Zaczytana i bestia – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 12 sierpnia 2020Po Geekerelli oraz Księżniczce i fangirl czeka nas następna odsłona popkulturowych baśni. Tym razem pisarka zabiera nas w świat tej fanowskiej przestrzeni, o których mało się mówi – wielbicieli książek. I póki się na tym skupia, jest dobrze. Magia niestety trochę znika przy wątku miłosnym.
Po Geekerelli oraz Księżniczce i fangirl czeka nas następna odsłona popkulturowych baśni. Tym razem pisarka zabiera nas w świat tej fanowskiej przestrzeni, o których mało się mówi – wielbicieli książek. I póki się na tym skupia, jest dobrze. Magia niestety trochę znika przy wątku miłosnym.
Zaczytana i bestia skupia się jak zwykle na dwóch postaciach, czyli tej normalnej dziewczynie i gwieździe znanej z tego, że już niedługo zagra w filmowym remake’u serialu Starfield. I tak jak w pierwszej książce jechaliśmy na konwent, by poznać gwiazdy produkcji przed rozpoczęciem kręcenia, w drugiej fanka udawała aktorkę grającą Amarę na panelu poświęconym filmowi i walczyła o to, by jej ukochana postać przeżyła, w trzeciej sam konwent zajmuje może z dwie strony. Szybko wracamy do zwykłej, szarej rzeczywistości, gdzie Rose, nasza główna bohaterka, zauroczyła się w tajemniczym chłopaku poznanym właśnie na wspomnianej wcześniej imprezie. Niestety, ślad po nim zaginął, a ona była pewna, że już więcej go nie zobaczy. I by się tak pewnie stało, gdyby nie zaczęła gonić pewnego psa…
W trzeciej części serii Ashley Poston oddaje głos fanom, których rzadko pokazuje się w popkulturze. Jasne, wielbicieli książek mamy co chwila w powieściach, za to geeków w telewizji również, jednak połączenie tych dwóch rzeczy – rzadko. Także zamiast skupiać się na serialu czy filmach, w końcu poznajemy książki ze świata Starfield i to, jak te papierowe wersje znanych bohaterów wpływają na życia, cóż, naszych papierowych bohaterów. I póki Poston trzyma się tej kwestii, naprawdę czuć magię. Nie tylko pokazuje, jak ważne są dla nas takie historie z punktu lepszego poznania ukochanych ekranowych postaci czy jak dają one inspirację na tworzenie własnych historii, ale również wskazuje na to, że takie dzieła mogą łączyć pokolenia i być czymś, co może nie spaja rodzinę, ale daje poczucie wspólnoty.
I to właśnie ten popkulturowy element był czymś, co odróżniał te książki od innych powieści dla nastolatek, choć jasne, wątek miłosny i tu zawsze był istotny. Jednakże to właśnie popkultura grała to zawsze pierwsze skrzypce. Niestety, tym razem role się odwracają, przez co książka traci zupełnie, choć jasne, zarówno nasza „normalna dziewoja” Rose jak i „znany bad boy” Vance to sympatyczni bohaterowie. Jednak o wiele bardziej przekonała mnie historia Darrena i Elle, których wątek nie był wcale ważniejszy od Elle tęsknoty za ojcem czy konwentem i popkulturą, a dzięki tym ograniczeniom cały romans miał swój smaczek. Tu poświęcono trochę za dużo czasu ślimaczemu uczuciu pomiędzy Rose i Vancem.
Nie mogę za to narzekać na poboczne postaci, które od początku do końca były bardzo zróżnicowane i ciekawe, co zdarzyło się po raz pierwszy w tej serii. Nie mówię oczywiście, że wcześniej ci bohaterowie nie byli sympatyczni, ale spokojnie mogliśmy ich podzielić na ciekawych i na tych typowo zastępujących tło. Tu zarówno opiekun Vance’a, Elias, ojciec Rose czy jej przyjaciele – Anna i Quinn, osoba niebinarna ( dodam, że wydawnictwo starało się potraktować z szacunkiem tę kwestię i dostosować dosyć specyficzny język polski, ale to czy się to udało nie należy już do mojej oceny), mają w sobie coś ciekawego i tworzą również w pewien sposób tę historię. Najgorzej z tego wszystkiego wypada Gareth, który zastępuje disneyowskiego Gastona, ale ani nie jest zabawny jak wersja animowana, ani nie ma charyzmy jak filmowa. Wiadomo, że nie jest to postać, z którą powinno się sympatyzować, jednak szkoda, że pisarka nie zdecydowała się go zrobić ciekawszego, a przynajmniej zabawniejszego. Tak ciągłe próby namówienia Rose na randkę były nudne i irytujące – ale nie w taki sposób irytujący, w jaki powinny.
Również żałuję, że tak po macoszemu potraktowano historię Starfield. Nie ukrywajmy, Carmindor i Amara stali się kolejnymi, wciąż nam towarzyszącymi bohaterami i to, jak zostali pokazani w trzeciej części, powoduje rozczarowanie. Amara zostawiająca Carmindora? Czemu? Co się wydarzyło? Szkoda, że autorka trochę tego nie rozwinęła, bo sama chyba stałam się fanką Starfield i chciałabym wiedzieć, skąd wynikają pewne decyzje. Tak, oczywiście, że rozumiem, iż historia Amary miała w pewien sposób odzwierciedlać dzieje Rose, ale to nie oznacza, że decyzje księżniczki były zrozumiałe i wydawały się naturalne.
Zaczytana i bestia to przyjemna historia, którą połyka się w jednej wieczór. Nie jest co prawda tak dobra jak dwie wcześniejsze powieści, ale ma swój urok. Zwłaszcza że w pewnym sensie znów można spotkać postaci z poprzednich części. I dobrze wiedzieć, że u nich wszystko w porządku. Także spójrz w gwiazdy. Obierz kurs. Leć!
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat