Jako strażnik kosmicznych szlaków Silver Surfer zwiedził wszechświat wzdłuż i wszerz, przez co sądził, że nic go już nie zaskoczy… aż spotkał Dawn Greenwood z Ziemi! Wspólnie z nią wyprawi się w najdalsze i najdziwniejsze zakątki kosmosu, odwiedzi świadomą planetę Euforię, pozna Królową Nigdy, panią wszelkiej możliwości, i pomoże odnaleźć drogę do raju istotom, które zdołały umknąć przed nienasyconym głodem Pożeracza Światów. Ani Surfer, ani Dawn nigdy nie zapomną tej zwariowanej podróży. Czy jednak rzeczywiście pisane jest im żyć później długo i… nieszczęśliwie?
Premiera (Świat)
28 września 2022Premiera (Polska)
28 września 2022Polskie tłumaczenie
Jacek ŻuławnikLiczba stron
360Autor:
Laura Allred, Dan Slott (1) więcejGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Pierwszy z tych dwóch najlepszych komiksów to oczywiście Silver Surfer. Czarny z niezwykłymi rysunkami Trade’a Moore’a i niebanalnym scenariuszem Donny’ego Catesa. Drugi album o Silver Surferze również jest wyjątkowy, ponieważ twórcy zafundowali nam rodzaj nostalgiczno-formalnej podróży do czasów, kiedy komiksami zaczytywały się dzieci, a nie dorośli. O czym dokładnie mówię?
Scenarzysta Dan Slott (znamy go dobrze z przygód Spider-Mana w ramach Marvel Now!) oraz rysownik Michael Allred i kolorystka Laura Allred w drugiej dekadzie XXI wieku (czyli właśnie w czasach Marvel Now!) stworzyli całkiem odrębną stylistycznie i formalnie opowieść od tego, co dzieje się w głównym nurcie Marvela. Gdy tylko otworzymy album, natychmiast rzucają nam się w oczy prosta kreska Allreda i kolorystyka jakby wyjęta ze Złotej i Srebrnej ery komiksu i zahaczająca wyraźnie o pop art. A co więcej, przygodowa fabuła tylko podkreśla tę odmienność i sprawia, że mamy poczucie obcowania z najsympatyczniejszą w odbiorze historią we współczesnym Marvelu. Prostą i co ważne – niegłupią. Taką w sam raz dla naszego wewnętrznego dziecka, które zanim stało się dorosłym, zaczytywało się właśnie w tego rodzaju historiach albo oglądało je na ekranie telewizora.
Mimo że w tytule jest tylko Silver Surfer, to w tej historii znajdziemy równorzędną mu bohaterkę. To Dawn Greenwood, sympatyczna Ziemianka z Anchor Bay w Ameryce, która w przeciwieństwie do jej siostry globtroterki nigdy nie wyściubiła nosa poza swoją okolicę. Jej życie tak się jednak ułoży, że stanie się najważniejszą osobą dla Norrina Radda, o czym ten zostaje powiadomiony w momencie, kiedy nawet jeszcze nie zna Dawn. Wkrótce jednak się spotkają i rozpocznie się ich szalona, kosmiczna przygoda.
Jakiś czas temu przekopałem się przez wystawny album z cyklu Marvel Limited, który wydał pod koniec 2022 roku Egmont - Doktor Strange ze scenariuszem Stana Lee i spółki i z rysunkami Steve’a Ditko. Wrażenia z tamtej lektury wróciły podczas czytania Silver Surfera. Proste szalone przygody, które zachwycają wyobraźnią artystów wrzucających swoich bohaterów w wir niezwykłych wydarzeń i stawiających na ich drodze niezwykłe postacie, jak choćby potężną niczym masyw górski, ale na swój sposób bezbronną Królową Nigdy.
Silver Surfer i Dawn wędrują przez kolorowy kosmos, przeżywając często prościutkie, infantylne przygody, jakie były kiedyś udziałem Doktora Strange’a i innych superbohaterów, choć już teraz Dan Slott i Michael Allred zdają sobie doskonale sprawę z pełnego potencjału tych bohaterów i zarazem tej formuły. I tak jak kiedyś Stan Lee zaczynał tworzyć coraz bardziej złożone historie, tak samo przygody Silver Surfera i Dawn Greenwood zaczynają mieć z czasem większy, fabularny ciężar. A gdy na scenę wkracza nieodzowny w przygodach tego superbohatera Galactus, ton opowieści ulega widocznej zmianie. Co ciekawe, dzięki wciąż tej samej rysunkowej prostej manierze wyraźniej czujemy olbrzymie napięcie i większą wagę przygód oraz relacji między obojgiem kosmicznych podróżników. Dawn i Silver Surferowi bardzo blisko jest do par, jakie w serialu telewizyjnym Doktor Who tytułowy doktor tworzy ze swoimi partnerkami. Doctor Who to zresztą najlepsze popkulturowe odniesienie do niniejszego Silver Surfera, ponieważ jego fabuły podawane są w zasadzie w bliźniaczej formule do komisu Slotta i Allreda.
Jak na razie wszystkie wydawane przez Egmont komiksy z Silver Surferem w tytule to bardzo udane, komiksowe propozycje pokazujące prawdziwy potencjał tej mało znanej w naszym kraju postaci. Co więcej, Silver Surfer Danny’ego Slotta wydaje się spełniać dawny postulat Alana Moore’a. który po serii historii dekonstruujących superbohaterski mit zapragnął wrócić do podstaw, do niewinnych i prostych przygód z czasów Złotej i Srebrnej Ery, które w dużym stopniu określały dzieciństwo późniejszych, wielkich twórców komiksowych.
Prawda jest jednak taka, że Alan Moore, Dan Slott i my sami, czytelnicy, mamy inną perspektywę. Z czasem te historie, tak jak W Tomie Strongu Moore’a i w Silver Surferze, zaczynają się wymykać klasycznym klamrom i budują bardziej złożoną, symboliczną opowieść, która zaczyna poruszać się po własnym, uniwersalnym torze. I takie właśnie poczucie ogarnia nas w drugiej połowie Silver Surfera, choć nie znaczy to wcale, że przygody mimo większej, fabularnej złożoności tracą swoją prostotę. Nic z tych rzeczy, opowieść po prostu korzysta z klasyki i staje się przetworzonym z dzisiejszej perspektywy hołdem dla tej klasyki. I takim właśnie albumem pełnym rzeczy dobrze znanych, ale też pełnym twórczych i fabularnych niespodzianek jest Silver Surfer.