Agenci T.A.R.C.Z.Y.: sezon 4, odcinek 5 – recenzja
W kolejnym odcinku Agentów T.A.R.C.Z.Y. nie brakowało akcji i widowiskowych scen walki. Narzekać można jedynie na jakość scenariusza, który prawdopodobnie pisany był na kolanie.
W kolejnym odcinku Agentów T.A.R.C.Z.Y. nie brakowało akcji i widowiskowych scen walki. Narzekać można jedynie na jakość scenariusza, który prawdopodobnie pisany był na kolanie.
W Lockup nie trzeba długo czekać na dynamiczny rozwój wydarzeń. Od samego początku Agenci z Daisy i Roberto na czele, zmagają się z opętanymi przez duchy strażnikami więzienia oraz samymi więźniami, których już nie stopowały kraty. Celem duchów był oczywiście wujek Robbiego Reyesa, Eli Morrow. Posiadał on wiedzę na temat magicznej książki Darhold, więc potrzebny był nie tylko naszym protagonistom. Są też chwile wytchnienia, gdzie Simmons zostaje poddana wykrywaczowi kłamstw. Był to jedyny wątek bez skazy w tym odcinku.
Na ekranie działo się naprawdę dużo, ale w oczy raził nieporadnie napisany scenariusz, który był dziurawy jak szwajcarski ser. Agenci nie mieli raczej w zwyczaju schodzić poniżej pewnego poziomu. Nie zawsze są fenomenalne odcinki, ale z reguły trzymają się kupy i brakuje nielogiczności, których w Lockup pojawiło się z kilka. Weźmy na ten przykład byłego dyrektora T.A.R.C.Z.Y., Phila Coulsona. Wydawało się, że zdegradowanie go do roli terenowego agenta, będzie bardzo świeżym i udanym pomysłem. Coulson przecież świadomie zrezygnował z tej roli i oddał zaszczytne stanowisko komuś innemu. Dlaczego zatem robi wszystko wbrew nowemu dyrektorowi, którego zaakceptował? Przynajmniej w poprzednich odcinkach mieliśmy taki sygnał, że obaj panowie mają dobrą nić porozumienia. Scenariusz był jednak tak zrealizowany, że Coulson wyprzedził wydarzenia z końcówki wiedząc, że nie można ufać Jeffrey'owi.
Coulson bawi się zatem w ukrytego dyrektora i leci na misję (z wieloma innymi agentami, których albo okłamał, albo sami już nie wiedzą, kto jest szefem rządowej agencji), której celem jest wujek Robbiego Reyesa, Eil Morrow. Wszystko związane jest z magiczną książką i duchami, które potrzebują do ponownego jej odczytania, właśnie Morrowa. Ten paradoksalnie nie jest prosty do schwytania, bo siedzi w więzieniu. Coulson bez zgody swojego szefa chce wyciągnąć z paki człowieka i przenieść go do innej placówki. W tym momencie następuje kolejny brak logiczności w scenariuszu. Twórcy chyba zapomnieli o skutkach jakie niósł za sobą ghost virus, czyli w tym wypadku zarażanie ludzi strachem poprzez dotyk. We wcześniejszych odcinkach dostaliśmy informacje, że osoby dotknięte szaleją i zabijają każdą napotkaną osobę. W Lockup na potrzeby kiepskiego scenariusza, zarażeni strażnicy więzienia atakowali tylko Coulsona i May. Można to tłumaczyć tym, że duchy mają kontrolę nad konsekwencjami jakie niesie ich dotyk, ale jednak wygląda to słabo i jest to spore pójście na łatwiznę.
Dalej męczący jest wątek z Daisy, a jakby tego było mało, ponownie doszło w tym odcinku do przedziwnej sytuacji. Trudno powiedzieć czy scenariusz pisał ktoś przy zdrowych zmysłach, ale niech ktoś mu powie, że takie rozwiązania wcale nie są dobre. Daisy, May i Coulson uciekają przed wściekłymi więźniami, nagle Daisy odcina się od pary agentów i sama toczy walkę z dziesiątką przeciwników. Nie wiem jak scenarzyści, ale Daisy na pewno ma coś z głową. Oczywiście scena walki była naprawdę dobrze zrealizowana i wszystko było na miejscu. Choreografia na wysokim poziomie, a przy tym brak używania mocy przez Quake. Niestety, nie radzi sobie z taką ilością wrogów i wpada w tarapaty. Musi więc ratować ją May i Coulsona, którzy chwilę wcześniej byli tuż obok byłej agentki. Uciekają przez całe więzienie, bo goni ich masa przeciwników, ale zapominają, że ze swoimi umiejętnościami załatwiliby ich w parę minut.
Jak zawsze świetny był Robbie Reyes, co stało się bardzo przyjemną normą. Tym razem dobrze wypada jego interakcja z resztą zespołu, a zwłaszcza z Mackiem, który najbardziej sceptycznie nastawiony jest do płonącej głowy. Wreszcie mogliśmy też zobaczyć moment, w którym Robbie palony jest przez rządzę mordu. Wyglądało to naprawdę dobrze, a przy tym więcej dowiadujemy się o tym jak działa Ghost Rider. Chciał wyrządzić zemstę na człowieku, który skrzywdził jego i brata. Okazało się, że był niewinny, ale nie przeszkadzało to w puszczeniu paru iskierek. Naprawdę nie ma się do czego przyczepić jeśli chodzi o Gabriela Lunę i granego przez niego bohatera.
Najlepiej zrealizowany był jednak wątek z Simmons, która poddana była wykrywaczowi kłamstw. Jak dobrze pamiętamy, miała sporo do ukrycia przed nowym dyrektorem, a badanie wariografem mogło wpędzić w kłopoty nie tylko ją (chociaż bardziej martwiła się o swoją posadę), ale i resztę zespołu. Simmons studiuje zatem odruchy pojawiające się u człowieka, który mówi kłamstwa. Sama nie potrafi się takich zachowań wyzbyć, ale daje jej to przewagę w konfrontacji z dyrektorem, który jak zdradził nam Coulson, nie jest do końca szczery i doskonały. Ten ostatni wątek z dyrektorem i panią senator trudno kupić, ale Simmons zrobiła kawał dobrej roboty.
W Lockup było naprawdę sporo błędów i to takich, które niezwykle rzadko zdarzały się twórcom Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.. Historia była przewidywalna do bólu oraz pojawiło się wiele błędów i braków w logice scenariusza. Odcinek był jednak widowiskowy i pomijając wady, oglądało się go naprawdę dobrze. Miejmy nadzieję, że takie wpadki nie będą już miały miejsca.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat