"Znikasz" Christiana Jungersena wpisuje się doskonale w popularny obecnie trend czytania powieści skandynawskich. Gdyby nie on, myślę, że ta książka nie miałaby większych szans zaistnieć. Jest na to zbyt przeciętna.
Christian Jungersen zabiera czytelnika w świat chorób mózgu i konsekwencji, jakie powodują one w życiu małżeńskim i rodzinnym. Mii wydawało się, że ma wszystko - piękny dom, zdolnego syna, kochającego męża - aż do momentu, gdy ten ostatni ulega wypadkowi. Diagnoza okazuje się porażająca: Frederick ma guza mózgu, który już od lat wpływał na jego osobowość. Całe życie jej rodziny diametralnie się zmienia. Okazuje się, że ostatnie, najszczęśliwsze lata jej małżeństwa były kłamstwem, a człowiek, którego kocha, tak naprawdę w ogóle nie istnieje.
Temat chorób mózgu i tego, jak mogą wpływać na życie człowieka, jest fascynujący, ale nawet najlepszy temat może zostać zabity przez sposób jego przedstawienia. Tak właśnie jest w Du forsvinder. Miało być interesująco, a jest zwyczajnie nudno. Autor deklaruje, że materiały do książki zbierał przez siedem lat. Być może jest to prawda, ale zupełnie tego nie widać. Informacje, którymi się posiłkuje, nie są zbyt wyszukane, a jedyne, co wyróżnia jego książkę, to wplecione w jej treść artykuły, wywiady, definicje związane z problematyką neurologii. Wszystko to zostało jednak przedstawione w sposób tak suchy, że nie jest w stanie przyciągnąć uwagi na dłużej.
Miałam duży problem z identyfikowaniem się z bohaterami powieści i ostatecznie mi się to nie udało. Mia jest postacią niesłychanie irytującą, niekonsekwentnie prowadzoną i ogólnie rzecz biorąc bardzo antypatyczną, szczególnie w momentach, gdy próbuje porozumieć się z własnym synem. Mimo że w książce poruszane są bardzo poważne kwestie, to ani przez chwilę nie poczułam współczucia dla bohaterów czy emocjonalnej więzi z nimi. Ich losy zwyczajnie mnie nudziły.
Warsztatowo Du forsvinder jest poprawne. Narracja jest spójna, a gdy akcja przyśpiesza, nawet staje się interesująca. Jungersen nie napisał złej książki, ale popełnił grzech przeciętności. Po przeczytaniu ostatniej strony odkładałam ją z westchnieniem ulgi, bo muszę przyznać, że jej czytanie było dla mnie bardzo często męczące, a już jutro nie będę o niej nawet pamiętać. Na rynku wydawniczym jest wiele lepszych powieści skandynawskiego nurtu i Du forsvinder nie powinno być pierwszym wyborem.