Wrath of the Lich King Classic – sprawdzamy jeden z najlepszych dodatków po latach. Czy warto wrócić na Północną Grań?
World of Warcraft: Wrath of the Lich King powróciło po 14 latach za sprawą wydania z podtytułem Classic. Przekonajmy się, czy wyprawa do Northrend przetrwała próbę czasu.
World of Warcraft: Wrath of the Lich King powróciło po 14 latach za sprawą wydania z podtytułem Classic. Przekonajmy się, czy wyprawa do Northrend przetrwała próbę czasu.
Wrath of the Lich King przez wielu uznawane jest za jedno z najlepszych rozszerzeń w długiej historii World of Warcraft. Wprowadzało ono nie tylko nowy kontynent, zadania i lochy, ale też pierwszą od czasu premiery klasę postaci (death knight) i sporo zmian, które przyjęły się i zostały w grze już na stałe. Był to przy okazji również absolutny top, jeśli chodzi o warstwę fabularną. Historia świata i losy bohaterów wciągały, a sceny – takie jak bitwa o Wrathgate czy ostateczne starcie z Arthasem, tytułowym Królem Liszem – zapadały w pamięć na długo i są wspominane do dziś.
Pod koniec września zadebiutowało World of Warcraft: Wrath of the Lich King Classic, czyli kolejna odsłona „klasycznych” serwerów do MMORPG od firmy Blizzard. Przypomnijmy, że pozwalają one na zabawę niemal w dokładnie takiej samej formie, jak przed laty. To zaś pozwala przekonać się, czy WOTLK przetrwało próbę czasu. Czy w roku 2022 bawi tak samo, jak 14 lat wcześniej?
Na samym starcie chciałbym zaznaczyć, że doświadczenie z WOTLK będzie różnić się w zależności od tego, czy wcześniej mieliście do czynienia z „Classicami”, czy też jest to Wasz pierwszy z nimi kontakt. Dla osób zaznajomionych z klasyczną „Vanillą” i The Burning Crusade przesiadka na Wrath of the Lich King będzie raczej bezbolesna, a wiele ze zmian i „nowości” przyjmą oni z otwartymi ramionami. Inaczej może wyglądać to w przypadku graczy, którzy ograniczyli swoją przygodę z tym MMORPG do Legionu, Battle for Azeroth czy Shadowlands. Nie da się bowiem ukryć, że dzieło Blizzarda przeszło długą drogę i dziś wygląda dużo inaczej niż kilkanaście lat temu.
Sam grywam w World of Warcraft od praktycznie samego początku, a z pierwszym Klasykiem miałem jedynie krótki kontakt. Z tego też powodu bardzo trudno było mi się ponownie „przestawić” i przyzwyczaić do doświadczenia oferowanego przez Wrath of the Lich King Classic. Pierwsze problemy napotkałem tuż po stworzeniu postaci (paladyn – WOTLK było złotą erą dla tej klasy) i awansowaniu jej na 70 poziom doświadczenia, by od razu wkroczyć do Northrend. Natknąłem się bowiem na masę talentów i umiejętności, o których istnieniu zdążyłem zapomnieć. Na dodatek szybko okazało się, że do korzystania niektórych z nich niezbędne są przedmioty, które z kolei trzeba najpierw nabyć u odpowiednich kupców…
Blizzard od lat eksperymentował i stopniowo obniżał próg wejścia dla nowych graczy poprzez wprowadzanie różnego rodzaju ułatwień. Usuwano niektóre zdolności, inne modyfikowano, a także zmieniano startowe lokacje i obniżano liczbę punktów doświadczenia niezbędną do awansowania na kolejne poziomy. Tutaj zaś momentami jest… zaskakująco trudno. Gdy tylko postawiłem stopy w Northrend i stanąłem do walki z pierwszym przeciwnikiem, zobaczyłem coś, czego nie widziałem od dłuższego czasu: szybko kurczący się pasek zdrowia oraz many.
Zarządzanie zasobami ma w WOTLK Classic kluczowe znaczenie i to nie tylko w przypadku klas, takich jak mag, czarnoksiężnik czy kapłan. Nawet mój paladyn ze specjalizacją Protection, któremu daleko do klasycznego „czarodzieja”, musi robić sobie regularne przerwy na sięgnięcie po wirtualną flaszkę i uzupełnienie magicznej energii. Trudno było mi przywyknąć również do tego, jak wiele „expa” muszę zdobyć, by wskoczyć na wyższy poziom. Pasek znajdujący się u dołu ekranu wyglądał bowiem tak, jakby w ogóle się nie powiększał. Było to jednak w pełni zamierzone przez twórców i nie miało wyłącznie utrudniać życia grającym. W ten sposób unika się bowiem problemu ze zbyt wczesnym opuszczaniem pewnych krain. Mamy możliwość eksploracji ich w pełni, przy okazji wykonując wszystkie główne zadania i posuwając do przodu najistotniejsze wątki fabularne.
Choć Wrath of the Lich King zadebiutowało w roku 2008 i pod kątem czysto technicznym grafika trąci myszką, to mimo wszystko nie ma tragedii i patrzenie na to nie sprawia bólu. Oczywiście nie jest to poziom Shadowlands, nie mówiąc już o współczesnych produkcjach dla jednego gracza, ale Northrend ma swój urok. Zielone Howling Fjord, pokryte śniegiem Dragonblight czy nieprzyjazne Icecrown to naprawdę bardzo charakterystyczne lokacje, które dużo zyskują, gdy przemierza się je powoli, na spokojnie i bez latającego wierzchowca. Podobnie sprawa wygląda z lochami, które są bardzo zróżnicowane, a także potrafią zaskoczyć niektórymi mechanikami, przynajmniej jeśli nie mieliście z nimi nigdy wcześniej do czynienia.
Największym atutem Classica pozostaje jednak to, o czym wspominali Kris Zierhut i Josh Greenfield podczas wirtualnego spotkania z dziennikarzami, czyli elementy społecznościowe i interakcje między graczami. Zrezygnowanie z narzędzia do zautomatyzowanego wyszukiwania grup osobiście nie do końca przypadło mi do gustu, ale nie da się ukryć, że rzeczywiście przyczynia się to do częstszych kontaktów z innymi ludźmi. To miła odmiana po tym, jak to wygląda obecnie: często ma się wrażenie, że aktywności grupowe wywołuje się z niemymi botami, które nastawione są wyłącznie na jak najszybsze kończenie lochów.
Mam wrażenie, że klasyczne Wrath przypadnie do gustu właśnie graczom, którzy od MMO oczekują nawiązywania kontaktów z innymi osobami i chcą czuć się częścią większej, zgranej (zazwyczaj...) społeczności. Dla weteranów to zaś okazja na swoistą podróż w przeszłość – sam zresztą traktuję to jako pewnego rodzaju wirtualne muzeum. I choć wydaję mi się, że raczej nie zabawię w Northrend tak długo, jak kilkanaście lat temu, to z pewnością od czasu do czasu wrócę do tej przygody, by zakosztować tego niepodrabialnego klimatu.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat