Zadzwoń do Saula - sezon 6, odcinek 12 - recenzja
Zadzwoń do Saula zbliża się do końca. Odcinek skupił się na dramacie bohaterów i trzymał w napięciu niczym film Hitchcocka. Oceniam.
Zadzwoń do Saula zbliża się do końca. Odcinek skupił się na dramacie bohaterów i trzymał w napięciu niczym film Hitchcocka. Oceniam.
Pierwsza połowa dwunastego odcinkach Zadzwoń do Saula została poświęcona Kim, która na Florydzie prowadzi szare życie, nie wychylając się za bardzo, aby nie wpaść w kłopoty. Podobnie jak w przypadku Gene’a została zachowana czarno-biała kolorystyka, aby podkreślić ten stan rzeczy. Sceny w biurze okrutnie nudziły, ale było to celowe, aby lepiej przedstawić sytuację Kim. Kobieta z utalentowanej prawniczki stała się przeciętną pracownicą biurową. Ten porządek zburzył Gene, który zadzwonił do byłej żony, żeby z nią porozmawiać. Tego nie usłyszeliśmy w poprzedni odcinku, ponieważ twórcy woleli to pokazać z perspektywy Kim. Saul nakrzyczał na nią, bo powiedziała mu, żeby oddał się w ręce policji. Przebieg tej konwersacji zaskakiwał, bo wydawało się, że to była żona go zraniła i stąd wzięło się jego zdenerwowanie, a było inaczej. Rhea Seehorn jak zwykle pokazała klasę w tej scenie.
Bohaterka przyjechała do sądu złożyć zeznanie, a twórcy w tym czasie przywołali duchy przeszłości. Pusta budka parkingowa przypominała o Mike’u. Do tego adwokatka z zakręconym kucykiem instruująca swojego klienta i zawiązująca mu krawat to lustrzane odbicie Kim przed rozstaniem z Jimmym. Spotkanie z Cheryl też nie było najprzyjemniejsze dla tej bohaterki, ale pokazała charakter. Postanowiła wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i wyjawić prawdę o Howardzie. To była trudna i emocjonalna konfrontacja, która też została świetnie sfilmowana. Słowa i litery przewijające się przed oczami przypominały o przestępstwie i kłamstwach. Cieszę się, że Howard częściowo odzyska dobre imię. Nie zasłużył na los, jaki go spotkał.
Nie można też zapomnieć o scenie w autobusie, w której Kim starała się powstrzymać łzy i falę żalu, ale ostatecznie całkowicie się rozkleiła. Tego brakowało, gdy rozstała się z Jimmym. Wtedy zachowała spokój. Bieżąca scena świetnie podkreśliła, ile nerwów kosztowało ją to wszystko. Rhea Seehorn idealnie uchwyciła załamującą się bohaterkę. Wyjawienie prawdy było jak przerwanie tamy bólu, który w sobie kumulowała. To był bardzo smutny obrazek.
Ponadto znowu obejrzeliśmy kolorowe retrospekcje, które rozgrywały się w przedziale czasowym Breaking Bad. Jimmy i Kim sfinalizowali rozwód, ale atmosfera tego spotkania nie była przyjazna. Nie nawiązywali kontaktu wzrokowego, a Saul był bardzo nieprzyjemny w stosunku do żony. Nie można się temu dziwić, skoro złamała mu serce. Kim również czuła się niekomfortowo. Przeżywała wrogość Jimmy’ego i jego nowe oblicze. Do całej tej niezręcznej sytuacji została wciągnięta Francesca. To krótka, ale znacząca scena, która wypełniła ostatnią lukę ich wspólnej historii.
Twórcy postanowili jeszcze raz zaskoczyć fanów Breaking Bad i jego spin-offa. W czasie ulewy Kim natknęła się na Jessego, który poprosił ją o papierosa. Ich rozmowa była interesująca i pełna easter eggów, bo Pinkman wspomniał o Combo i Emilio. Tego drugiego nawet zobaczyliśmy, jak wchodził do gabinetu Saula! W każdym razie Aaron Paul z dużą swobodą i większym luzem niż poprzednim razem wcielił się w Jessego. Ta scena nie miała wielkiego znaczenia dla historii, bo bohaterka nie wpłynęła na decyzję rozmówcy, ale w ten sposób zderzyły się ze sobą dwa światy seriali. I to był świetny prezent dla fanów obu postaci.
W odcinku powróciliśmy też do włamania. Gene sprawnie uwinął się z zebraniem informacji o swojej ofierze, ale coś podkusiło go, żeby jeszcze go okraść. Tym samym sprowadził kłopoty na siebie i Jeffa, bo niespodziewanie pod domem pojawiła się policja, a pijany mężczyzna się obudził. Nagle wzrosło napięcie, jakby oglądało się film Alfreda Hitchcocka. To wrażenie intensyfikowała czarno-biała kolorystyka. Twórcy nie byliby sobą, gdyby nie dodali komediowej wstawki. Policjanci nie byli zainteresowani taksówką czy tym, co działo się w budynku. Wydawało się, że wszystko skończy się pomyślnie, bo Jeff udawał wypadek samochodowy, a Gene mógł opuścić dom niezauważony. A do tego miał plan, jak wyciągnąć z aresztu partnera przestępstwa.
Wszystko jednak wywróciło się do góry nogami, gdy Marion odkryła w Internecie, że Gene to tak naprawdę Saul Goodman, który jest poszukiwany. Obejrzeliśmy doskonały kadr, w którym w okularach Jimmy’ego odbijał się kolorowy ekran z jego reklamą Better Call Saul. Napięcie wzrosło, gdy staruszka chciała zadzwonić po policję. Gene został przyparty do muru i zaczął wzbudzać taką grozę, jakby był o krok od zrobienia krzywdy Marion. To było zupełnie niespodziewane, bo nigdy byśmy go o to nie podejrzewali. To wrażenie zostało dobrze podbudowane wcześniejszą sceną, gdy był gotowy zamachnąć się urną na człowieka, którego okradał. Rozczarowanie i słowa kobiety, że mu zaufała, wybrzmiały bardzo dobitnie. Nie trzeba było nic więcej dodawać, aby Gene się otrząsnął i uciekł w panice.
Najnowszy odcinek Zadzwoń do Saula to kolejny popis wizualny ze strony twórców, a konkretnie – legendarnego Vince'a Gilligana. Oczywiście można zatęsknić za kolorami, ale czarno-biała kolorystyka nadaje serialowi depresyjny i mroczny klimat. Dramat Kim poruszył, a włamanie trzymało w napięciu, dzięki doskonałemu montażowi i muzyce w tle. Końcówka epizodu zbliżyła nas do finału, w której Saul został zdemaskowany przez – o ironio! – mądrą staruszkę. Pozostał już tylko jeden odcinek, który zakończy historię Saula Goodmana, jednego z najbarwniejszych prawników i najoryginalniejszych antybohaterów w historii seriali.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat