w momencie, gdy twórcy słabo radzą sobie z poruszaniem się po dwóch gatunkach. Główny bohater serialu to Keef (Lamorne Morris), który jest rysownikiem. Pewnego dnia policjant bierze go za poszukiwanego mężczyznę i zostaje przez niego brutalnie potraktowany. To wydarzenie otwiera oczy Keefowi na systemowy rasizm. Jednocześnie doprowadza do tego, że zaczynają do niego przemawiać... różne obiekty, jak kosz na śmieci czy butelki, dając nowe spojrzenia na świat. Bohater będzie zatem starał się, aby głosy oraz pojawiające się idee nie zniszczyły tego, co po długim czasie udało mu się wypracować.
Hulu
Świadomość poruszanych problemów społecznych jest widoczna w poczynaniach scenarzystów, ale perypetie głównego bohatera niejako udowadniają, że cienka jest granica między ważnym przekazem w lekkiej formie a parodią. Aby przedstawić interesującą analizę życia osób z marginalizowanych grup społecznych, trzeba bardzo dobrze dopracowanego pomysłu, gdzie humor stanowiłby podparcie dla walorów edukacyjnych. Jednak połączenie komedii i dramatu nie udaje się w zadowalającym stopniu, przez co ma się wrażenie, że Woke marnuje spory potencjał. Na szczęście jednak Lamorne Morris ma świetne wyczucie komediowe i dobrze radzi sobie z momentami, w których trzeba odpuścić na chwilę humorystyczne sekwencje. Tam jednak, gdzie przemawiają do bohatera przedmioty, wygląda to naprawdę ciekawie i jesteśmy gotowi jako widzowie uwierzyć, że tak może dziać się w głowie Morrisa. Przechodzenie z jednej konwencji w drugą, nie jest dostatecznie dobrze przemyślane i można mieć wrażenie, że przez to przesłanie serialu zanika gdzieś w tym zalewie nietypowych atrakcji. Tym bardziej, że sporo wydarzeń w serialu jest potraktowana pretekstowo, żeby niejako wydłużyć czas trwania całego sezonu. Woke swoje najlepsze momenty i najciekawsze historie mógłby prawdopodobnie sprzedać w czterech, a nie ośmiu odcinkach. Wtedy też być może udałoby się w pełni satysfakcjonująco wykorzystać pomysłową konwencję.  Szczególnie jednak dotkliwy jest brak ukazania różnych perspektyw na systemowy rasizm. Do serialu pakowane są sytuacje takie jak rozjaśnianie skóry Keefa na zdjęciach reklamowych, kłótnie o to, czy bohaterowie powinni oddać zgubioną torebkę białej kobiety, ponieważ jeden z nich obawia się, że zostaną oskarżeni o kradzież. Nie chodzi o to, że nie są to realne problemy, bo mogą mieć one miejsce każdego dnia, ale te konfliktowe sytuacje są bardzo upraszczane. Bohaterowie biorący udział w podobnych wydarzeniach pisani są z kolei bez odcieni szarości. Woke najwięcej zyskuje, kiedy ucieka od stereotypów i potrafi bardzo pomysłowo podchodzić do tematów społecznych. Właściwie najlepszym tego przykładem jest postać Keefa, która została świetnie napisana i ma naprawdę duży potencjał, żeby zacięcie społeczne było dobrze wykorzystane. Tak niestety nie jest zawsze i dlatego Woke mimo naprawdę ciekawego konceptu, stanie się prawdopodobnie tylko jednym z wielu seriali, które chcą edukować poprzez połączenie komedii i dramatu. To też przede wszystkim bardzo nierówny sezon, gdzie zbyt dużo pomiędzy odcinkami upchnięto waty i mniej istotnych zdarzeń. Zdarzają się jednak odcinki kapitalne i jeśli całość doczekałaby się 2. sezonu i rozwinęła najciekawsze wątki, to może jeszcze nie jest to ostatnie słowo. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj