"To nie jest film": przeczytaj fragment kryminału Wiara Anny Kańtoch
Kryminał Wiara zagłębia się w tajemnice lokalnej społeczności. Mamy dla was do wypróbowania fragment książki Anny Kańtoch.


W zeszłym tygodniu, nakładem wydawnictwa Marginesy, ukazała się reedycja kryminału Anny Kańtoch zatytułowanego Wiara.
W tej powieści Anna Kańtoch przenosi czytelników w lata 80. ubiegłego wieku do położonej w pobliżu gór wioski na południu Polski. Zostaje w niej odnalezione ciało kobiety, co nadaje tempa wydarzeniom, a na wierzch wypływają niebezpieczne tajemnice całych pokoleń okolicznych mieszkańców.
Poniżej, pod opisem i okładką powieści, możecie przeczytać fragment Wiary.
Wiara - opis i okładka

Duszna, klaustrofobiczna atmosfera polskiej wsi sprzed czterdziestu lat, niczym z sennego koszmaru. I zło, które ma przyjść ze wschodu. A może już tu jest?
Parny lipiec 1986 roku. W podbeskidzkiej Rokitnicy trwają protesty przeciwko budowie elektrowni jądrowej, podsycane nieufnością do władzy i obcych oraz niedawną katastrofą w Czarnobylu. Gdy miejscowy proboszcz znajduje na torach ciało młodej kobiety, społeczność zamyka się jeszcze bardziej. Nikt nie zna ofiary. A może wszyscy kłamią?
We wsi pojawia się kapitan Witczak z komendy w Bielsku-Białej. Miastowy milicjant nie budzi zaufania, więc mieszkańcy – zwłaszcza starsi – milczą jak zaklęci.
Tymczasem proboszcz, przytłoczony tragedią, coraz bardziej zagłębia się we własne śledztwo. Czy w lokalnych legendach o przeklętej parafii jest ziarno prawdy? Czy śmierć kobiety ma związek z dawnymi wydarzeniami, o których mówi się tu tylko szeptem? I kto od lat przynosi kwiaty pod stary krzyż przy torach?
Anna Kańtoch po mistrzowsku łączy elementy kryminału z psychologiczną głębią i wątkami religijnymi. Wiara to opowieść o tajemnicach, które naznaczają społeczność od pokoleń, o grzechach, które nigdy nie zostały odpokutowane, i o tym, że obojętność może być równie niebezpieczna jak zbrodnia.
Wiara - fragment książki
Chciał porozmawiać z księdzem sam na sam. Jak mężczyzna z mężczyzną, pomyślał nie bez ironii, bo nie był pewien, czy facet ubrany w kieckę zasługuje na to miano.
W dodatku tak wyglądający facet, dodał w myślach, kiedy dziesięć minut później, masując obolałą kostkę, siedział w fotelu naprzeciwko proboszcza. Kapitan miał dziś szczęście do spotykania przystojnych mężczyzn. Najpierw Chojniak, a teraz ksiądz Jerzy Marczewski, długorzęsy i niebieskooki, ładny jakąś delikatną, prawie kobiecą urodą, która przywodziła na myśl młodego Alaina Delona. Pełnego poczucia winy Alaina Delona.
– Przepraszam, powinienem coś zrobić z tą gałęzią. – Ksiądz mówił ciepłym barytonem człowieka, który pracuje głosem i nauczył się odpowiednio go modulować. – Jakiś tydzień temu mieliśmy tu burzę, która oberwała z drzewa konar i teraz wszyscy się o niego potykają.
– Nieważne. – Witczak poruszył ostrożnie stopą. Wciąż bolała, ale chyba nic poważnego się nie stało. – Muszę z ojcem porozmawiać.
– Byłem już przesłuchiwany i obawiam się, że nie mam nic nowego do dodania. Znalazłem tę dziewczynę, kiedy już nie żyła, i zatrzymałem pociąg. Nie widziałem nikogo wcześniej.
– Wiem. Nie przyszedłem tu, żeby pytać, jak ojciec znalazł zwłoki. Mam inną prośbę. – Witczak pochylił się w fotelu i wyłuszczył ją spokojnie.
Ksiądz drgnął lekko, a mięśnie wokół jego ust napięły się, ale była to jedyna oznaka zdenerwowania.
– Nie jestem pewien, czy mogę się na to zgodzić. Zdjęcie martwej dziewczyny w kościele to nie jest coś, co ludzie mogliby łatwo zaakceptować.
Kapitan powstrzymał się od repliki, że zwłoki na krzyżu jakoś nikomu nie przeszkadzają, i zamiast tego oznajmił:
– Niech ojciec pomyśli o tej nieszczęsnej dziewczynie i o rodzinie, która gdzieś tam na nią czeka, z każdym dniem martwiąc się coraz bardziej. No i oczywiście na złapaniu mordercy też powinno ojcu zależeć. Zależy, prawda?
– Oczywiście, że tak.
– Świetnie, bo już się bałem, że trzeba będzie ojca uznać za podejrzanego. Zdarza się czasem, że morderca zgłasza się na milicję jako człowiek, który znalazł ciało. To całkiem sprytny ruch. Na przykład gdybyśmy odkryli na dziewczynie jakieś ślady księdza, łatwo byłoby wytłumaczyć je tym, że przecież pochylał się ojciec nad zwłokami, może nawet ich dotykał.
– Nie zabiłem tej dziewczyny – odpowiedział wolno duchowny. Sprawiał wrażenie kogoś, kto aż do przesady panuje nad tonem głosu i stara się pilnować każdego gestu. – Kiedy przyjechałem, już nie żyła.
– Wierzę ojcu, ale mimo wszystko wolałbym, żeby ksiądz spełnił moją prośbę. Wtedy wierzyłbym bardziej.
Ksiądz Jerzy westchnął.
– Zastanowię się. Nie mogę obiecać niczego więcej.
– Doskonale. Mam nadzieję, że się dogadamy.
Duchowny chyba się spodziewał, że kapitan wstanie i wyjdzie, ten jednak rozparł się tylko wygodniej w fotelu.
– Teraz możemy porozmawiać bez stresu. Po pierwsze, widziałem na drzwiach kościoła napis o czymś, co ma nadejść ze wschodu, i o mszy. O co chodzi?
Proboszcz zakłopotał się.
– O elektrownię. Ludzie wierzą, że ściągnie na nas nieszczęście. Wie pan, Czarnobyl to był pierwszy znak, a teraz na nas ma przyjść zagłada. Chcieli, żebym odprawił mszę, ale to tylko zabobony, więc odmówiłem. Taki lokalny folklor. – Uśmiechnął się przepraszająco, jakby przyznawał, że jego parafianie wciąż wierzą w sikające do mleka krasnoludki.
– A ten krzyż przy miejscu, w którym doszło do morderstwa, to też lokalny folklor? Wie ojciec, kto go postawił?
Marczewski zmarszczył brwi.
– Krzyż? A tak, faktycznie. Latem, jak wszystko jest zarośnięte, ze ścieżki go nie widać. Nie mam pojęcia, kto mógłby go postawić. Był już tam, kiedy zostałem proboszczem.
– Czyli kiedy?
– Zaraz, niech policzę... Wiosną osiemdziesiątego drugiego.
Witczak wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Nie zapalił, tylko zaczął się nią bawić, przekładając między palcami.
– Nie za wcześnie ojciec dostał własną parafię?
– Skończyłem trzydzieści pięć lat, nie byłem już taki młody. A ta parafia miała opinię pechowej.
– Dlaczego?
Ksiądz zawahał się, w końcu jednak odpowiedział:
– Poprzedni proboszcz został odwołany w dość nietypowych okolicznościach. Ten przed nim powiesił się na plebanii, a jeszcze wcześniejszy utonął w jeziorze.
– Po pijaku?
Duchowny krótko skinął głową.
– Cztery lata to szmat czasu. – Kapitan wrócił do wcześniejszego tematu. – Wystarczająco dużo, żeby dobrze poznać swoich parafian. Pewnie wie ojciec o nich wszystko. Kto z kim sypia, kto przestawił płot pół metra na miedzę sąsiada i kto komu obił gębę na ostatnim weselu.
– Sugeruje pan, że ja wiem, kto zabił tę dziewczynę? – Głos księdza nawet nie drgnął, ale mimo to Witczakowi wydało się, że słyszy w nim napięcie.
– A wie ojciec?
– Nie mam pojęcia. Poza tym czemu zakłada pan, że to był ktoś stąd?
– Ja niczego nie zakładam, tylko pytam. – Wyjął wreszcie papierosa, rozejrzał się za popielniczką, a kiedy nie znalazł niczego, co by się nadało, schował go z powrotem. – Gdyby to był film, morderca przyszedłby się wyspowiadać, a ojciec po krótkiej walce z sumieniem opowiedziałby mi wszystko. Wtedy sprawa byłaby prosta, co?
– To nie jest film.
Źródło: Marginesy



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 55 lat
ur. 1958, kończy 67 lat
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1987, kończy 38 lat

