World of Warcraft: Dragonflight to krok w dobrym kierunku! Grałem w betę i chcę więcej
World of Warcraft: Dragonflight nie wprowadza żadnych nowych, "rewolucyjnych" mechanik. I paradoksalnie to właśnie może być największą siłą nadchodzącego rozszerzenia.
Uniwersum World of Warcraft znajduje się obecnie w dość dziwnym miejscu. Shadowlands na dobrą sprawę zakończyło lub przynajmniej "spauzowało" trwającą od lat wojnę Przymierza z Hordą, a pomiędzy frakcjami zapanował względny pokój (do tego stopnia, że członkowie obu frakcji mogą wspólnie brać udział w grupowych aktywnościach). Nie ma żadnego ogromnego zagrożenia majaczącego gdzieś na horyzoncie, które mogłoby namieszać w Azeroth. Twórcy postanowili więc sięgnąć ponownie po smoki, które od czasu mniej więcej Cataclysmu znajdowały się w uśpieniu i powracały jedynie w pojedynczych zadaniach. To może okazać się strzałem w dziesiątkę, ze względu na dużą liczbę dawno niewidzianych postaci lub takich, które do tej pory nie miały czasu zabłysnąć. Bohaterowie, tacy jak Kalecgos czy Merithra, liderzy niebieskich i zielonych smoków, dla scenarzystów są w zasadzie czystą kartą. Można pisać ich historię niemal od samego początku bez ryzyka, że zmiany w ich zachowaniu czy charakterze wywołają negatywną reakcję ze strony społeczności, tak jak miało to miejsce w przypadku Sylvanas. Spory potencjał mają także powracające postacie, w tym dawno niewidziana Alextrasza i Wrathion, najprawdopodobniej ostatni czarny smok.
Na podstawie zawartości bety trudno wyrobić sobie już jakieś zdanie na temat opowieści. Niektórych elementów nadal brakuje i zastępują je placeholdery, a kilku zadań nie udało mi się ukończyć ze względu na błędy. Od samego początku wyczuwa się natomiast zupełnie inny klimat niż w przypadku Shadowlands, Legionu czy Battle for Azeroth. Podczas wyprawy na Smocze Wyspy czułem raczej nadciągającą przygodę, a nie widmo nieuchronnie zbliżającej się katastrofy czy wielkiego, nieuniknionego konfliktu. Wrażenia te potęgowane są również przez nowe krainy. Mamy do czynienia z nieodkrytymi do tej pory terenami, które pełne są niespotykanej wcześniej fauny, flory oraz przedstawicieli obcych ras. I muszę przyznać, że pomimo 17 lat na karku są pewne miejsca i sytuacje, w których World of Warcraft nadal może się podobać! Wiadomo, to nadal tytuł, którego korzenie sięgają 2005 roku, ale dzięki specyficznemu stylowi oprawy i drobnym poprawkom wprowadzanym na przestrzeni lat nadal jest to coś miłego dla oka.
Lochy i smoki
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że jednym z największych i najciekawszych dodatków w Dragonflight jest nowa rasa oraz klasa zarazem, czyli Dracthyr Evoker. O ile cała reszta zawartości rozszerzenia wykonana jest przede wszystkim w myśl zasady "jeszcze więcej tego samego", o tyle już w tym przypadku można śmiało mówić o pewnej rewolucji. Blizzard od kilku lat konsekwentnie balansował rozgrywkę, często kosztem unikalności poszczególnych klas, bo różnice między nimi powoli się zacierały. Evoker jest jednak wyjątkowy i to z kilku względów.
Przede wszystkim ciekawy jest już sam fakt, że jest to klasa rzucająca zaklęcia, ale sprawdzająca się najlepiej na średnim dystansie. W jej arsenale znajdują się bowiem także zdolności, które wymagają zbliżenia się do wrogów. Podczas grania solo i wykonywania zadań czy nawet w podstawowych lochach raczej nie ma to większego znaczenia, bo brak tam potencjalnie zabójczych mechanik, ale już przy starciach z najpotężniejszymi bossami w rajdach może to sprawiać nieco trudności. Podejrzewam, że gracze będą musieli odpowiednio manewrować po arenach i wyczekiwać na odpowiedni moment, by zbliżyć się do oponenta, odpalić czary, a następnie wycofać się i bezpiecznie atakować z dystansu.
Odświeżającym pomysłem jest też zupełnie nowa mechanika wzmacniania niektórych umiejętności poprzez przytrzymanie przycisku odpowiedzialnego za ich aktywację. W ten sposób możemy na przykład ZNACZNIE zwiększyć zadawane obrażenia czy trafić w więcej celów. Oczywiście również i z tym wiąże się pewne ryzyko, bo "ładując się", musimy stać w miejscu i jesteśmy podatni na ataki. I ponownie jest to coś, co w przypadku "zwykłego" grania nie sprawia większych trudności, ale już w rajdach, Mythic+ czy PVP może być z tym różnie.
Przedstawiciele tej rasy mogą korzystać z unikalnych, smoczych zdolności. Gracze mają możliwość przełączania się pomiędzy formą humanoidalną i tą, która pokryta jest łuskami. Co ciekawe, ma to nie tylko znaczenie kosmetyczne, choć muszę przyznać, że opcje dotyczące wyglądu Dracthyrów są naprawdę imponujące. Ludzki "Visage" zapewnia bonus do regeneracji zdrowia poza walką dla całej drużyny, a jako "smok" bierzemy udział w potyczkach, rzucamy czary i mamy możliwość korzystania z unikalnych opcji poruszania się. Dracthyrowie, dzięki swoim skrzydłom, są w stanie nie tylko spowalniać opadanie, jak robią to już łowcy demonów, ale też wybijać się wysoko w powietrze, a następnie szybować przez dobrych kilkanaście sekund. Jest to niezwykle pomocne zwłaszcza podczas eksploracji krain, w których nie mamy dostępu do latającego wierzchowca. Pomaga szybko przemieszczać się z miejsca na miejsce przy stosunkowo krótkim (5 minut) czasie odnowienia.
Jak odpicować smoka
A skoro już przy przemieszczaniu się jesteśmy, to nie sposób pominąć ulepszonej możliwości dosiadania smoków. Wielkie, skrzydlate gady już wcześniej można było wykorzystać jako wierzchowce, ale tutaj system został znacząco rozwinięty. Latając na smokach, jesteśmy w stanie wykonywać szereg akrobacji, co sprawia, że jest to dużo bardziej angażujące. Dla przykładu, wykonując pikowanie, jesteśmy w stanie znacznie zwiększyć prędkość. Do tego dostajemy również możliwość "tuningu wizualnego" naszego smoka, co działa w praktycznie ten sam sposób, jak zakłady fryzjerskie obecne w grze. Możemy zmodyfikować na przykład kolor, rogi czy paszczę naszego towarzysza.
Warto zaznaczyć, że dragonriding, przynajmniej na razie, działa wyłącznie wtedy, gdy nasza postać przebywa na terenie Dragon Isles. W innych lokacjach wierzchowce funkcjonują w "stary" sposób. Twórcy najwyraźniej traktują Smocze Wyspy jako swoisty poligon testowy, bo w wywiadach wspominali, że nie wykluczają wprowadzenie tej mechaniki szerzej, jeśli tylko przypadnie ona do gustu graczom.
Mniej znaczy więcej
W ostatnich latach deweloperzy z Blizzarda w każdym z dodatków wprowadzali nowe mechaniki, które przestawały mieć znaczenie wraz z debiutem kolejnych rozszerzeń. Artefakty czy Heart of Azeroth tylko na pierwszy rzut oka wydawały się ciekawymi nowościami. W praktyce sprawiały problemy zarówno graczom, którzy musieli się tego uczyć i dostosowywać pod swoje buildy, jak i twórcom, których praca po tych mniej więcej dwóch latach żywotności rozszerzenia szła na zmarnowanie. W Dragonflight niczego takiego nie uświadczymy. To po prostu znany, lubiany i sprawdzony przez lata gameplay, bez żadnych specjalnych udziwnień. I mam szczerą nadzieję, że tak pozostanie! Nie chciałbym, by w jednej z popremierowych aktualizacji po raz kolejny wprowadzono coś, co wywróci rozgrywkę na głowę i wymusi drastyczne zmiany.
Oczywiście nie oznacza to, że deweloperzy całkowicie zrezygnowali z jakichś nowinek. Dostajemy między innymi przebudowany system profesji, pozwalający na przykład na zlecanie wytwarzania przedmiotów innym graczom oraz przede wszystkim zupełnie inne drzewka talentów. Przyznam szczerze, że po ich otwarciu poczułem się nieco przytłoczony. Dostępnych tam opcji jest mnóstwo, szczególnie w zestawieniu z tym, co obecnie mamy w Shadowlands. Bez wątpienia przypadnie to do gustu osobom, które lubią eksperymentować i jestem przekonany, że tym razem doczekamy się większej liczby sensownych buildów, a nie po jednym, góra dwa na każdą z klas.
Muszę przyznać, że po pierwszej zapowiedzi Dragonflight byłem nastawiony do tego dodatku raczej sceptycznie. Debiutancki zwiastun nie zrobił na mnie większego wrażenia. Byłem rozczarowany kierunkiem, w jakim podążyło Shadowlands w późniejszych aktualizacjach. Beta jednak sprawiła, że zmieniłem zdanie i zacząłem dostrzegać potencjał drzemiący w rozszerzeniu. Nowe lokacje są naprawdę ładne, Dracthyr Evoker to rasa/klasa wprowadzająca ogromny powiew świeżości, a mnogość talentów sprawia, że jest z czym się bawić i eksperymentować.