Ale miazga! - recenzja filmu [Octopus Film Festival 2021]
Nie wystarczy mieć szalony pomysł na krwawy film. Wypadałoby jeszcze dokonać sprawnego połączenia wszystkich komponentów - od technikaliów po aktorstwo. Ale miazga!
Nie wystarczy mieć szalony pomysł na krwawy film. Wypadałoby jeszcze dokonać sprawnego połączenia wszystkich komponentów - od technikaliów po aktorstwo. Ale miazga!
Ale miazga! (Bloody Hell - tyt. oryg.) w reżyserii Alistera Griersona robi wszystko, żeby zasłużyć na swój tytuł. Jest to film z kategorii tych, które bardzo łatwo można przeszarżować, uciec się do bezmyślnej przemocy i krwawych zdarzeń, niewywołujących większych emocji wśród zmęczonej spektaklem widowni. Reżyser potrafił jednak osadzić swój film w kilku różnych konwencjach kina grozy, akcji i komedii romantycznej, co wypada zaskakująco świeżo i oferuje kawał dobrej zabawy.
Sam początek filmu zapowiada, że będzie to historia inna niż wszystkie. Widz zabrany zostaje do Helsinek, gdzie mała dziewczynka prawdopodobnie próbuje uciec od swojej rodziny. Do tej tajemnicy powrócimy później, bo przenosimy się do Stanów Zjednoczonych i poznajemy Rexa (świetny w tej roli Ben O'Toole), który chciał załatwić sprawę w banku i przy okazji poderwać pracującą tam Maddy. Dochodzi jednak do napadu. Oprawcy pechowo wybrali obiekt, w którym znajdował się Rex. Bohater postanawia bowiem wziąć sprawy w swoje ręce i... trochę go ponosi. Załatwia wszystkich bez mrugnięcia okiem; przez przypadek umiera jedna z pracownic banku. Zostaje skazany za to na osiem lat, a po wyjściu postanawia uciec od sławy wątpliwego herosa do Finlandii. Chcąc udać się do raju, trafił do miejsca gorszego niż więzienie w USA... fińskiej rodziny kanibali.
Film Griersona jest listem miłosnym do tanio zrealizowanych filmów akcji z dużym akcentem położonym na przemoc i krwawe pojedynki, ale nie jest to historia, którą można łatwo zaszufladkować w konkretne ramy. Dzięki grze O'Toole'a, który tworzy kreację bardzo nietypową dla tego gatunku kina, mamy jeszcze szalony i bardzo kreatywny scenariusz Roberta Benjamina. Osadzenie akcji w Helsinkach z szaloną rodziną to jedno, do tego dochodzi jeszcze cała masa smaczków z potencjałem na osiągnięcie statusu kultowych (proteza z kija do golfa!). Postać Rexa przypomina trochę bohatera American Psycho. Bardzo zabawnie wypadają jego dialogi z wyimaginowanym Ego.
Rex zdecydowanie ma zaburzenia psychiczne, ale faktycznie ma w sobie trochę z bohatera. Pojmany przez rodzinę psychopatów postanawia nie tylko uciec, ale też pomóc w tym samym dziewczynie, która chce to zrobić od lat. Decyzję Rexa poprzedza niezwykła scena romantyczna, która jednocześnie wywołuje ogrom śmiechu i dowodzi niebanalnego repertuaru pomysłów reżysera i scenarzysty. W międzyczasie z ekranu wybrzmiewa jeszcze słynna na cały świat Ievan Polkka, więc naprawdę trudno o nudę.
Ale miazga! angażuje i zapewnia sporo atrakcji. W trakcie seansu można złapać zadyszkę wywołaną chyba nie do końca udanym przeplataniem głównej narracyjnej z retrospekcjami. Grierson dostarcza jednak kawał dobrej, nieskrępowanej zabawy i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że prócz absurdalnego humoru i przemocy nie ma do zaoferowania nic więcej. I bardzo dobrze, bo zapytany kiedyś o przemoc w swoich filmach Tarantino powiedział, że: "Jest jedną z najbardziej zabawnych rzeczy do obejrzenia.” W tym przypadku trudno się nie zgodzić.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat