Damon Lindelof i Tom Perrota odpowiadają za serial Pozostawieni (premiera nowego odcinka dziś o 22.00 w HBO). Akcja dzieje się w fikcyjnym mieście Mapleton pod Nowym Jorkiem trzy lata po pamiętnym dniu, kiedy 140 milionów ludzi zniknęło bez śladu. Wszyscy nadal odczuwają skutki nagłej straty - trudno im odciąć się od tego, co się wydarzyło. Serial pokazuje, jak różne mogą być reakcje ludzi w obliczu takiego wydarzenia - może ono zjednoczyć rodzinę i społeczność, ale także spowodować ich rozpad - a także jak głęboki ból i stres spowodowane taką tragedią mogą obrócić się w cynizm, paranoję, szaleństwo, a nawet fanatyzm. Z twórcami serialu, Damonem Lindelofem i Tomem Perrottą, rozmawia Kamil Śmiałkowski.

KAMIL ŚMIAŁKOWSKI: Pierwsze pytanie narzuca się samo. Damon, byłeś współtwórcą kultowych Zagubionych. Jak Pozostawieni mają się do tego serialu?

DAMON LINDELOF: W czasie, gdy z J.J. Abramsem wymyślaliśmy Lost, nie mieliśmy do końca pojęcia, jak wielki będzie sukces tego serialu. To działo się tak szybko. Błyskawicznie uzupełnialiśmy biblię serialu, by wszystko się zgadzało i by powoli prowadziło nas w stronę finału. To raptem dekada, ale w historii serialu jako gatunku to wieki. Fenomen Lost wynikał z tego, że był to serial inny niż wszystkie. A przecież nie wiesz, że coś będzie inne, dopóki tego nie zobaczysz. Nie da się tego do końca przewidzieć, zaplanować; nie masz pojęcia, czy się uda i czy odniesie sukces.

Przy Pozostawionych mam wrażenie, że jestem w bardzo podobnym miejscu. Przeczytałem powieść Toma i pomyślałem "to jest to". Bo powiedzmy sobie szczerze – ja nie jestem gościem, który stojąc rano pod prysznicem, wpada na rewolucyjne pomysły na seriale czy filmy. Ja po prostu potrafię twórczo pracować nad ideami innych ludzi. Kiedy widzę fajny pomysł, wskakuję na pokład i biorę się do roboty. Gdy przeczytałem Pozostawionych, poczułem taki właśnie dobry pomysł. I od razu chciałem popracować nad tym materiałem, stać się częścią tej opowieści. Właśnie dlatego, że była inna. Zresztą nie tylko dla mnie. Myślę, że nawet dla samego Toma. Jeśli znacie jego wcześniejsze powieści, to wiecie, że są to realistyczne, czasem zabawne, czasem poważne, czasem zakręcone, pełne mocnych postaci historie z przedmieść. I teraz napisał coś takiego? Wielką, egzystencjalną, nadprzyrodzoną fabułę? To się nazywa "coś innego". On też sporo tu zaryzykował.

I co czujesz teraz w trakcie pracy nad serialem?

DL: Zobaczymy, czy Pozostawieni będą serialem ważnym, innym, takim, o którym się mówi, czy te 10 odcinków przeleci przez antenę i będzie wyrafinowaną porażką. Nigdy tego wcześniej nie wiemy. Tu w HBO kilka miesięcy temu była taka sama sytuacja. Kręcili Detektywa i wszystko, co potrafili powiedzieć, to to, że im się podoba, że to, co powstaje, z pewnością jest inne, ale czy spodoba się widzom – nie wiedzieli. A potem widzieliśmy, co się stało. I przecież ten serial też nie odpalił z takim hukiem już po pierwszym odcinku. Tak naprawdę mocno zaczęło się bodajże po czwartym. Ludzie zaczęli komentować to, co widzieli, zastanawiać się, o co tu tak naprawdę chodzi. Zaczęła się moda. Ludzie oglądali i rozmawiali o Detektywie, bo było to coś innego, nowego. Ale kiedy z założenia piszesz specjalnie po to, by być inny, ludzie zwykle tego nie kupują i nazywają pretensjonalnym.

Już od pierwszego odcinka widać jednak, że serial różni się od powieści. I nie chodzi mi o same zwroty akcji, a nawet o ton – tu pojawia się więcej niedopowiedzeń, wydarzeń na granicy realności.

DL: Gdy pierwszy raz spotkaliśmy się z Tomem, od razu w rozmowie przywołałem scenę z książki, gdy widzimy faceta składającego między drzewami ofiarę z kozy. Powiedziałem, że to super, krwawe ofiary ze zwierząt – brzmi świetnie. Na co Tom, że miał ochotę wpisać tego więcej. Chciał, by w tym lesie działy się dziwne, nie do końca zrozumiałe rzeczy. Spytałem jakie i wtedy zaczął opowiadać mi o hordach psów, które uciekły. Od razu zacząłem to wszystko zapisywać i dzielić na poszczególne sceny, pomysły. Bo przecież te psy są świetną metaforą nas samych. Kolejnym znaczeniem. A właśnie o to chodzi w tym serialu. Nie o to, by wyjaśnić zagadkę zniknięcia, a o tych, którzy zostali. I o to, jak każdy z nich na swój sposób poszukuje znaczenia. Znaczenia siebie, świata, zrozumienia, jakiegokolwiek sensu. Bo tak naprawdę z czasem dla nich coraz mniej ważne jest pytanie, gdzie i jak zniknęli tamci ludzie. Coraz ważniejsza staje się kwestia tego, co to właściwie znaczy.

I nam chodzi o te znaczenia. Gdy widz kończy oglądać pierwszy odcinek, ma myśleć. Pytać: O co tu chodzi? Czemu zabijają te psy? Co symbolizują psy? Co symbolizuje jeleń? Ten facet? Co mam o tym wszystkim myśleć? Jesteś europejskim dziennikarzem – wiesz, jak to działa.

Jasne. Tom, skąd w ogóle ten pomysł? Twoje poprzednie powieści faktycznie są znacznie bardziej realistyczne.

TOM PERROTTA: Chciałem pokazać apokalipsę, która rozgrywa się wewnątrz tych ludzi. Gdy wokół kręcą się zombie – wiemy, że to apokalipsa; gdy świat wypełniają atomowe grzyby wywołane przez armię robotów – to też oczywista apokalipsa. Ale gdy wszystko wygląda jak dawniej, świat funkcjonuje bez trudu, tylko gdzieś w nas wszystko się trzęsie – to coś nowego, innego. To moja opowieść. Zupełnie inna apokalipsa. Różnica jest fundamentalna. The Walking Dead – uwielbiam ten serial – to też historia o końcu świata, jaki znamy. Ale pokazana w inny sposób.

Czytaj także: Wywiad z Liv Tyler z "Pozostawionych"

Moim zdaniem świat kończył się już kilka razy. Gdy w 1962 roku panował kryzys kubański, przez kilka dni nasza planeta stała na krawędzi zagłady. A potem Rosjanie wycofali się i wszystko wróciło do normy. Świat kręcił się dalej, jak gdyby nigdy nic, ale jestem przekonany, że mnóstwo ludzi czuło, iż coś się zmieniło, że jest inaczej, że to coś znaczyło dla ich życia, że powinni coś ze sobą zrobić. Cieszyli się, że nikt nie ucierpiał, ale zrozumieli lub czuli gdzieś podświadomie, że świat, w jakim żyli, jest bardzo kruchy. I moim zdaniem to, co się działo na świecie w 1968 roku, to efekt przemian, jakie zaszły w głowach, w myśleniu, w wyobraźniach dzieciaków, które kilka lat wcześniej śledziły na bieżąco kryzys kubański. To trochę trwało, zanim z nich się uwolniło, ale to właśnie to.

Dlatego też nasz serial dzieje się trzy lata po zniknięciu tych wszystkich ludzi. Dla pozostawionych minął czas, który pozwolił otrząsnąć im się z pierwszego szoku i zacząć myśleć.

Damon, nie boisz się, że z czasem ludzie będą tym serialem rozczarowani jak finałem "Zagubionych"?

DL: Nie przejmuję się tym, bo też nie przejmuję się specjalnie krytyką finału Zagubionych. Jestem dumny z tego, co zrobiliśmy z tamtym serialem. Jestem dumny z jego finału i z tego, że pracowałem przy tamtej produkcji. My zrobiliśmy swoje. Podoba mi się to, jak całość się kończy, i podoba mi się, że skończyliśmy to na własnych warunkach – dokładnie tak, jak chcieliśmy. Nikt nam wcześniej nie skasował serialu, nie wymienił ekipy – mogliśmy zacząć i skończyć. Oczywiście dziś męczą mnie trochę te pytania o niezadowolonych z puenty. W końcu pracuję, opowiadając historię ludziom, a nie tworząc coś wyłącznie dla siebie. Ale nigdy nie zadowolisz wszystkich. Dla mnie puenta Zagubionych jest równie uniwersalna co finał Breaking Bad. Dziś zrobiłbym to tak samo. I zresztą to, że kilka lat po emisji ludzie wciąż o tym dyskutują, pokazuje, że zrobiliśmy kawał porządnej roboty. Zobacz – moglibyśmy pogadać o świetnym finale Breaking Bad, który był kilka miesięcy temu, ale co tam, lepiej gadajmy o finale Zagubionych sprzed kilka lat.

Czytaj także: "Pozostawieni" - co w finałowych odcinkach 1. sezonu?

Uparcie powtarzacie przy różnych okazjach, że nie wyjaśnicie do końca zagadki zniknięcia. Naprawdę nie macie ochoty zrobić tego w finale?

TP: Jako wielki fan grozy i fantastyki chciałbym wiedzieć, jak zniknęli. Ale staram się o tym nie myśleć. Bo wiem, że każde rozwiązanie będzie rozczarowujące. Tajemnica jest lepsza. Mnóstwo razy, gdy dochodziłem do końca książki i dowiadywałem się, iż to radioaktywny wyciek do jeziora, który po latach spowodował narodziny mutantów czy coś w tym rodzaju, to było mi przykro. "I tyle? Tak po prostu?"

DL: Może kiedyś, jeśli wpadniemy na super pomysł, który nas wszystkich zachwyci. Nie mam nic przeciwko. Ale jeśli ma to być kolejny "radioaktywny wyciek", to lepiej zostawmy tajemnicę.



[image-browser playlist="578469" suggest=""]
Pozostawieni dziś o 22:00 w HBO.





To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj