„Zbaw nas ode złego” – recenzja
Zbaw nas ode złego to kolejna odtwórcza praca w dorobku Christophera Younga. Praca, która szybko zginie w natłoku bardziej inwazyjnych partytur tego gatunku.
Zbaw nas ode złego to kolejna odtwórcza praca w dorobku Christophera Younga. Praca, która szybko zginie w natłoku bardziej inwazyjnych partytur tego gatunku.
Jeżeli jest w branży kompozytor, któremu bez zastanowienia można przypiąć łatkę eksperta w thrillingu, wszelkiego rodzaju nastrojowym, mrocznym graniu, to tym kimś jest z pewnością Christopher Young. Mimo iż w swojej profesji nie ogranicza się tylko do filmów grozy, to właśnie w tym gatunku poszczycić się może największymi osiągnięciami. Rzecz jasna nie zawsze jego twórczość i pomysłowość znajduje zrozumienie ze strony odbiorców, zwłaszcza miłośników muzyki filmowej, którzy mieli na nim używane przy okazji ukazania się ścieżki dźwiękowej do Sinister. Ta dosyć oryginalna oprawa, bazująca na skomplikowanej zabawie efektami dźwiękowymi, wywołała wiele kontrowersji. Ale mimo powszechnej krytyki jednego nie można było jej odmówić: autentycznie przerażającego wydźwięku znajdującego swoje odzwierciedlenie w filmowej rzeczywistości. Sam film Scotta Derricksona okazał się niespodziewanym hitem. Niskobudżetowa produkcja zrealizowana za około 3 miliony dolarów zarobiła prawie 90 milionów. Nic dziwnego zatem, że artysta postanowił kuć żelazo, póki gorące.
Dokładnie półtora roku później Derrickson powrócił do branży z nową propozycją – thrillerem sensacyjnym Zbaw nas ode złego ("Deliver Us from Evil") opartym na powieści Ralpha Sarchie i Lisy Collier Cool pt. "Beware the Night". Film opowiada o policjancie, który podejmując się badania serii tajemniczych morderstw, odkrywa, że stoją za nimi nie tyle źli ludzie, co nadprzyrodzone złe moce. Wraz z księdzem Mendozą zajmującym się na co dzień egzorcyzmami próbują uchronić kolejne potencjalne ofiary przed okrutnym losem. Niestety widz mierzący się z tym widowiskiem nie uniknie okrutnego znużenia sprawdzonymi formami, w jakie filmowcy wlewają tę nieco wyświechtaną historię. Wejście w ten demoniczny świat wizualizowany dynamicznym montażem, przyprawiającą o gęsią skórkę scenografią oraz skąpym oświetleniem aż prosił się o wzmocnienie przekazu jakąś charyzmatyczną osobowością. Niestety największym grzechem filmu Derricksona jest brak stosunkowo wiarygodnych postaci, które byłyby ostoją dla tak misternie budowanego klimatu.
Jednym z budowniczych tej surowej, mrocznej atmosfery jest kompozytor ścieżki dźwiękowej, Christopher Young, który z typowym dla siebie animuszem "rozebrał" fakturę filmu Derricksona na czynniki pierwsze. A czyniąc to, wcale nie uzurpował sobie praw do daleko idącej uwagi odbiorcy. W przeciwieństwie do poprzedniej pracy, Sinister, oddał się raczej subtelnemu zarysowywaniu konturów atmosfery grozy, bazując przy tym na bardziej tradycyjnych formach muzycznego wyrazu. Owszem, także i tutaj znajdziemy tak cenione przez Younga eksperymenty z efektami dźwiękowymi, demonicznymi jękami i panoramą stereo oraz przestrzenią. Niemniej jednak większa uwaga koncentruje się na wykorzystaniu potencjału brzmienia orkiestrowego – tak niezbędnego do tworzenia nastrojowej, trochę depresyjnej muzyki tła.
Muzyka tła – właśnie tak można skwitować to, co popełnił Christopher Young. Ścieżka dźwiękowa nie grzeszy złą funkcjonalnością, ale w owej funkcjonalności zdaje się ona niejako zatracać. Po raz kolejny wracamy bowiem do schematycznego ilustrowania tak zwanych "stałych fragmentów gry". Temat przewodni jest więc smętną, snującą się melodią, skojarzoną może niekoniecznie z głównym wątkiem filmu, ale stanem emocjonalnym głównego bohatera. W tym przypadku jest to skrajne wyczerpanie psychiczne i poczucie zatracenia w pracy, co - jak nietrudno się domyśleć - ma swoje wierne odzwierciedlenie w smyczkowym, minorowym motywie. Przełożenie tych emocji na grunt relacji rodzinnych owocuje zepchnięciem apatycznych melodii na płaszczyznę melancholijnego ambientu. Liryka nie jest jednak najmocniejszą stroną tej kompozycji. Poza wyżej wspomnianymi eksperymentami ukierunkowanymi na potęgowanie strachu u odbiorcy nie mogło zabraknąć również substytutu muzycznej akcji. Siermiężny bit wsparty kanonadą efektów dźwiękowych nie daje większych powodów do zachwytów, choć jako element wspomagający motorykę akcji sprawdza się należycie.
[video-browser playlist="633283" suggest=""]
Takie wrażenia pozostawił po sobie kinowy seans Zbaw nas ode złego, a sięgnięcie po album soundtrackowy nie zmieniło w znacznym stopniu tego obrazu. Przede wszystkim przekonało, że Christopher Young nie miał większego pomysłu na tę ścieżkę. Ot, po prostu napisał ją, korzystając z bogatego doświadczenia i wielu utartych w gatunku schematów. Mamy więc temat przewodni, którym rozpoczynamy i kończymy naszą przygodę z albumem. Smutny (żeby nie powiedzieć depresyjny) motyw jest akurat jednym z tych elementów, które najłatwiej nawiązują kontakt z odbiorcą. A wszystko to za sprawą prostej melodyki i równie prostego wykonania, nieobciążającego psychiki jakimiś skomplikowanymi zabiegami aranżacyjnymi. Ponoć inspiracją do napisania tego tematu były samotne spacery kompozytora ulicami Los Angeles, a dokładniej odpoczynek przy jednej z tamtejszych fontann. Jeżeli zestawimy tę oazę spokoju z niespokojnym światem przedstawionym w filmie Derricksona, otrzymamy ciekawy kontrapunkt – pewnego rodzaju link prowadzący nas z chaosu do emocjonalnej pustki głównego bohatera.
Troszkę więcej wyobraźni angażuje muzyczna wyprawa w jedno z pierwszych miejsc zbrodni ("Procession and Posession"), gdzie słuchacz rzucony zostaje w wir eksperymentatorskiego warsztatu Younga. Na szczęście zagorzali przeciwnicy takich dziwadełek jak Sinister będą mogli odetchnąć z ulgą. Kompozytor mimo wielu podejmowanych w tym zakresie prób nawet na kilometr nie zbliża się do pokrętnego brzmienia wypomnianej wyżej pracy. Nie miał zresztą najmniejszego powodu, by to czynić. Film Derricksona gatunkowo oscyluje wokół thrillera sensacyjnego oraz wątków religijnych, więc i oprawa muzyczna siłą rzeczy musiała się wtopić w ten nurt. Seria puszczonych w rewersie dźwięków połączonych z niezbyt skomplikowanym bitem nie poraża geniuszem, ale w warunkach filmowych sprawdza się całkiem dobrze. Troszkę bardziej cierpkie w brzmieniu wydają się "An Intimate Portrait of the Devil" oraz "The Devourer of Souls". W tle nie brakuje oczywiście niskiego, zamkniętego w pogłosie "sygnału" wykonywanego na puzonie. Towarzyszy on warsztatowi Younga od dawna, a najbardziej efektownie brzmiał chyba w ścieżce dźwiękowej do Egzorcyzmów Emily Rose. Zresztą przysłuchując się obu tym pracom, możemy znaleźć wiele elementów wspólnych.
Czytaj również: Recenzja filmu "Zbaw nas ode złego"
Godzinny czas trwania albumu wystarcza, by przejść od umiarkowanej fascynacji stroną techniczną do znużenia nadmiarem treści. A przecież na soundtracku znajdujemy dwa utwory, które chyba w zupełności wyczerpują potencjał ścieżki Christophera Younga. Tak się składa, że są to najdłuższe fragmenty na płycie, a zarazem najistotniejsze pod względem funkcjonalnym. I tak oto siedmiominutowy "The Left Hand Path" rozpływa się nad główną tematyką, zostawiając po sobie właściwie tylko kolejne minorowe nastroje. Zdecydowanie bardziej inwazyjny wydaje się utwór "Exorcism and Recession". Ilustruje on imponująco zwizualizowaną scenę egzorcyzmów dokonywanych w policyjnym pokoju przesłuchań. I tu warto zaznaczyć, że Young świetnie wtopił się w ten audiowizualny spektakl, co nie powinno wielce dziwić. Od lat bowiem doskonale odnajduje się we wszelkiej maści scenach, gdzie poruszana jest problematyka zmagań z demonami i osobami opętanymi.
Niestety, Zbaw nas ode złego to kolejna odtwórcza praca w dorobku Christophera Younga. Praca, która szybko zginie w natłoku bardziej inwazyjnych partytur tego gatunku. Ale nawet i w tak pasywnym podejściu do tematu udało się amerykańskiemu kompozytorowi znaleźć złoty środek pomiędzy funkcjonalnością, a całkiem rozsądną estetyką brzmienia. A świadczy to tylko i wyłącznie o niebanalnym warsztacie tegoż twórcy. Czy skrócenie tego soundtracku o kilka minut zmieniłoby w znacznym stopniu jego odbiór? Bynajmniej.
Poznaj recenzenta
Tomasz GoskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1961, kończy 63 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1987, kończy 37 lat