Ścieżki na daleką północ. Jacob Elordi i Justin Kurzel opowiadają o serialu [WYWIAD]
Ścieżki na daleką północ to oparta na bestsellerowej powieści Richarda Flanagana historia więźnia wojennego, któremu wspomnienie o jedynej prawdziwej miłości pozwala przetrwać najcięższe momenty życia. Aktor Jacob Elordi i reżyser Justin Kurzel opowiadają nam o serialu.
Ścieżki na daleką północ to oparta na bestsellerowej powieści Richarda Flanagana historia więźnia wojennego, któremu wspomnienie o jedynej prawdziwej miłości pozwala przetrwać najcięższe momenty życia. Aktor Jacob Elordi i reżyser Justin Kurzel opowiadają nam o serialu.

DAWID MUSZYŃSKI: Serial Ścieżki na daleką północ, który możemy obecnie oglądać na platformie Max, pokazuje zarówno ogromne ludzkie okrucieństwo, jak i wielką miłość. Jak udało wam się zbalansować te dwie rzeczy, by jedna nie przesłoniła drugiej?
JUSTIN KURZEL: Moim zamiarem było, by te dwa elementy się przenikały. W książce Ścieżki na daleką północ autorstwa Richarda Flanagana piękne jest to, że miłość między Nancy a granym przez Jacoba Dorrigo rozwija się w otoczeniu ogromnej traumy, przemocy i okrucieństwa, które go spotykają w japońskim obozie jenieckim. Wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale właśnie ta trudna sytuacja sprawia, że to uczucie staje się jeszcze silniejsze. Im większe okrucieństwo go spotyka, tym mocniejsza staje się jego miłość. Dorrigo ucieka w te wspomnienia, by przetrwać i nie zwariować. Gdyby nie one, nie dałby sobie rady.
Jacob, w jednym z wywiadów powiedziałeś, że jeszcze nigdy nie grałeś takiej postaci, ale to właśnie z nią czujesz najsilniejszą więź. Stwierdziłeś nawet, że widzisz siebie w Dorrigo. Możesz rozwinąć tę myśl?
JACOB ELORDI: Pomijając oczywistości, jak to, że obaj jesteśmy Australijczykami, jest w nim bardzo dużo emocji, które dobrze znam. Przypomina mi to mojego ojca, a co za tym idzie — dostrzegam w nim również cząstkę siebie. Kiedy starałem się wejść w głowę Dorrigo, okazało się to dużo prostsze, niż się spodziewałem. Na pewno łatwiejsze niż wtedy, gdy wcielałem się w Amerykanów czy Brytyjczyków, z którymi nie mam żadnych osobistych powiązań. To właśnie miałem na myśli, mówiąc, że czuję z tą postacią największą więź.
A przeniesienie się do tamtej epoki było dla ciebie wyzwaniem?
JACOB ELORDI: Zdecydowanie. Trzeba było opanować charakterystyczny sposób mówienia, chodzenia i zachowania mężczyzn z tamtego okresu. Pomogły mi w tym filmy — oglądałem sporo produkcji z tamtych czasów i trochę kopiowałem aktorów, którzy w nich grali. Ale prawda jest też taka, że kiedy pracujesz z kimś takim jak Justin, to współczesność automatycznie zostaje poza planem. Justin jest jednym z tych reżyserów — i nie mówię tego tylko dlatego, że siedzi obok — którzy dokładnie wiedzą, czego chcą. Od początku miał bardzo sprecyzowane oczekiwania wobec całej ekipy, co naprawdę ułatwiało pracę.

To porozmawiajmy trochę o twoim warsztacie. W serialu są bardzo intensywne sceny w obozie jenieckim. Jak wprowadzasz się w ten stan emocjonalnego rozedrgania? I jak szybko jesteś w stanie z niego wyjść po zakończeniu dnia zdjęciowego?
JACOB ELORDI: Wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale Justin stworzył plan filmowy, który dosłownie żył. Od pierwszego momentu, kiedy się na niego wchodziło, czuło się emocjonalne napięcie. To pomagało przenieść się w stan ciągłego zagrożenia. Wszystko było namacalne — błoto, wilgoć, brud klejący się do rąk, ubrań, włosów. Postawienie się w roli jeńca było znacznie łatwiejsze. Całość przypominała teatr na żywo, który graliśmy przez 10 godzin dziennie.
Jeśli chodzi o wychodzenie z tych emocji — powiem szczerze, że po każdym dniu byłem tak zmęczony, że brałem długi prysznic, by zmyć z siebie cały ten piach, a potem po prostu padałem na łóżko i zasypiałem. Nie miałem siły ani czasu, by kontemplować to, co wydarzyło się danego dnia.
Czy ta historia czegoś was nauczyła?
JUSTIN KURZEL: Dla mnie jeszcze bardziej istotne stało się to, by pamięć o tych strasznych wydarzeniach nigdy nie zginęła. To powinno być ostrzeżenie dla ludzkości i świadectwo tego, do jakiego bestialstwa jesteśmy zdolni.
JACOB ELORDI: Zgadzam się z Justinem. Trzeba pielęgnować te wspomnienia, by kolejne pokolenia wiedziały, co się wtedy wydarzyło. I nie mówię tylko o Australijczykach, którzy stanowili większość w tych obozach pracy. My się o tym uczymy w szkołach, nadal się o tym mówi na ulicach. Ale reszta świata mogła o tym nigdy nie usłyszeć — każdy kraj miał wtedy swoje własne wojenne dramaty.
Czyli ta chęć przypomnienia o tych wydarzeniach była tym, co przyciągnęło was do tego projektu?
JACOB ELORDI: Tak. Choć muszę też przyznać, że właśnie takie seriale jak ten są powodem, dla którego zostałem aktorem. Zawsze fascynowała mnie możliwość wcielania się w ludzi postawionych w ekstremalnych sytuacjach. Doświadczania czegoś, czego nigdy nie przeżyłbym w prawdziwym życiu.
JUSTIN KURZEL: Zgadzam się z Jacobem. Właśnie wyzwanie, jakim było jak najwierniejsze odtworzenie tych wydarzeń na ekranie, przyciągnęło mnie do tej historii. Każdy twórca marzy o tym, by choć raz w swojej karierze zmierzyć się z taką opowieścią. Cały proces twórczy — od pracy z aktorami po decyzje dotyczące tego, jak poprowadzić widza przez tę historię i jaką perspektywę mu zaproponować — był dla mnie absolutnie fascynujący.



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1961, kończy 64 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1952, kończy 73 lat

