Nadchodzą dziwne czasy dla Tony’ego Chu, agenta federalnego i cybopaty, który potrafi odbierać mentalne odczucia ze wszystkiego, co zjada. Na niebie nad Ziemią pojawiły się dziwne napisy w obcym nieznanym języku. Ludzie obawiają się nadejścia końca świata i nie przejmują się zakazami FDA, do niedawna najpotężniejszej organizacji rządowej, która coraz bardziej traci na znaczeniu. Co w tej sytuacji stanie się z najlepszym agentem FDA, Tonym Chu? Przedstawiamy kolejny tom wielokrotnie nagradzanej serii o gliniarzach, przestępcach, kucharzach, kanibalach i jasnowidzach, z odrobiną kosmicznej pikanterii.
Premiera (Świat)
5 kwietnia 2016Premiera (Polska)
5 kwietnia 2016Polskie tłumaczenie
Robert LipskiLiczba stron
120Autor:
John LaymanKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Budując swą szaloną historię John Layman wyraźnie się nie śpieszy z ujawnianiem jej kluczowych tajemnic. Wciąż nie wiadomo, co było przyczyną epidemii ptasiej grypy, która kosztowała życie miliony Ziemian i jakie są prawdziwe plany z rzadka pojawiającego się w "Chew" rosyjskiego (a właściwie serbskiego i do tego fałszywego) wampira-cybopaty. Nie wiemy także o co chodzi z pojawiającymi się na niebie pod koniec poprzedniego tomu ognistymi literami na niebie, choć uważny czytelnik powinien pamiętać, że akurat ów element zaistniał w fabule pierwszego albumu serii, już wówczas sugerując kosmiczną skalę historii Laymana i Guillory'ego.
"Kosmiczna skala" brzmi może nieco za poważnie w kontekście i estetyki rysunków, i scenopisarskich zabaw twórców komiksu, ale taka jest prawda. Chew to historia pełna rozmachu, niespodziewanych zwrotów akcji i powiększającej się z kolejnymi albumami, galerii zakręconych postaci. We Flambirowaniu (co rozumiemy jako czynność czysto kucharską - polanie alkoholem i podpalenie potrawy - która dobrze oddaje szalonego, eksperymentalnego ducha opowieści) mamy kolejny przykład pomysłowości twórców. Prezentują nam nową postać w osobie detektywa Daniela Migdalo, posiadającego rzecz jasna specjalne umiejętności. Detektyw Migdalo to - tu należą się brawa dla tłumacza - tak zwany "wjedzący", bohater błyskotliwy tylko wówczas, kiedy spożywa ogromne ilości jedzenia. Znowu można odczuć, że Layman nawiązuje i jednocześnie kpi sobie z popkulturowych wzorców, dzięki którym, także w ostatnich latach, odbiorcy stykali się z zastępami genialnych detektywów. To właśnie odszukanie Migdalo jest zadaniem agentów Chu i Colby'ego w pierwszej historyjce z najnowszego tomu i jak zwykle okaże się, że będziemy mieli do czynienia z częścią większej całości.
Pięć zeszytów składających się na Flambirowanie można oczywiście traktować jako pięć oddzielnych historii, bo w każdej z nich Tony Chu zajęty jest inną sprawą. A to musi poskromić szkolnego terrorystę, a to trafia z pracującą w NASA siostrą do Strefy 51, ponadto musi zająć się tajemniczą sektą czcicieli Jaja, a nawet zawitać do Korei Północnej. W tle tych opowieści przewija się również jego nemezis w osobie dawnego partnera z Agencji, Masona Savoya, który nie ustaje w próbach dociekania prawdy, próbując połączyć dziwaczne wydarzenia z przeszłości z szalonymi przypadkami mającymi miejsce w coraz bardziej niepokojącej, zwichrowanej teraźniejszości. Zajęty służbową robotą Tony Chu też powoli zaczyna dostrzegać przeróżne, łączące się w większy obraz "zbiegi okoliczności". Ale że jest, według słów Savoya, właśnie typowym służbistą, po prostu skupia się bardziej na codziennej pracy, oraz pielęgnowaniu uczucia do saboskryberki Amelii Mintz, od czego zresztą skutecznie odciągają go problemy, poznanej lepiej w Delicjach deserowych, absorbującej rodziny cybopaty.
W tym właśnie tkwi zaleta opowiadanej przez Johna Laymana historii. Z jednej strony mamy ów wspomniany powyżej rozmach, złożoność i stojący na krawędzi zagłady świat, z drugiej zaś zwykłą i dlatego że zwykłą, to także absurdalną - prozę życia. Twórcy spokojnie mogli skupić się na tych pozornie bardziej atrakcyjnych i efektownych wątkach - ratowanie świata, spiski, sekty, tajemnice, tymczasem, jakby na przekór oczekiwaniom spragnionego pędzącej fabuły czytelnika, z pełną świadomością kierują uwagę na warstwę obyczajową, na nieistotne detale, na groteskowe niesnaski między bohaterami powodując, że słowo "bohater" traktujemy tu w zasadzie umownie. To nie opowieść o herosach, tylko o psycholach, furiatach, zawistnikach i szaleńcach, generalnie o postaciach mających ze sobą i ze światem problemy emocjonalne, często tak przejaskrawione, że po prostu zabawne. Ów absurd i groteska rządzące w Chew #16-20 bardzo dobrze funkcjonują w perspektywie dzisiejszych czasów. Stąd też największą wygraną twórców jest fakt, że podczas lektury momentami rodzi się w nas uczucie, iż potrafią oni naśladować i artystycznie przekształcać wiele aspektów naszej, przecież także często szalonej, tabloidowej rzeczywistości. Czytając Chew, zupełnie niespodziewanie zaczynamy się czuć się jak u siebie - a gdzie konkretnie "u siebie", to już każdy z nas powinien sam sobie dopowiedzieć.