PODSŁUCHANE W REDAKCJI: czerwiec w kinie
Redakcja Hatak.pl ocenia filmy, które trafiły do polskich kin w czerwcu. Co dobrego przyniósł ten miesiąc?
Redakcja Hatak.pl ocenia filmy, które trafiły do polskich kin w czerwcu. Co dobrego przyniósł ten miesiąc?
Sezon letni w pełni. W maju najcięższe działa wytoczył Marvel ze swoim Iron Manem 3, w czerwcu zaś do boju stanęło w końcu DC. Man of Steel ma otworzyć konkurencyjne filmowe uniwersum komiksowych adaptacji. Szybko zarobił na swój sequel, ale krytycy nie byli nim tak zachwyceni, jak pierwszym obrazem o Tonym Starku, który otworzył serię filmową Marvela. Do kin trafiło także zwieńczenie trylogii o przygodach skacowanej watahy - Kac Vegas 3. Po raz pierwszy fabuły nie oparto na schemacie przypominania sobie wydarzeń z poprzedniego wieczoru i po raz pierwszy krytycy powiedzieli "nie". Podobnie zresztą było z After Earth, które okazało się porażką na każdej płaszczyźnie. Oprócz tego mogliśmy obejrzeć brata bliźniaka Olimpu w ogniu - Świat w płomieniach - a także nowe filmy Sofii Coppoli (Bling Ring) i Nicholasa Windinga Refna (Tylko Bóg wybacza).
[image-browser playlist="588967" suggest=""]
Dawid Rydzek: Zawsze jest jakaś osoba, która "nie rozumie fenomenu serii" - w tym wypadku jestem to ja. Widziałem część pierwszą, pośmiałem się, ale bez jakiejś rewelacji. Na drugiej byłem w kinie i zdawało mi się, że wszyscy bawią się lepiej niż ja. Na każdy głośny rechot przypadało jedynie moje "heh". Zwieńczenie trylogii, z tego, co wszyscy mówią, jest wyjątkowo słabe, więc do kina się nie wybrałem... hmmm, z drugiej strony - może mi się spodoba?
Marta Hołowaty: Pierwsza część przygód "watahy" była jeszcze ok, chociaż chyba tylko mnie nie bawił Alan. Sam pomysł, poszukiwania - pośmiałam się szczerze. Druga część była żenująca i odebrała mi apetyt na wiele godzin.
Marcin Rączka: Ja padłem ofiarą lub też zostałem ocalony przez słabe recenzję "trójki", które skutecznie zniechęciły mnie na wizytę w kinie. Jedynkę wspominam znakomicie, dwójka była przeciętna, a do tego miała niezłą konkurencję (genialni "Szefowie wrogowie"). Zamknięcie historii pewnie obejrzę, ale gdy już pojawi się na DVD.
Adam Siennica: Pierwsza część śmieszna, druga mniej śmieszna, a trzecia całkiem nieśmieszna. Czy ten film można w ogóle nazwać komedią?
Mateusz Dykier: Jeżeli przyjmiemy konwencję, iście nolanowską, że trzecia część jako zwieńczenie trylogii nie jest komedią, a filmem drogi, z domieszką sensacji i zakończeniem serii, to dostajemy całkiem niezły film. Komedia to słaba natomiast. Niestety plakaty kłamały, nie było epickiego zakończenia. Ale jako trylogia, całość się broni.
Oskar Rogalski: Tak bardzo starano się odejść od utartego schematu poprzednich części, że otrzymaliśmy Kac Vegas bez kaca. Za to Vegas wróciło na kilkanaście minut, co nie zmienia faktu, że tej "komedii sensacyjnej" nie uznaję za zwieńczenie trylogii, ale za nieco ułomnego kuzyna pierwszych dwóch filmów. Pierwsza część to powiew świeżości, jak Bradley Cooper. Druga była znośna, ale nijaka, jak Ed Helms. Trzecia była jak Zach Galifianakis - dziwna.
Wiola Myszkowska: Morał w drugiej części był dość jasny: "trzecia będzie jeszcze gorsza". Wzięłam to sobie do serca. Spasuję.
Kasia Koczułap: Ja to miałam nawet chęć obejrzeć. A potem przeczytałam recenzje i mi przeszło.
[image-browser playlist="588968" suggest=""]
Dawid Rydzek: Świetny film Costa-Gavrasa. Bierze na warsztat rządy korporacji i banków - temat szalenie na czasie. Pięknie wyreżyserowany, trzyma w napięciu niemal tak dobrze, jak "Z" i do tego zrealizowany z hollywoodzkim rozmachem. Choć może tych amerykańskich wpływów było nieco za dużo... No ale to już czepianie się.
Marta Hołowaty: Bardzo dobry film, trzyma w napięciu, wciska na twarz gorzki uśmiech. Wszystkim tym, którzy narzekają na brak pieniędzy, daje wątłe, ale zawsze jakieś pocieszenie - im więcej się ma, tym więcej się chce - i tak bez końca kosztem wszystkiego. Polecam!
[image-browser playlist="588969" suggest=""]
Wiola Myszkowska: To jest komedia, którą mogę polecić. Atak terrorystyczny zastaje głównych bohaterów na brunchu dla par. Zagłada z dawką inteligentnego humoru. Nie będziemy rechotać, uśmiechniemy się nie raz.
[image-browser playlist="588970" suggest=""]
Mateusz Dykier: Mogło być satyrycznie, mogło być ambitnie i mogło być dobrze. Sugeruje to pierwsze 10 minut i ostatnie 5 minut. Natomiast w środku jest slasher, który sprawdza się po prostu słabo. Nie wiemy, kto nie podołał - reżyser, a może scenarzysta? W każdym razie idea niezła, ale za dużo nielogiczności. Szkoda. Koncept świetny, wykonanie - gorsze.
Wiola Myszkowska: Dokładnie tak. Ciekawa wizja przyszłości zamknięta w sztampowych ramkach. Główni bohaterowie wpadają do pierwszej piątki najbardziej irytujących postaci z dreszczowców z takim hukiem, że w pewnym momencie zaczynamy kibicować ich przeciwnikom z maczetami. Tym bardziej, że Rhys Wakefield swoim urzekającym uśmiechem na wzór i podobieństwo hitchcockowskiego Batesa potrafi wywołać dreszcze. Doceniam to. Resztę można przewinąć.
[image-browser playlist="588971" suggest=""]
Dawid Rydzek: Nie no, przecież to się nawet dobrze nie zapowiadało.
Kamil Śmiałkowski: No, jest źle. Shyamalan od lat już nie ma pomysłów na filmy, a realizatorem jest takim sobie. Tymczasem ktoś uparcie daje mu wielkie pieniądze i myśli, że kasa zastąpi fajne pomysły. Smith duży boleśnie się przekonał, że wymyślanie filmów wcale nie jest takie proste. I że jak ludzie już idą na niego do kina, to wymagają czegoś więcej od min pełnych boleści. A mały Smith musi się nauczyć, że jest jeszcze mały. I bez taty (albo znanej marki filmowej) nie jest jeszcze filmową gwiazdą. W efekcie dostaliśmy więc przerażająco drewnianego gniota, jakiego dawno nie dostarczyło nam Hollywood.
Adam Siennica: Pozostaje mi się zgodzić z wszystkimi argumentami. Jest źle, ale czy ktoś jest tak naprawę zaskoczony? Chyba tylko Will Smith nie wiedząc, jak tragicznie słabym reżyserem jest M. Night Shyamalan. Ponownie jedynie muzyka Howarda stoi na dobrym poziomie.
Mateusz Dykier: Miało być epicko (w zamierzeniu), wyszło familijnie z motywami inicjacji i wkraczania w dorosłość. Shaymalan kiedyś świetnie straszył, ale zawsze miał problemy z zakończeniami. Od czasu "Ostatniego Władcy Wiatru" już nawet tego nie robi. Efekty nawet nawet. I tyle.
[image-browser playlist="588972" suggest=""]
Kamil Śmiałkowski: Sorry, ale nie. Mnóstwo znajomych się zachwyciło tym filmem, ale ja go nie kupuję. Pretensjonalna kalka kilku pomysłów przetrawionych już przez kino wielokrotnie. Ten film stara się być mądry i fajny równocześnie, a to za dużo jak na możliwości Bodo Koxa. Aktorzy grają na granicy przesady i moim zdaniem przekraczają ją niejednokrotnie. Obrazki nawet ładne, ale ja nie po to chodzę do kina.
Adam Siennica: Ja również go nie kupuję. Sztuczne, pretensjonalne i wymuszony dramatyzm. Jedynie ładnie wygląda i ładnie brzmi.
[image-browser playlist="588973" suggest=""]
Adam Siennica: Boyle ponownie zaatakował kinem nietypowym, specyficznym i wyjątkowym. Obraz cechuje świetna atmosfera oraz zabawa konwencją. Mało przewidywalny i nawet interesujący.
Jan Stąpor: Mi się trochę skojarzyło z "Incepcją"; też trzeba było intelektualnie gonić za fabułą i na bieżąco analizować każdy szczegół. Film ogląda się dobrze, ale nie jest to najlepszy z dorobku Danny’ego.
Oskar Rogalski: Nie porównywałbym "Transu" do "Incepcji". Tam faktycznie trzeba było gonić za pędzącą do przodu, ale dość linearną fabułą. Tutaj mamy zabieg a la "Memento" - film poszarpany, którego rozsypane fragmenty trzeba ułożyć w logiczną całość. W każdym razie, bardzo przyzwoity mind bender.
[image-browser playlist="588974" suggest=""]
Dawid Rydzek: Absolutnie prześmieszna komedia. Łzy w oczach i ból brzucha gwarantowany. Z żalem tylko można patrzeć na to, że sale kinowe pękają w szwach przy "Kac Vegas 3’, a ten serbski film przejdzie niezauważony. I oczywiście po seansie na usta ciśnie się pytanie - za ile lat taki film będziemy mogli nakręcić w Polsce?
[image-browser playlist="588975" suggest=""]
Adam Siennica: "Drive" mi się podoba, historia o wikingu także, ale to... to taki sztandarowy przykład przerostu formy nad treścią. Ładny obrazek, genialna muzyka, ale przesadne oparcie na symbolice przytłacza cokolwiek, co chciał reżyser opowiedzieć.
Mateusz Dykier: Refna trzeba rozumieć, znać go i wiedzieć, czego się spodziewać. Tutaj mamy typowego Refna, który sili się nawet na nutę autoplagiatorstwa. Szkoda jedynie, że film wszedł w Polsce w główny nurt. To typowe kino studyjne, dla odpowiedniej widowni. Ja osobiście nowego Refna nie kupuję. Brakuje mi tutaj historii, zaletą jest aktorstwo i doskonała sfera techniczna.
Jan Stąpor: Mam bardzo mieszane uczucia co do tego filmu - z jednej strony podświadomie oczekiwałem czegoś na kształt "Drive", a z drugiej jednak mocno się zawiodłem. Przerost formy nad treścią, choć nie można filmowi odmówić paru fantastycznych scen, kadrów oraz doskonałych kolorów. No i paru naprawdę wpadających w ucho kawałków muzycznych. Jednak nic poza tym.
[image-browser playlist="588976" suggest=""]
Marcin Rączka: Każdy boi się rozpocząć dyskusję na temat największego hitu czerwca. Będę tym odważnym, ale tylko dlatego, że filmu... nie widziałem. Nigdy nie byłem zwolennikiem DC Comics i od zawsze znacznie bliżej mi do Marvela. Nie wierzę, że "Człowiek ze stali" będzie początkiem wielkiego filmowego uniwersum DC i trudno oczekiwać, by Justice League była w stanie nawiązać wyrównaną walkę o widzów z Avengers. Dlatego też cierpliwie poczekam, aż Superman wyląduje na DVD.
Dawid Rydzek: Jak się nie obejrzy "Człowieka ze stali" w kinie, to w domu nie ma po co już go oglądać. To wizualny majstersztyk Snydera, który opiera się na prostym scenariuszu. Zbyt prostym.
Marta Hołowaty: Mi "Człowiek ze stali" podobał się o wiele bardziej niż Avengers i dwie ostatnie części Iron Mana razem wzięte. Scenariusz rzeczywiście momentami wyglądał jak pisany na kolanie, ale przy wizualnym szaleństwie można na to przymrużyć oko. No i Henry Cavill. Superbohater, który mógłby ratować damy w potrzebie każdego dnia. Tak "odpicowanemu" Supermanowi daję zielone światło, a Marvel będzie musiał się baaardzo wysilić następnym filmem. Mam również nadzieję, że w potencjalnej kolejnej odsłonie Amy Adams nabierze odrobinę seksapilu. Ale to tylko takie moje małe "ale" w tej beczce miodu.
Kamil Śmiałkowski: Przynajmniej o pół godziny za długie. Nieprzekonujący patos, o trzy puenty za dużo i walki, które nużą i nudzą. Tylko Russell Crowe się broni, no i może jeszcze Amy Adams, ale nie dali jej pograć. Ważniejsze były miny Zoda i walenie się wieżowców. Marvel rules!
Łukasz Ancyperowicz: Nie wiem, ja po prostu nie kupuje tego kolorowego, efektownego teledysku, który cieszy oko. Od tego są takie filmy, jak chociażby "Pacific Rim". Od filmu o bohaterze DC oczekuję dobrej, intrygującej, wciągającej fabuły, która porwie widza, a takich historii na kartach komiksów jest cała masa. I nieważne, jak bardzo by mi się Cavill podobał jako Superman, takiego Człowieka ze Stali nie kupię. Snyder tym filmem strzelił sobie w nogę, albo i w obie. Szkoda... zapowiadało się tak pięknie...
Adam Siennica: Oj tam, marudzicie. Oczekiwałem po tym filmie efektownego obijania się po ryjach i to dostałem. Szkoda, że do Supermana temu filmowi bardzo daleko, scenariusz momentami masakryczny, Lois Lane epizodem, niektóre kontrowersyjne zwroty akcji mogą fanatyków komiksu przyprawić o ból głowy, ale ogląda się dobrze. Jest efektownie, więc tak, jak być powinno.
Mateusz Dykier: Wspaniałe pierwsze 10 minut, genialne ostatnie 3, gdzie dostajemy świetne nawiązanie do klasyki. W środku efektowne walki, nawet czasami zbyt efektowne. I tylko szkoda historii, która umknęła po drodze. Niemniej dostajemy jeden z najlepszych Originów. Druga część może być epicka, jeśli Goyer da pomysł, a Jonathan Nola napisze scenariusz.
Jan Stąpor: Zgadzam się; historia była genialna pod względem Originu Kryptonowego Chłopca, jednak czasami film rzeczywiście nieco kulał pod względem scenariuszowym. Niemniej jednak dobrze się go oglądało.
Wiola Myszkowska: Trzy mocne punkty: ładny Krypton, ładna rozróba (w końcu to specjalność reżysera), ładny Cavill. Reszta do bólu średnia. Dla mnie wyższość "Batmana" nad "Człowiekiem ze stali" jest dość oczywista. Brakło u Snydera wyrazistych szwarccharakterów, brakło fabuły, brakło (jakiegokolwiek) charakteru u Lois, nawet muzyka Zimmerowi wyszła tylko poprawnie (a bez obrazu wiedzie jej się jeszcze gorzej). Ale marudzić będę cichutko, bo nakręcenie filmu o superbohaterze pokroju Supermana było zadaniem trudnym.
[image-browser playlist="588977" suggest=""]
Kasia Koczułap: Coppola rewelacyjnie sobie radzi z młodymi aktorami. Ten film warto zobaczyć nie tylko dla świetnej Emmy Watson, ale dla debiutantów, którzy stawiają w filmowym świecie swoje pierwsze kroki. I trzeba pamiętać, że film opowiada historię, ale nie rozkłada jej na czynniki pierwsze. Kto spodziewa się czegoś innego, może być zawiedziony.
Kamil Śmiałkowski: Niezłe, ale w tym półtoragodzinnym filmie fabuły jest na góra trzy kwadranse. Reszta to wypełniacze i powtórzenia. Ale przyznaję - Emma śliczna i grać umie. A poza tym - znacznie bardziej polecam książkę.
Wiola Myszkowska: Tylko Pani Zofia mogła nakręcić ten film – ze swoim zamiłowaniem do zbliżeń na ciuszki sławnych projektantów, teledyskowego montażu i rozbieraniem na części psychiki nastolatków. Wyszło o wiele lepiej, niż w ugrzecznionej wersji zdarzeń z 2011 roku w reżyserii Michael Lembecka, aczkolwiek można byłoby podebrać mu znanego nam z "The Carrie Diaries" Austina Butlera i podmienić z Israelem Broussardem. Emma Watson ze swoim wyuczonym akcentem, "tramp stamp" na lędźwiach i różowym dresikiem "blachary z doliny" oczywiście zostaje.
[image-browser playlist="588978" suggest=""]
Mateusz Dykier: Jedna z niewielu komedii ostatnich czasów, na której się autentycznie uśmiałem. Vaughn i Owen stanowią świetny duet, co udowodnili już przy okazji "Polowania na druhny". Tutaj co prawda dostajemy poniekąd to samo, tyle że w jednym wielkim product placemencie. Ale zabawa jest. Google to fajne miejsce, nawet jeśli pod fasadą kolorowości i fajerwerków kryje się nutka goryczy.
[image-browser playlist="588979" suggest=""]
Mateusz Dykier: Niewątpliwie reżyserkę przerosła historia i scenariusz. Mogło być satyrycznie, mogło być psychoanalitycznie z kompleksem Edypa w tle oraz, przede wszystkim, z ukrytym pociągiem homoseksualnym tytułowych matek, które szukają utraconej cząstki siebie w synu przyjaciółki. A jak wyszło? Średnio, bo pani reżyser miała kij od szczotki wiadomo gdzie. Przez co wyszło poważnie i śmiesznie. Niestety nie w zamierzony sposób.
[image-browser playlist="588980" suggest=""]
Kamil Śmiałkowski: Pastisz "Die Hard" w wersji naprawdę wysokobudżetowej. Jeśli lubicie zdrową rozpierduchę i nie przeszkadzają wam suchary Emmericha, to naprawdę kawałek przyzwoitej rozrywki.
Adam Siennica: Głupi, absurdalny, Tatum pasujący na action hero jak pięść do nosa, ale... jednocześnie lekka, wesoła rozwałka. Nie jest tak tragicznie, jak miało być.
Mateusz Dykier: Najbardziej "amerykański" reżyser wszech czasów, z pochodzenia Niemiec, znowu raczy nas wesołą historyjką o końcu świata, symbolizowaną przez potężne USA. Dużo patosu, flag amerykańskich, spowolnień czasu i totalnej rozwałki. Zgodzę się z Kamilem, jest to pastisz, ale do tego o dziwo - udany. "Olimp w ogniu" lepszy, ale nie nudziłem się.
Oskar Rogalski: Emmerich pozytywnie mnie zaskoczył. Nie zrobił z tego filmu jednego wielkiego efektu specjalnego, jak to było z "2012". Fakt, miał to być lekki film akcji i spełnił oczekiwania, ale ode mnie plus za to, że zawiązujące fabułę pierwsze 40 minut oglądało się jak premierę nowego sezonu "24" oraz że w epoce post-post-9/11 filmowymi terrorystami mogą być również amerykańscy "patrioci", nie tylko obcokrajowcy.
[image-browser playlist="588981" suggest=""]
Kasia Koczułap: Inteligentne kino, które sprawia, że chce się więcej. Trudno zrobić film, który przykuwa samymi dialogami, a tu proszę! Wyszło świetnie.
Adam Siennica: Zgodzę się, wyjątkowy film w dobie efekciarskich superprodukcji.
Dawid Rydzek: My tu gadu gadu, a Richard Linklater intensywnie myśli, jaka pora dnia posłuży za tytuł kolejnego filmu. Co zostało - "Przed południem"?
[image-browser playlist="588982" suggest=""]
Kasia Koczułap: Dałam się porwać. Uwielbiam efektowne kino rozrywkowe, które oferuje zabawę na wysokim poziomie. "Iluzja" ma wszystko, czego można wymagać od takiej produkcji, a przede wszystkim ma Jessego Eisenberga, który kradnie każdą scenę. Krótko mówiąc - idźcie do kina i dajcie się zaczarować!
Łukasz Ancyperowicz: Oj Kasiu, masz rację! Dawno tak dobrze nie bawiłem się w kinie. Banalna rozrywka połączona z niebanalnym finałem, który widać dopiero z większej perspektywy. Zresztą jak sam tytuł filmu mówi: "teraz widzisz". I do tego ta obsada aktorska, gdzie nie są to tylko nazwiska promujące film, ale oni naprawdę grają na ekranie - i to jak! Aż chciałoby się zobaczyć sequel.
Mateusz Dykier: Film, niczym tytułowa Iluzja, oszukuje. Niby ma być ambitnie, niby oryginalnie, niby ma to przypominać "Prestiż", a jednak jest to czysta, prosta rozrywka. Za to jaka! Komedia, akcja, dużo ekranowej magii. Film wciąga i człowiek bawi się na nic świetnie. Całkowicie zgadzam się z Kasią.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat