

Obecność 4: Ostatnie namaszczenie to również ostatni film z tej serii i swoiste pożegnanie z Warrenami, których od lat grał Patrick Wilson i Vera Farmiga. Przed premierą hucznie zapowiadano nowy horror, który miał być godnym zwieńczeniem, które zamknie wszystkie dotychczasowe wątki w satysfakcjonujący dla fanów sposób, jednocześnie przedstawiając historię bazującą na faktach i życiu głównych bohaterów z rzeczywistości. Jak się to udało?
Zjawiskowa Margot Robbie w zwiastunie Wichrowych wzgórz. O tym filmie będzie głośno
Otóż nienajlepiej, ponieważ Obecność 4: Ostatnie namaszczenie w chwili pisania tego tekstu ma 62% pozytywnych opinii w serwisie Rotten Tomatoes. To czyni film Michaela Chavesa drugim najgorszym w serii Obecność, a zatem nie włączając spin-offów pokroju Annabelle i Zakonnicy.
- Obecność - 86%
- Obecność 2 - 80%
- Obecność 4: Ostatnie namaszczenie - 62%
- Obecność 3: Na rozkaz diabła - 56%
Obecność 4: Ostatnie namaszczenie - recenzje krytyków
Wynik procentowy odzwierciedla opinie krytyków. 4. część Obecności jest lepsza od poprzedniego filmu Michaela Chavesa i jego kontynuacji Zakonnicy, ale nie oznacza to od razu, że mamy do czynienia z produkcją idealną. Tej jest do takowej bardzo daleko. Największą wadą filmu jest jego scenariusz i tempo. Rodzina Smurli przez spory czas metrażu nie jest najważniejszym wątkiem, a ich losy są odseparowane od przygód Warrenów, co wcale nie jest zaletą. To najdłuższa część z serii i jest to zdecydowanie odczuwalne na sali kinowej. Film potrzebuje sporo czasu, żeby się rozkręcić i przejść do tego, co najważniejsze.
Co ciekawe - jest strasznie. Bill Bria z Discussing Film twierdzi, że w produkcji znajduje się sekwencja, która śmiało może powalczyć o piątkę najlepszych scen z całej serii. Najwięcej strachu można się najeść w pierwszej połowie, gdy losy Smurli i Warrenów są od siebie oddzielone. Jest też zaskakująco zabawnie - to rzekomo najśmieszniejsza odsłona.
Nowa Obecność powinna przypaść do gustu fanom całej serii, ale niekoniecznie spodoba się osobom, dla których jest to pierwszy kontakt z tymi produkcjami. Jest dużo nawiązań i mrugnięć okiem. Pojawia się nawet Annebelle, która kradnie show i zalicza najlepszy występ od czasów swojego solowego filmu. Dzieło Chavesa prezentuje się też miło dla oka. Widać, że reżyser z filmu na film doskonali swój fach i zyskuje pewność siebie. To zdecydowany progres względem jego dwóch ostatnich projektów, ale do bardzo dobrego poziomu jeszcze sporo brakuje.
Obecność na swoich barkach ciągną Warrenowie. Vera Farmiga i Patrick Wilson są nadal świetni w swoich rolach i nie stracili chemii ze sobą. Innym nazwiskiem z obsady, na które warto zwrócić uwagę jest Mia Tomlinson, której występ zachwycił krytyków. Film potrafi też wzruszyć i emocjonować.
Ostatecznie zdaniem krytyków jest to dobre pożegnanie z Warrenami - nie tylko satysfakcjonujące pod względem konkluzji, ale też z racji tego, iż kolejne filmy nie zyskują na jakości, a tylko ją tracą. To odpowiedni moment na to, żeby się pożegnać.
Źródło: rottentomatoes.com

