Zdaje się, że niewiele brakuje, by dzieła Austriaka uznać za wytwory pop-artystyczne, których oglądanie uznane byłoby przez snobistycznych widzów za przejaw plebejskości i uległości wobec chwilowych trendów. Jest to jednak zbyt daleko idąca obawa, bowiem twórczość Michaela Haneke należy niewątpliwie do jednej z najkunsztowniejszych w europejskiej kinematografii, skutecznie odpierającej zarzut o stwarzanie pozorów kina artystycznego. Znakomity warsztat reżyserki, niezwykła, precyzyjnie wygrana warstwa plastyczna, niespotykane dotychczas ogrywanie tematu traumy przyniosło urodzonemu w Monachium filmowcowi wszystkie najważniejsze najważniejsze nagrody festiwalowe, łącznie z tą najbardziej komercyjną. 

Niezwykłość jego filmów tkwi w ich trudnym do jednoznacznego zdefiniowania charakterze. Nie mam tutaj na myśli przynależności gatunkowej, tej bowiem zdecydowanie się wymykają. Mowa raczej o kategoriach opartych na ich funkcjonalności. Artystyczne? Społecznie zaangażowane? Historyczno-rozliczeniowe? Często odmawia się filmowi tej pierwszej właściwości, kiedy zaczyna być zbytnio dydaktyczny, nazbyt moralizatorski. Haneke potwierdza, że jest to błędne podejście. U niego bowiem wszystkie te funkcje współgrają ze sobą. Wystarczy przypomnieć sobie historię ukazaną w "Benny’s Video", gdzie gorzko i bezwzględnie została zdiagnozowana podstawowa komórka społeczna jako zepsuta i cierpiąca na kompleks "zamiatania pod dywan". Wykorzystane tam środki wizualne były eksperymentatorskie, a kadrowanie i odpowiednie rozwiązana montażowe potęgowały przerażającą wymowę filmu: z jednej strony dotykającą drażliwej kwestii udziału Austrii w II wojnie światowej, a z drugiej jednak uniwersalnej, dydaktycznej i pouczającej. "Zawsze mów prawdę"- w tym banalnym przykazaniu zawiera się główne przesłanie filmu. Mamy tu więc do czynienia z majstersztykiem stylistycznym, społeczną diagnozą mającą wytknąć degrengoladę trawiącą Austriaków, a także odniesienia do nierozliczonych przewinień z czasów wojny.

[video-browser playlist="632126" suggest=""]

Ta ostatnia kwestia najpełniej wybrzmiewa w Białej wstążce, przede wszystkim za sprawą osadzenia akcji w czasach minionych. Niemniej Haneke w większości swoich filmów będzie kierował ostrze krytyki w serce własnego narodu, przypominając, że w przeciwieństwie do Niemiec Austria nie została rozliczona ze zbrodni, jakich się dopuściła w czasie wojny. To Mozart był Niemcem z pochodzenia (urodził się w Salzburgu, który w jego czasach należał do Niemiec), Hitler zaś Austriakiem, a nie na odwrót, jak zwykło się powszechnie utrzymywać.

Swoista skłonność do bezkompromisowej, bezwzględnej i - co tu dużo mówić - niezwykle odważnej krytyki własnego narodu wydaje się być cechą typową wśród filmowców z tego kraju. Poza Michaelem Haneke warto wspomnieć o Ulrichu Seidlu, twórcy trylogii "Raj". Niestety poza pierwszą częścią, o podtytule "Miłość", trudno mówić o większym sukcesie - dwie kolejne poza ostrą krytyką, deklaratywnością oraz wymyślnymi i na swój sposób drastycznymi scenami nie oferowały szczególnych doznań, tak artystycznych, jak i rozrywkowych. W przypadku Hanekego te pierwsze są niewątpliwe, ale reżyser zapewnia przeżycia tej drugiej kategorii. Najlepiej uwidacznia się to w "Funny Games" i jego amerykańskim remake'u. "Czemu tak lubimy patrzeć na przemoc?" - zdaje się pytać reżyser i tworzy dwie wersje symfonii przemocy, której antagoniści kreują duet tak zwyrodniały, że aż nierealny. Niemniej dzieło doczekało się licznej widowni na całym świecie, a często uznawane jest także za przedstawiciela exploitation cinema, oferującego przecież nietypowy rodzaj przyjemności.

[video-browser playlist="632128" suggest=""]

Nieco bardziej "standardową" rozrywkę zapewnia "Ukryte", bodajże jedno z najwybitniejszych dzieł tego twórcy. Tak naprawdę jednak odnajdujemy w nim to samo co we wspomnianym "Benny’s Video", jak i w wielu innych filmach Hanekego - nierozliczoną przeszłość, rodzinę unurzaną w kłamstwach i przeżywającą psychiczne tortury. Narrację napędza pojawianie się tajemniczej kasety podrzucanej pod drzwi domu bohaterów filmu. Nagrane na niej jest wielogodzinne ujęcie ich posesji. Motyw ten, niewątpliwie podpatrzony w Zagubionej autostradzie, buduje intrygę i trzyma widza w napięciu. Chociaż to film skrajnie odmienny od dzieła Davida Lyncha, to Haneke zręcznie go wykorzystał, skutecznie usidlając widza, by w pewnym momencie przekształcić go w "wielką metaforę", zaznaczając, że rozwiązanie intrygi nie jest najważniejsze. W filmie twórcy Miasteczka Twin Peaks można było godzinami zastanawiać się nad sensem całej historii i tego, kto był autorem niepokojących nagrań. U Hanekego zaś na końcu pozostaje głęboka zaduma, a rozwiązanie intrygi właściwie przestaje obchodzić widza.

Czy twórczość Austriaka to filmowa wydmuszka? Artystyczna imitacja? Intrygująca, chociaż pretensjonalna krytyka własnego narodu? Na dzień dzisiejszy odpowiedź w większości przypadków będzie przecząca, chociaż dopóki Haneke tworzy filmy, dopóty sprawa nie jest przesądzona. Rzadko jednak zdarza się, by różne środowiska były tak jednomyślne w ocenie reżysera. Haneke ma rząd dusz i nieprędko go odda.



[image-browser playlist="581473" suggest=""]Ale kino+ zaprasza na cykl "KINO MÓWI: MISTRZOWIE", a w nim na spotkania z wybitnymi osobowościami współczesnego kina. W czwartki od 2 do 30 października o 20:10 stacja pokaże filmy: "Miłość" Michaela Haneke, "Obywatel Milk" Gusa Van Santa, "Podróż do Nowej Ziemi" Terrence'a Malicka, "Poważny człowiek" braci Coen i "Dobry Niemiec" Stevena Soderbergha.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj