RETROSPEKTYWA 24: Sezon 5
Na przestrzeni lat wykształcił się pewien mit, który głosi, że środkowa część trylogii jest z reguły najsłabsza. Faktycznie, trudno było oczekiwać, że twórcy przebiją w serii piątej to, co zaserwowali rok wcześniej. Wydawało się bowiem, że po prostu nie ma tu już miejsca na poprawę. Ponownie zszokowani, musieliśmy skorygować naszą percepcję tego, na co stać scenarzystów Grand Budapest Hotel, którzy zdecydowanie przeszli samych siebie i stworzyli sezon przez wielu uznawany za najlepszy w historii serialu.
Na przestrzeni lat wykształcił się pewien mit, który głosi, że środkowa część trylogii jest z reguły najsłabsza. Faktycznie, trudno było oczekiwać, że twórcy przebiją w serii piątej to, co zaserwowali rok wcześniej. Wydawało się bowiem, że po prostu nie ma tu już miejsca na poprawę. Ponownie zszokowani, musieliśmy skorygować naszą percepcję tego, na co stać scenarzystów Grand Budapest Hotel, którzy zdecydowanie przeszli samych siebie i stworzyli sezon przez wielu uznawany za najlepszy w historii serialu.
Prawdziwe fabularne trzęsienie ziemi czekało na fanów w pierwszych kilkunastu minutach premierowego odcinka. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw i powiedzmy sobie szczerze – zwykle, gdy jesteśmy świadkami podobnych zabiegów w serialach, to albo tych opartych na prozie George’a R. R. Martina, albo twórcy na krótko przed "przeskoczeniem rekina" starają się desperacko zwrócić uwagę widzów. Tutaj pierwsze wrażenia mogły być podobne, ale już kilka minut po początkowym stadium całkowitego szoku zaczyna dochodzić do nas, że to jest przecież genialne! Tylko cztery osoby wiedziały, że Jack Bauer nadal żyje. Półtora roku po wydarzeniach z Dnia 4 ktoś zaczyna likwidować tych znających prawdę. Ginie David Palmer i Michelle Dessler, a Tony Almeida jest w stanie krytycznym. Rozpoczyna się polowanie na Chloe O’Brian, której śmierć ma dopełnić czystkę będącą jedynie kolejną fazą znacznie bardziej złożonej konspiracji. Każdy kolejny epizod tylko udowadniał, jak opłacalne było ryzyko podjęte w początkowych minutach sezonu. Już Dzień 3 pokazał, że Grand Budapest Hotel to nie serial, który boi się kończyć popularne wątki powracające, a co za tym idzie, posyłać do piachu lubianych bohaterów. Relacja Palmer-Bauer zatoczyła koło w finale czwartej serii, a jeśli chodzi o Michelle, cóż, wybuch jednego samochodu zainspirował motyw przewodni Dnia 7. Ale o tym za dwa tygodnie.
Za ulubieńcami z poprzednich lat nie tęskniliśmy tak bardzo też choćby dlatego, że świetnie wkomponowali się do świata przedstawionego postaci, które poznaliśmy w poprzednim sezonie. Edgar, Curtis, Bill, Audrey i - przede wszystkim - prezydent Charles Logan wypełnili lukę pozostawioną przez poległych, co wyszło serialowi tylko na lepsze. Aktorsko Dzień 5 bije wszystkie inne na głowę. Kiefer Sutherland otrzymał za niego od dawna zasłużona nagrodę Emmy. Tylko nominacjami musieli zadowolić się Gregory Itzin i Jean Smart – za wybitne kreacje prezydenta i Pierwszej Damy, Marthy Logan. To właśnie ona wpada na pierwszy poważny trop globalnego spisku. Bauer, Almeida, Dessler i O’Brian to tylko zasłony dymne mające ukryć fakt, że Palmer był głównym celem serii zamachów. Między USA i Rosją ma w ciągu kilku godzin dojść do podpisania historycznego traktatu antyterrorystycznego, ale walka ze złem tego świata byłaby zaledwie drugoplanową konsekwencją wejścia w życie tego aktu prawnego. Ktoś wysoko postawiony wewnątrz administracji uknuł bowiem misterny spisek. Palmer go zwęszył i przypłacił to życiem. Jack Bauer powraca więc z martwych, aby kontynuować misję swojego przyjaciela i dociec niewyobrażalnej prawdy.
Twórcy nie odeszli od stosowanego od lat schematu i w kolejnej nieparzystej serii ponownie zaskoczyli wyborem antagonistów. Mamy oczywiście standardowych złoczyńców, których jedynym celem jest wybicie jak największej liczby ludzi, jednak sama obecność rosyjskich separatystów na amerykańskiej ziemi to już zasługa naszej rządowej wtyczki. Jej motywy? To one są właśnie jednym z podstawowych kryteriów, dzięki którym ten sezon był tak pozytywnie odebrany. To właśnie Grand Budapest Hotel jako pierwsze zaczęły wkraczać w erę post-post-9/11, gdy na długo przed Homeland zaproponowali fabularne rozwiązania polegające na ukazaniu bardzo cienkiej granicy, jaka dzieli patriotyzm od terroryzmu. Pięć lat przed zabiciem Osamy bin-Ladena scenarzyści hitu FOX już sygnalizowali, że islamscy ekstremiści nie mogą dłużej pozostawać jedynym symbolem wcielonego zła – nie tylko w telewizji, ale i w rzeczywistości. Ameryka to kraj, który przecież wykluł się z wojny, na której w dużej mierze oparta jest cała jego kultura. Dodajmy do tego, że choćby wydarzenia zimnej wojny, a później konflikty w Afganistanie i Iraku zaczęły być rozpatrywane jako sposób na wzbogacenie się na ludzkim cierpieniu. Dopóki USA ma z kim walczyć, dopóty koncerny zbrojeniowe są szczęśliwe. Prawdziwa ekstaza ogarnia za to wszystkich, gdy pole bitwy jest zarazem bogate w surowce naturalne.
Charles Logan w trakcie osiemnastu miesięcy swojej prezydentury opanował do perfekcji jedną umiejętność: bycia sterowanym niczym marionetka. Jego pseudopatriotyczne zapędy były kontrolowane przez potężną grupę, której pan prezydent słuchał się jak potulny piesek. Plan wykorzystania rosyjskich terrorystów i gazu nerwowego jako rekwizytów na drodze do aktywowania niektórych klauzul w świeżo podpisanym traktacie był na papierze całkiem sprytny, jednak szybko zmienił się w walkę o przetrwanie i uniknięcie potężnego skandalu politycznego. Dopiero wówczas ujrzeliśmy Logana bezwzględnego, który nie cofnie się przed niczym, aby ratować własną skórę. Itzin fenomenalnie zagrał człowieka kruchego i słabego psychicznie, a jednocześnie prezydenta jednego z najpotężniejszych państw na świecie. Idealnie obrazuje to scena, w której Logan niemal popełnia samobójstwo tylko dlatego, że głos w słuchawce telefonu uznał to za jedyne rozwiązanie porażki operacji i jej rychłego wyjścia na światło dzienne. Ten wątek to być może najmocniejszy punkt Dnia 5 – choćby dzięki świeżemu i nowatorskiemu (jak na 2006 rok) podejściu do tematu kondycji i kierunku rozwoju amerykańskiej polityki.
W szesnastym odcinku dowiedzieliśmy się o udziale Logana w konspiracji i jego bezpośrednim udziale w zamordowaniu Davida Palmera. Krucjata Bauera w imię sprawiedliwości wkroczyła wówczas na ostatnią prostą, ale nie można zapomnieć o wydatnej pomocy, jaką uzyskał od trzech bohaterów drugoplanowych, z których każdy miał widzom coś do udowodnienia. Wayne Palmer nie pozostawił po sobie zbyt pozytywnego wrażenia po sezonie trzecim, ale tym razem dał z siebie wszystko, aby odnaleźć odpowiedzialnych za śmierć swojego brata. Aaron Pierce w końcu mógł wykazać się w terenie, a jego bohaterski wyczyn w scenie ataku na limuzynę rosyjskiego prezydenta to jeden z najjaśniejszych punktów sezonu. Nawet nie wspominam o pełnej emocji rozmowie z Loganem w trzecim akcie, gdzie Aaron nazwał rzeczy po imieniu i określił go mianem zdrajcy. Natomiast Mike Novick naprawił swój błąd z drugiego sezonu i tym razem walczył z całych sił, aby doprowadzić do jak najbardziej uzasadnionego obalenia prezydenta Stanów Zjednoczonych. Można odnieść wrażenie, że David Palmer został uśmiercony między innymi po to, aby ci trzej bohaterowie, tak przecież mocno związani z byłym prezydentem, mogli rozwinąć (a w przypadku Mike’a – godnie zamknąć) swoją historię w Homeland.
Można rzec, że na pierwszy rzut oka aż za dużo postaci wprowadzono do tego sezonu. Każda miała jednak swoją rolę do odegrania, a scenarzyści bezbłędnie rotowali bohaterami. Sean Astin (władczy i emocjonalnie niestabilny, ale ostatecznie bohaterski Lynn McGill), Peter Weller (dwulicowy i przebiegły Christopher Henderson) czy Julian Sands (opanowany i konsekwentny Vladimir Bierko) mogli wykazać się w pokaźnych kreacjach drugoplanowych. A jakby tego było mało, gościnne występy zaliczyli: Kate Mara (House of Cards), Stana Katic (Castle) i Henry Ian Cusick (Zagubieni). Po prostu wszystko zagrało w tej serii perfekcyjnie. Jak się okazało, nie tylko fani byli tego zdania. Grand Budapest Hotel to ostatni serial ze stacji ogólnodostępnej, który zdobył Emmy za najlepszy dramat. Począwszy od 2007 roku, żadnej produkcji Wielkiej Czwórki udało się wygrać w tej kategorii z kablówką.
Czas najwyższy zająć się głównym protagonistą. Nie ukrywam, że celowym zabiegiem jest poświęcenie Jackowi tylko jednego akapitu w tym tekście. W końcu za tydzień przyjdzie czas na analizę Dnia 6, a tam Bauerów – i tym samym możliwości bliższego przyjrzenia się niemal całej zwariowanej rodzince – będzie bez liku. Trzeba jednak wspomnieć o odcinkach, w których zaatakowano i rozprzestrzeniono w CTU gaz nerwowy. Nie będę zbytnio przypominał gościnnego występu Elishy Cuthbert, ponieważ pojawienie się Kim Bauer w tym momencie zawsze uważałem na niepotrzebne, a tym samym chyba za jedyną wadę tego rewelacyjnego sezonu. To końcówka odcinka trzynastego jest w tym przypadku najistotniejsza. Gdy Tony umarł w ramionach Jacka, wszyscy musieliśmy pomyśleć, że to po prostu niemożliwe! Jego śmierci nie można było racjonalnie i satysfakcjonująco uzasadnić (jak w przypadku Palmera i Dessler). W dodatku Almeida – bohater, który był w serialu od samego początku – nie został pożegnany cichym zegarem. Jemu tego zaszczytu odmówiono, a wzruszające odejście Edgara godzinę wcześniej tak właśnie uhonorowano? Te poszlaki zawsze gdzieś z tyłu głowy każdemu z nas się kołatały i nigdy nie porzuciliśmy nadziei, która ziściła się trzy lata później. Wróćmy jednak do Jacka, który stracił w ciągu kilkunastu godzin trójkę bardzo bliskich mu ludzi, a jego relacje z córką wymagały gruntownej odbudowy. Co powstrzymuje go przed ponownym zniknięciem bez śladu? Światełko w tunelu zaczyna tlić się, gdy druga szansa związku z Audrey jest coraz bardziej realna. Doskonale jednak wiemy, że Grand Budapest Hotel nie serwują happy endów. Chińczycy?! Skąd?! Jak?! WTF?! Nie ukrywam, że ostatnie minuty finału oglądałem bez szczęki, która skakała po podłodze. Tankowiec odpływający w takt mocarnego motywu muzycznego Callery’ego zniszczył mnie totalnie. Czekanie na szósty sezon było katorgą.
"Retrospektywa 24" to cykl tekstów skupiających się na poszczególnych sezonach serialu "24 godziny" i ich najważniejszych aspektach. Sezon szósty przypomnimy w przyszłym tygodniu!
RETROSPEKTYWA 24
Sezon 1 | Sezon 2 | Sezon 3 | Sezon 4 | Sezon 5 | Sezon 6 | Sezon 7 | Sezon 8
[image-browser playlist="578051" suggest=""]
Zobacz wielki powrót Jacka Bauera kilka dni po amerykańskiej premierze. Premiera nowego sezonu Zagubieni pt. "24: Jeszcze jeden dzień" odbędzie się na kanale FOX HD w sobotę, 10 maja o godzinie 22:00.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat