No jury can declare a man guilty unless it’s sure – czyli rzecz o gniewnych ławnikach.
'Dwunastu gniewnych ludzi'. Dramat sądowy z '57 roku, który kojarzy chyba każdy.
Obejrzałam i...zachwyciłam się.
[image-browser playlist="586490" suggest=""]
Idea jest prosta - dwunastu ławników ma wydać wyrok w sprawie morderstwa. Widzimy jak sędzia poleca im udać się na obrady, następnie wchodzą do pokoju i przez pozostałe półtorej godziny filmu to tam toczy się akcja. Duszne pomieszczenie, z minimalnym wyposażeniem i ledwo działającym klimatyzatorem+gorący dzień... Atmosfera zagęszczona jest od samego początku.
Panowie wchodzą i chcą jak najszybciej wyjść. Każdy ma swoje plany na później, zobowiązania - ważniejsze sprawy. Dlatego prędko przechodzą do głosowania, każdy święcie przekonany o winie oskarżonego... Każdy? Świetnie - 11 za winnym, ale jeden śmie wątpić. Ławnik nr 8 (Henry Fonda) stawia się w mocno nieprzyjemnej sytuacji. Bo przecież nie tylko przeciwstawia się opinii większości, staje na przeszkodzie realizacji ich planów... ba! przez niego trzeba będzie prześledzić cały proces krok po kroku i jeszcze go przekonać.
[image-browser playlist="586491" suggest=""]
Tak się to wszystko zaczyna. A potem, przewidywalnie, rozpoczyna się psychologiczna gra, w której karty rozdaje pan z numerem ósmym. Krok po kroku obala 'niezbite' dowody i ze sprawnością, której zabrakło adwokatowi z urzędu młodego chłopaka ze slumsów podejrzanego o zamordowanie ojca, interpretuje wszystko w stronę 'reasonable doubt'. Żaden świadek się przed nim nie uchowa i, dyskredytując ich zeznania, powoli przeciąga na swoją stronę, tak bardzo przekonanych wcześniej o winie, kolegów-przysięgłych. Orzeźwiający w tym filmie był brak retrospekcji. Przecież seriale kryminalne przyzwyczaiły nas do odtwarzania przebiegu wydarzeń, a tu tylko siła naszej wyobraźni.
Psychologicznie film jest wyjątkowy. Każdy z bohaterów jest nieco szablonowy, każdy jest inny i o każdym nic nie wiemy, poza tym, co raczy pokazać w swej argumentacji czy sposobie bycia. No i oczywiście poza mimiką. Twarze stanowią centrum dramatu, a zdjęcia nakręcono tak, że czułam się jakbym siedziała przy tym stole. Dzięki temu, nie było nudno. Ogrom emocji, ogrom ekspresji - dyskusja niezwykle żywa, wciągająca widza w sam środek. I prawidłowo! Bo przecież decydują o życiu człowieka!
Najważniejsze w tym obrazie jest tak naprawdę pokazanie jak nieidealny jest amerykański system... Jako nałogowiec serialowy, m.in. The Good Wife, zdaję sobie sprawę z tego, jak ławą przysięgłych pogrywają prawnicy. I w tym filmie wprawdzie nie oni nimi grają, ale widzimy te stereotypy i uprzedzenia, które powodują, że tak łatwo nimi manipulować. Wystarczy znać pochodzenie ławnika, aby wiedzieć ku komu będzie skłonny, a na kogo z miejsca będzie patrzył wilkiem. Jednak nie to przeraża najbardziej. Przynajmniej nie mnie ;) Mnie poruszyła ta obojętność, czy też brak świadomości, że od ich decyzji zależy dosłownie 'być albo nie być' oskarżonego. Z drugiej strony,w tych jedenastu 'przekonanych' mężczyznach nie tak trudno było zasiać wątpliwość.
Krótko o reszcie impresji. Fantastyczna gra Henry'ego Fondy, absolutnie genialny pomysł i wykonanie Sidneya Lumeta, powalająca prostota - czerń, biel, kilka krzeseł i... moim zdaniem DZIEŁO. A na pewno niecodzienny, zasługujący na kilka słów, obraz.
12 Angry Men, 1957. Dramat sądowy. reż. Sidney Lumet. obsada: Henry Fonda, Lee J. Cobb, Martin Balsam.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1988, kończy 37 lat