Leonardo DiCaprio dostanie Oscara?
Adam Małysz po podwójnym złocie olimpijskim Kamila Stocha powiedział w wywiadzie, że oddałby wszystkie swoje medale i puchary za te dwa najcenniejsze krążki, którymi cieszył się Kamil. Było w tym trochę kokieterii, trochę humoru, ale z całości przebijał się niewypowiedziany żal. Podobny niemy żal bije z Leonardo DiCaprio, jednego z najwybitniejszych aktorów swego pokolenia, któremu do pełni szczęścia brakuje jednego – Oscara.
Adam Małysz po podwójnym złocie olimpijskim Kamila Stocha powiedział w wywiadzie, że oddałby wszystkie swoje medale i puchary za te dwa najcenniejsze krążki, którymi cieszył się Kamil. Było w tym trochę kokieterii, trochę humoru, ale z całości przebijał się niewypowiedziany żal. Podobny niemy żal bije z Leonardo DiCaprio, jednego z najwybitniejszych aktorów swego pokolenia, któremu do pełni szczęścia brakuje jednego – Oscara.
I jest w tym pewna ironia, wynikająca z niezbadanych, ale coraz bardziej przewidywalnym wyroków Akademii Filmowej. Jest to zresztą pocieszny materiał na wszelkiej maści memy czy żarty i żarciki. Meryl Streep, aktorska waga ciężka, chodząca perfekcyjność aktorska, nominowana 16 razy do najważniejszej nagrody, zdobyła aż trzy statuetki. Z precyzją godną szwajcarskiego zegarka, jeśli tylko pojawi się na ekranie w danym roku dłużej niż pięć minut, z automatu otrzymuje nominację, a gra przecież niemal we wszystkim! Od filmów lekkich po trudne, od musicali po kostiumowe dramaty – istny kameleon filmu! Leonardo DiCaprio swoje role wybiera bardziej skrupulatnie. Skoro już należy do milionowego klubu tuzów, które za grę otrzymują przynajmniej 20 mln dolarów, może swoje role do woli wybierać. I robi to, a we wszystkim majaczy jakiś skomplikowany, ale całkiem sensowny wzór, który ma go przybliżyć do upragnionego Złotego Graala - czegoś, co choć tak blisko, wciąż jest hen za horyzontem. Może w tym roku?
Żeby zrozumieć obsesję – której aktor notabene sam się wypiera – trzeba cofnąć się do początków jego kariery. Nie ma nic gorszego niż zdolne dziecko w świecie filmu. Ile pracy kosztuje potem wejście w dorosłe życie, wie najlepiej chyba Drew Barrymore, choć przykładów jest o wiele więcej. I choć DiCaprio nigdy nie popadł w narkomanię czy alkoholizm, a jego jedyną słabością zdają się być blond modelki, to poniekąd krzywda została mu wyrządzona. Jest to krzywda od niego całkowicie niezależna, bo wzór, którym się kierował, nadal ma swoje zastosowanie. Zmienił jednak taktykę.
Rok 1993. Dziewiętnastoletni wówczas DiCaprio dostaje nominację za What's Eating Gilbert Grape. Jego kreacja chorego chłopaka, choć niebędąca debiutem, przyćmiewa Johnny’ego Deppa, który powoli wyrasta na aktora wyrazistego i bardzo znanego. Przy młodym DiCaprio jest zaledwie poprawnym dodatkiem, niepotrafiącym skupić całkowicie uwagi widza. Oto na jego oczach rośnie przyszły aktor wybitny. I potem się zaczyna. This Boy's Life, The Quick and the Dead, Marvin's Room – filmy dobre, w swej kategorii ciekawe. Leo wciąż wie, jak dobierać role, nawet za młodu, a potem zaczynają się problemy.
Mówi się, że Akademia Filmowa nie lubi idolów nastolatek. Tytuł ten może nieźle przekreślić szanse na jakąkolwiek nagrodę, która aspiruje do miana najpoważniejszej. No bo jak to tak dać Oscara idolowi nastolatek? Jego plakaty wiszą na ścianie niemal każdej dziewczyny na świecie, a te, wieczorami pisząc pamiętniki, marzą, by spędzić choć jeden dzień z idolem. „Boski Leo”, jak o nim ironicznie pisano, był idolem do kwadratu. Stał się Justinem Bieberem filmu, zanim ten nauczył się mówić. Został znienawidzony przez niemal wszystkich dorosłych w świecie filmu. Nie godzi się, Oscary to zupełnie inna kategoria wagowa. DiCaprio mógł o tym nie wiedzieć. Mógł też wiedzieć, ale stwierdził, że warto jednak spróbować. Tym sposobem zagrał w trzech filmach, które całkowicie zredefiniowały jego bytność w świecie filmu, a łatkę ciągnącą się za nim zdołał odczepić dopiero wiele lat później.
Romeo + Juliet, Titanic i The Man in the Iron Mask - filmy nie byle jakie. Pierwszy jest Baza Luhrmanna, wychował młodziutką Claire Danes, która niemal co roku zgarnia nagrody telewizyjne. Drugi okupował wiele lat światowy box office, by na końcu uznać wyższość kolejnego dzieła Camerona, który zdublował sam siebie i dobrze wie, że jeżeli ktokolwiek może się z nim ścigać w światowym box office, to tylko on sam. Nie udało się nawet Gwiezdnym wojnom przy wsparciu miliardów Disneya na promocję. Na Titanicu skorzystała zresztą Kate Winslet, która przyjaźni się z DiCaprio do dziś. Wreszcie trzecie dzieło - o muszkieterach, ale za to z jaką obsadą! Leo byłby głupi, odmawiając gry z takimi nazwiskami. Nic jednak nie poradził na to, że wciąż grał swoją ładną buzią i długimi włosami. Przekleństwo!
A przecież nie minęło dużo czasu, gdy pojawił się u Spielberga w Catch Me If You Can, a potem w Gangs of New York. W 2004 roku znowuż dostał swoją szansę i od tego czasu na dobre rozpoczęła się jego droga po oscarowe nominacje i nagrody. The Aviator, Blood Diamond, wreszcie The Wolf of Wall Street i The Revenant. Próbował kilkukrotnie u Scorsese (pechowca równie wielkiego co on), próbował u Sama Mendesa, Nolana, wreszcie u Tarantino, który znany jest z tego, że wyciska ze swoich aktorów ostatnie soki kreatywności. Nie udało się. Pech? Złe miejsce? Zły czas?
Leonardo DiCaprio nie ściga się zresztą tylko i wyłącznie z innymi aktorami przy odczytywaniu nazwisk podczas gali. Ściga się także z samymi nominacjami. The Departed? Pudło! Revolutionary Road? Także. Django Unchained, za którego nominacja powinna przyjść z automatu? Również, bo tę zaliczył Chritoph Waltz, który zgarnął też nagrodę. I wciąż mówimy o aktorze, którzy dobrze trafił, bo jak pokazują kolejne jego filmy, nadal gra to samo. Depp do kwadratu?
Tak blisko, a wciąż tak daleko. Wydawało się, że Scorsese, który swoje już dostał, po Inflitracji wyniesie DiCaprio na szczyt sławy w Wilku z Wall Street. Niestety trafił się wtedy McConaughey, który przeżywał swoje życiowe dziesięć minut.
Przyszła The Revenant i Innaritu, istny łowca nagród, którego każdy kolejny film nominowany jest do najważniejszych nagród. DiCaprio wie, u kogo grać, i tym razem poszedł na całość. Dał się zmaltretować niedźwiedziowi, zapuścił włosy, tarzał się w błocie i śniegu, grał osobę niemal martwą – ileż poświęcenia! Czy zdobędzie nagrodę? Możliwe, ale będzie ona trochę jak dla Scorsese, którego po latach postanowiono nagrodzić, bo akurat przyszedł ten czas. Jeśli w tym roku DiCaprio odbierze Oscara, to tylko i wyłącznie za całokształt, bo miewał już role lepsze, bardziej wyraziste. Dla niego jednak nie ma to znaczenia - choć zaprzecza w wywiadach, by o to chodziło, liczy się tylko złoty rycerz. Czy Akademia w końcu to doceni? Oby. A jeśli nie, to Leo wciąż ma czas, bo nikt tak jak on nie dobiera ról, starannie skalkulowanych pod najważniejsze nagrody filmowe. Co roku, co dwa lata pojawia się w wielkiej roli, w wielkim filmie. Tylko czy to wciąż jest dobór reżysera pod nagrodę, czy może on już sam nazwiskiem i swoją grą wynosi filmy tak wysoko, jak się da? Zaiste trudno żyć z myślą, że nie jest się ulubieńcem Akademii.
Film Zjawa z Leonardo DiCaprio i Tomem Hardym już w kinach.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat