Westworld – serialowa wydmuszka czy przełom na miarę Gry o tron?
Pierwszy sezon serialu Westworld dobiega końca. HBO zacierając ręce zamawia kolejne dziesięć odcinków. A ja zmagam się z pytaniem: Skąd ten powszechny zachwyt?
Pierwszy sezon serialu Westworld dobiega końca. HBO zacierając ręce zamawia kolejne dziesięć odcinków. A ja zmagam się z pytaniem: Skąd ten powszechny zachwyt?
Podobno największą sztuczką w wykonaniu diabła było wmówienie ludziom, że nie istnieje. Oglądając pierwszy sezon nowego opus magnum HBO pod tytułem Westworld mam wrażenie, że równie imponującym przejawem sztuki prestidigitatorskiej w wykonaniu tego potentata na telewizyjnym firmamencie było przekonanie wszystkich, że mają do czynienia z przełomowym fenomenem. O to z jakich składników upichcono ten nowy temat towarzyskich konwersacji po obu stronach Internetu nie musimy pytać Gordona Ramsaya, ani Nigelli Lawson. Sami łatwo odkryjemy skład tego frykasa.
Podobno Polacy niczego nie słuchają z większą przyjemnością niż piosenek, które już dobrze znają. Wydaje się, że analogicznie reagują wszyscy ziemianie na dania, które już kiedyś spróbowali. I Westworld jest takim właśnie „rarytasem”. Jest to ponowne przeniesienie na ekran, tym razem telewizyjny, scenariusza autorstwa Michaela Crichtona (dla niewtajemniczonych twórca Jurassic Park oraz ER). Pierwowzór to przygodowy film science-fiction z Yulem Brynnerem w roli głównej. Młodsi czytelnicy mogą nie kojarzyć tego aktora, ale swego czasu było on jedną z najwyżej opłacanych gwiazd Hollywood. Idea obrazu opiera się na funkcjonowaniu futurystycznego parku rozrywki, którego wizytatorzy mogą w warunkach ściśle odpowiadających realiom przenieść się w scenerię Dzikiego Zachodu (w filmie były też inne parki tematyczne, ale nas interesuje przeniesiony do współczesnego serialu Dziki Zachód). O ich zadowolenie i aktywność dbają natomiast humanoidalne roboty, które powierzchownie wyglądają i zachowują się jak ludzie. To jest podstawa naszego dania. Na jej bazie Jonathan Nolan, młodszy i mniej rozpoznawalny brat Christophera, stworzył nowy produkt ze stajni HBO.
Parafrazując znakomitego Gombrowicza: „HBO wielkim producentem jest”. Innymi słowy, taka znamienita restauracja nie pozwoli sobie na serwowanie odgrzewanego kotleta (autor tego tekstu generalnie zgadza się z tym zdaniem co do zasady, ale tu kreśli je nieco ironicznie). Oryginalny film trwał nieco poniżej 90 minut. Ramy czasowe nie pozwalały na ekstensywne operowanie niedopowiedzeniami, więc dość szybko poznaliśmy charakter rozrywki oferowanej przez Westworld. Roboty w roli gospodarzy, do których bez skrupułów można było strzelać, uprawiać z nimi seks, na dobrą sprawę robić, co tylko przyszło do głowy. Po drugiej stronie majętni goście, którzy „kolorowali” prozę szarego życia wypadem na wirtualny Dziki Zachód. Ponieważ film był przeładowany akcją, to trup ścielił się gęsto, a uszy wypełniał huk wystrzałów. To co jednak sprawdziło się w pełnym metrażu nie mogło stanowić zawartości dziesięcioodcinkowego serialu. I tu pojawia się drugi składnik, który wykorzystali Nolan i jego kompani. Dosypali Tajemnicy. Niestety, jak czasem w kuchni się zdarza, wieczko było słabo dokręcone i cała zawartość pojemnika wypełniła kocioł.
Przed dwunastoma laty wszyscy zostaliśmy zauroczeni serialem Lost. Ilość dytyrambicznych wypowiedzi na temat dzieła J.J. Abramsa ledwo pomieściłby północno koreański Internet. Co prawda ma on kilkadziesiąt funkcjonujących stron, ale zapewne można by je zapełnić dużą liczbą epitetów. Od początku byliśmy raczeni narastającą kanonadą „wstrzymujących oddech”, sensacyjnych i tajemniczych zwrotów akcji. Posłusznie poddawaliśmy się kolejnym stawianym pytaniom w oczekiwaniu na sensacyjne odpowiedzi. Miast tych ostatnich jednak, z czasem, byliśmy zaskakiwani coraz bardziej kuriozalnymi rozwiązaniami. I ta gehenna trwała sześć długich lat…. Skąd ta dygresja, zapyta ktoś? Otóż Westworld w wydaniu HBO podstępnie sięga po arsenał Lost. Świat przedstawiony w serialu składa się z samych zagadek. By nie pozostać gołosłownym garść przykładów, które cisną mi się na usta: w którym roku dzieje się akcja? Gdzie dzieje się akcja? Czym i czyj jest tytułowy Westworld? Kim są bohaterowie? Jak wygląda ich życie prywatne? Czy istnieje coś takiego jak życie prywatne? Uffff. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Jestem entuzjastą pozostawiania widza w niepewności. Niemniej, muszę mieć jakieś punkty zaczepienia, żeby móc zrobić krok naprzód. Jakby tego było mało, osią fabuły zdaje się być labirynt ukryty wewnątrz parku. Wykładniczy przyrost zagadek nadweręża moje zdolności poznawcze.
Na czym stoimy. Do gotowego pomysłu dorzuciliśmy przepastne pokłady Tajemnicy. Na jakie dodatki w dalszej kolejności padł wzrok naszych telewizyjnych kucharzy. Zdaje się, że oczy ich chciwie spoglądały na słoik oznaczony kartką „filozofia”. Bo czym zainteresować „kulturożercę” doby Twittera i Instagrama, jeśli nie przystępną i efektownie podaną porcją filozofii. Stąd serialowe pytanie o granice człowieczeństwa. O definicję bytu w postreligijnym świecie, w którym człowiek przy użyciu własnego umysłu i narzędzi tworzy istotę, która wygląda, zachowuje się i zaczyna czuć jak homo sapiens. Ontologia dnia jutrzejszego. Wszyscy jednak świadomie lub podświadomie czujemy, że to już było. Mieliśmy radosną twórczość Skynetu i peregrynacje Ricka Deckarda w celu poznania sensu istnienia. Czyli nihil novi. Choć niezmiernie interesujące są dywagacje na temat możliwych kierunków rozwoju sztucznej inteligencji. Konflikt pomiędzy orędownikami utopijnej przyszłości, a Kassandrami wieszczącymi dystopijną zagładę rozpala przecież wyobraźnię współczesnych. Niestety, ale twórcy serialu nie dali nam żadnej postaci (w której żyłach krążyłaby krew), której los mógłby nas obejść. Bohaterowie są zimni, generalnie jednowymiarowi, z potencjałem identyfikacyjnym na poziomie, nomen omen, nieczułych robotów. Nie będę jednak odbierał szans rehabilitacji twórcom, ponieważ do pięciu sezonów maltretowania mnie jeszcze szmat czasu, więc pozostaje im pole do popisu.
Kolejnym elementem naszego serialowego foie gras jest obsada. Tu trzeba przyznać, że HBO stanęło na wysokości zadania. Książeczki czekowe wyjęto z szuflad i przystąpiono to misternej kaligrafii zer. Dzięki temu widzimy na ekranie Anthonego Hopkinsa w roli inicjatora parku dr. Roberta Forda, Eda Harrisa jako Człowieka w czerni (tę tajemnicę wybaczam, każdy porządny thriller powinien mieć swojego Kaysera Soze), Jeffreya Wrighta jako Bernarda Lowe, który zawiaduje techniczną stroną parku (jest z tym bohaterem związany bardzo istotny spoiler, ale moja klawiatura zachowa milczenie), a do tego zachwycające Thandie Newton i Evan Rachel Wood jako elektroniczne gospodynie Westworld. W mniejszych rolach też występuje grono świetnych aktorów, tylko czy to wystarczy? Z punktu widzenia warsztatu aktorskiego wymagającym jest granie robota mającego udawać człowieka. Repetycje i niuansowanie ponownie odgrywanych scen tez wymaga sprawności i realizowane jest, należy zauważyć, z dużym kunsztem. Choć, by dolać i w tym punkcie nieco dziegciu, to najwszechstronniej ze swej powinności wywiązują się wspomniane Newton oraz Wood i nieźle wypadający James Marsden. Reszta, póki co, gra jedną melodię, podczas gdy Hopkins gra samego siebie z ostatnich dwudziestu lat (choć ja wciąż przepadam za Hopkinsem z ostatnich dwóch dekad).
Zwieńczeniem aktywności w filmowej kuchni jest obfity budżet produkcyjny oraz marketingowy. Lokacje serialowe prezentują się pięknie. Praca kamery cieszy oko widza. Mamy szerokie plany i właściwie wykorzystane CGI. Realizacyjnie jest to poziom do jakiego przyzwyczailiśmy się przy produkcjach HBO. Na równie wysokim poziomie plasuje się wysiłek promocyjny twórców serialu. Kampania reklamowa zwiastująca nadejście przełomu na miarę Game of Thrones skutecznie rozbudziła apetyty widzów. Niezwykle wysoka ocena serialu na IMDB jest tego odzwierciedleniem.
Czy czytelnik tego tekstu odniósł wrażenie, że jego autor postponuje serial Westworld w całej rozciągłości? Mam nadzieję, że nie. A może wychwycił dużą dozę rozczarowania podsyconego niezwykle agresywną i, skądinąd intrygującą, promocją premierowych odcinków? Jeśli tak, to jestem kontent. Ponieważ Westworld to wciąż kawał rzetelnej telewizyjnej produkcji. Tylko niestety, przed końcem pierwszej serii, nie sięgającej swego potencjału. Sezon jednak, jeszcze się nie skończył. Twórcy wciąż mogą wiele kwestii i pytań rozstrzygnąć, pozostawiając widzów takich jak ja głodnych dokładki w postaci sezonu drugiego (choć mogą też wątpliwości pomnożyć, wymyślając akrobatyczne cliffhangery w epilogu dziesiątego odcinka).
Źródło: Zdjęcie główne: HBO
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat