Optimus Prime - od dekad lider Autobotów. Czy można jeszcze zrobić z tą postacią coś ciekawego?
Optimus Prime – na dźwięk tych słów każdy, kto śledzi popkulturę, wie, z kim mamy do czynienia. Lider Autobotów od lat toczy swoją walkę. Czy jest w tej postaci jeszcze coś ciekawego? Czy coś innego zobaczymy w debiutującym w kinach Transformers: Przebudzenie bestii?
Optimus Prime przewodzi Autobotom we wszystkich możliwych mediach i działa skutecznie również jako zabawka dla najmłodszych, bo dzieciaki niezależnie od pokolenia chcą mieć w swoim arsenale figurkę z jego wizerunkiem. Nic dziwnego, bo to urodzony przywódca, potężny wojownik i Autobot z niezwykle silnym charakterem. Takie postaci są atrakcyjne dla młodych odbiorców, ale też potrafią przyciągnąć tych starszych. Tacy jak on podejmują zawsze właściwe decyzje, dają poczucie bezpieczeństwa i myślą o swoich. To jednak stwarza pewne ograniczenia, bo przy tak skonstruowanej postaci trudno wyobrazić sobie mocne odejścia od normy.
Każda próba zmian może skończyć się fatalnie, a twórcom będzie można zarzucić choćby zmienianie charakteru postaci w sposób pretekstowy, by tylko urozmaicić fabułę. Najczęściej wychodzi się z założenia, że najlepsze będą sprawdzone i bezpieczne rozwiązania. Optimus Prime pełni zatem funkcję lidera, a filmowcy skupiają się na postaciach w tle, które nie tylko przełamują napięcie, ale też mogą rozwijać się w różnych kierunkach.
Optimus, pochodzący z planety Cybertron, zaczynał jako Orion Pax, ale po śmierci Sentinela Prime zyskał miano Optimusa Prime'a. W kreskówkach lub innych produkcjach skierowanych przede wszystkim do dzieci, tak nakreślona postać sprawdza się doskonale, bo potrzebny jest w nich ktoś, kto niezmiennie będzie stał w opozycji do wszelkich innych zagrożeń. Przywódca Autobotów zaczynał jako nieskazitelnie dobra maszyna także w serii filmów Transformers od Michaela Baya – choć w tym przypadku możemy doszukać się elementów, które jednak stawiają tego bohatera w nieco innym świetle.
Najwięcej wątpliwości na początku serii budzi scena, kiedy Optimus Prime przenosi walkę o Allspark, tajemniczy sześcian, na ulice Mission City, ryzykując tym samym wiele ludzkich istnień. Można to jeszcze wybronić, bo tak naprawdę przyczyniła się do tego postać kapitana Lennoxa, grana przez Josha Duhamela, a Optimus chciał tylko zdobyć artefakt, żeby go po prostu zniszczyć. Prawdziwie bohaterska postawa! Jednak trzeba też zaznaczyć, że w filmach Baya Optimus nie jest idealny. I bardzo dobrze, bo byłoby to potwornie nudne, gdybyśmy obserwowali przez tyle odsłon serii tę samą postać wygłaszającą frazesy o konieczności walki dobra ze złem.
Nawet Kapitan Ameryka z komiksów Marvela miał swoje słabości, a jednym z nich było to, że nie potrafił dostrzec wad u innych. Nie zawsze rozumiał, dlaczego niektórym osobom tak trudno jest się poświęcić dla dobra sprawy. Optimus Prime przez długie lata toczył boje, więc widział wiele złego. W produkcjach Baya słusznie pokazano momenty, kiedy na wierzch wychodziła jego znieczulica. Pozwolił między innymi na schwytanie Bumblebee przez Sector 7, bo nie chciał ryzykować utraty sześcianu. I to rzecz, której Steve Rogers nigdy by nie zrobił – nie poświęciłby jednostki dla ratowania ogółu. Próbowałby ratować wszystkich, niezależnie od konsekwencji. Nie uważam jednak, by ta różnica wypadała na niekorzyść postaci Optimusa – to czyni tego bohatera po prostu ciekawszym.
W innej sytuacji, kiedy Optimus dowiaduje się, że jego towarzysz Jazz zostaje rozerwany na pół przez Megatrona, jego reakcja przypomina coś na zasadzie: "Och, szkoda, ale wracając do tematu...". Jak wspominałem, walczył na wojnie bardzo długo i może jest w pewnym sensie odporny na tego typu zdarzenia. Optimus Prime ciągle jest nastawiony na walkę i poświęcenie, niekoniecznie tylko swoje. Zdarzało mu się zatem popełniać karygodne czyny – np. w kontynuacji Transformers: Zemsta upadłych z 2009 roku strzelił z bliska w głowę schwytanego i uziemionego Demolishera. Kolejne odsłony też ujawniają nam bardzo mroczną stronę Optimusa i wskazują, że w tym wojennym szaleństwie bardzo łatwo jest przekroczyć mroczną granicę.
W filmie Transformers 3 z 2011 roku Optimus zostaje zdradzony przez swojego mentora, Sentinela Prime'a, co odciska trwałe piętno na jego psychice. Pozwala Deceptikonom przeprowadzić atak na Chicago, w wyniku którego ginie 1300 osób, a wszystko po to, by udowodnić, że Deceptikony stanowią zagrożenie dla Ziemi. Żebyśmy mieli jednak jasność – to nie jest pochwała filmów Baya, bo te z każdym kolejnym notowały regres. Trzeba jednak zaznaczyć, że występująca w nich postać Optmimusa znalazła swoje miejsce w historii i budziła dużo emocji. Pod koniec serii jego mroczna strona uaktywniła się i doszło między innymi do jego brutalnej walki z Bumblebee. Chociaż pomysł przemiany lidera z dobrej postaci w złą jest oklepany, to jednak ta cienka granica między próbą zaprowadzenia pokoju a zaostrzaniem konfliktu jest zawsze intrygująca.
Można powiedzieć, że Optimus Prime z kreskówek to całkowite przeciwieństwo Megatrona, ale w filmowej serii nie jest to tak oczywiste. I bardzo dobrze, bo niełatwo prowadzić takie postaci w fabule – trzeba czasem sporej gimnastyki, żeby zrobić coś, co pasuje do esencji danego bohatera, ale jest też oryginalne i pozwala pokazać go w nieco innym świetle. Musimy również pamiętać, jak duże brzemię dźwiga Optimus Prime – przez to trudno krytykować jego decyzje. Zapewne ciąży mu każda śmierć bliskiego żołnierza lub przyjaciela. Nie może się jednak poddać. Nie może pokazać Autobotom i ludziom swojego zwątpienia, co na pewnym poziomie czyni go postacią tragiczną. W jego historii jest jeszcze zatem dużo do powiedzenia, bo wiemy też, że filmy Baya nigdy nie były specjalnie zainteresowane zgłębianiem charakterów postaci. Jeśli zatem Optimus Prime ma być dalej żywy w świadomości fanów popkultury, to lepiej sprawdziłby się kierunek wskazywania na cenę, jaką musi on płacić w walce z Deceptikonami. Czy tak będzie to przedstawione w nowym filmie Transformers: Przebudzenie bestii? Za moment się przekonamy.