House of Cards to obecnie jeden z najlepiej napisanych i zagranych seriali politycznych. Ostatnio na horyzoncie pojawił się jeszcze Designated Survivor (który też można oglądać na Netflix), ale jednak jest on o kilka klas niżej niż produkcja z Kevin Spacey. Może dlatego, że serial z Kiefer Sutherland jest zbyt oderwany od rzeczywistości. Ma wydumane problemy, które dla widzów są z pogranicza science fiction. House of Cards natomiast trafia w punkt z tym, co się dzieje obecnie w światowej polityce. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby spotkanie Franka z prezydentem Rosji, który był łudząco podobny do Władimira Putina. Co czyni go tak wyjątkowym? Po pierwsze świetna obsada. Pomijając Kevina, o którym rozpisywaliśmy się nie raz, mamy jeszcze równie genialną Robin Wright jako Claire Underwood czy Michael Kelly jako niezastąpionego przybocznego Underwooda i genialnego stratega politycznego Douga Stampera. Twórcy mają wyjątkową rękę do doboru aktorów nawet do mniejszych ról. Wystarczy przypomnieć Rega E. Catheya jako właściciela baru z „najlepszymi na świecie żeberkami w sosie BBQ”. Większość, bo oczywiście nie wszystkie, postaci przewijających się przez ekran kradnie show i zapada widzom w pamięć na jakiś czas. House of Cards ma też bardzo ciekawie zbudowaną intrygę oraz dobrze odwzorowane problemy współczesnej polityki. Świetnym przykładem jest upór i przeświadczenie o własnej nieomylności Franka Underwooda jako prezydenta. Potrafi on manipulować już nie tylko pojedynczymi politykami czy całym kongresem, ale także obywatelami. Utrzymanie ich w ciągłym strachu stało się jego celem, bo właśnie takim narodem łatwiej jest sterować. W nowym sezonie poczynania Franka stają się trochę bardziej chaotyczne. Są słabiej przemyślane. Nie wynika to jednak ze słabości scenariusza, który wciąż jest na wysokim poziomie, ale z faktu, że nasz bohater coraz bardziej odrywa się od rzeczywistości. Twierdzi, że wszystko, co robi, ujdzie mu na sucho, bo w końcu jest prezydentem najpotężniejszego kraju na świecie.  Wydaje mi się, że obecnie w Białym Domu siedzi bardzo podobny człowiek. Siłą produkcji Netflixa jest także to, że nie skupia się on tylko i wyłącznie na polityce, ale podobnie jak równie genialny The West Wing pokazuje również, jak władza wpływa na życie prywatne ludzi. Jak mocno uzależnia i zaburza niekiedy racjonalne myślenie. Człowiek, który raz posiadł ogromną władzę, zrobi dosłownie wszystko, by ją odzyskać lub przynajmniej być w jej najbliższym otoczeniu i mieć jakikolwiek wpływ na kształtowanie się najważniejszych wydarzeń. Dla osiągnięcia tego celu jest w stanie nawet zabić. W piątym sezonie na znaczeniu zyska także żeński głos w Białym Domu, co nie zawsze będzie po myśli prezydenta. W obliczu zagrożenia i strachu przed utratą wpływów niektórzy zaczną odzyskiwać zdrowy rozsądek. Kto? Tego oczywiście nie zdradzę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj