Ash kontra martwe zło: sezon 3, odcinek 6 i 7 – recenzja
Brak kloacznego humoru zdecydowanie poprawił odbiór dwóch ostatnich odcinków serialu Ash vs. Evil Dead. Poziomem serial nadal nie dorównuje dwóm poprzednim sezonom, ale widać światełko w tunelu.
Brak kloacznego humoru zdecydowanie poprawił odbiór dwóch ostatnich odcinków serialu Ash vs. Evil Dead. Poziomem serial nadal nie dorównuje dwóm poprzednim sezonom, ale widać światełko w tunelu.
Naturalnie przygody Asha i spółki to nadal ostra jazda bez trzymanki i to się nigdy nie zmieni – to plus, ponieważ twórcy cały czas zachowują tę samą, znaną od lat konwencję. Minusem było mimo wszystko to, że stałym, a momentami przeważającym elementem był humor kloaczny. Jednych mimo wszystko to cały czas bawiło, innych zaczęło odstręczać. Ash zresztą nigdy nie był poprawny w żaden sposób, więc można się po nim samym spodziewać naprawdę wszystkiego. Jak pokazali twórcy – po nich również. Momentami można było odnieść wrażenie, że środek ciężkości z w miarę sensownej fabuły przeniesiono na pokazanie jak najbardziej obrzydliwych scen. Gdy wydawało się, że przekroczono wszelkie granice, udowadniano, że można bardziej i więcej. To chwilowo jednak za nami, bo też w dwóch ostatnich epizodach skupiono się na tym, na czym należało do początku – rozwijaniu mitologii serialu oraz konflikcie pomiędzy Ruby a Ashem.
Szósty epizod pod tytułem Tales from the Rift to chwilowy powrót sumeryjskich rycerzy. Ta ekipa nie ma szczęścia do tego serialu. Wystarczy że pojawią się na moment i już giną. Zresztą wiele postaci wprowadzanych do serialu jest tam zaledwie po to, aby widowiskowo zginąć. I w ich przypadku było podobnie. Istotniejszym wątkiem było rozwinięcie kwestii treści namalowanych w piwnicy sklepu Asha, a które odczytał Pablo. W tym momencie wielu z nas zapewne zakręciła się łezka w oku, ponieważ dostaliśmy tu mocne nawiązanie do Armii Ciemności, gdzie wiele filmowo-serialowych lat temu Ash mierzył się z siłami ciemności w czasach średniowiecza. Monstrum, jakie powstało zresztą z jednego z rycerzy sumeryjskich, który na chwilę odwiedził świat po drugiej stronie wiru, również mogło się podobać. W tym przypadku mocno przypominał wszelkie inne twory z oryginalnych części filmu. W tym wszystkim szkoda tylko, że wątek przejścia do innego świata, czasu, rzeczywistości (właściwie podkreślić) został przerwany przez inne wydarzenia, ale liczę, że jeszcze do tego wrócą.
Drugim istotnym wydarzeniem i jednym z najlepszych momentów tego sezonu było starcie Kelly z Ruby. Tu wynik tego starcia był do przewidzenia, ale naprawdę przyjemnie się oglądało, jak obie panie się naparzają między sobą. Te sceny skradły cały odcinek.
Epizod Twist and Shout był kontynuacją wątku Kelly, w której ciało Ruby wsadziła demona, jak również próby ostatecznego zniszczenia Asha z pomocą jego sobowtóra. Dużą rolę do odegrania w tej kwestii miała córka Asha – Brandy, którą Ruby chciała popchnąć do tego, aby zabiła własnego ojca. Miejscem akcji, a właściwie masakry, był szkolny bal, nie wiedzieć właściwie czemu. Tło wydarzeń oklepane już tak mocno, że właściwie przeszkadzało w odbiorze wszystkich wydarzeń na ekranie. Było więc krwawo, a miejscami nawet zabawnie, ale ogółem cały odcinek wypadł gorzej od poprzedniego. Cała „zabawa” skończyła się kolejną śmiercią. Tym razem zginęła córka Asha, ratując mu przy okazji życie. Podobnie jak Kelly zginęła od sztyletu, który Pablo otrzymał od swojego wuja szamana. Co ciekawe najwyraźniej jest to jedyne narzędzie, które sprawia, że po uśmierceniu człowiek nie zamienia się od razu w Deadite'a. W ten sposób twórcy zostawili sobie furtkę do sprowadzenia do żywych przede wszystkim Kelly, bo w przypadku Brandy trudno przewidzieć, czy będzie miała ona do odegrania jeszcze jakąś większą rolę (a zapowiada się, że tak może akurat być).
Ostatnie odcinki przyniosły trochę więcej frajdy zwłaszcza tym, którzy mieli trochę dość absurdalnych scen ze strzelaniem spermą, dzieckiem wciśniętym w ciało bezgłowej kobiety i tego typu rzeczy. Jest też coś w tym, że w każdym sezonie Ash vs. Evil Dead z każdym kolejnym odcinkiem serial jest coraz lepszy. W przypadku tego sezonu inaczej też być nie może, bo do końca nie zostało zbyt wiele odcinków, a pewne wątki trzeba rozwinąć do końca i dać widzowi satysfakcjonujący finał z otwartym zakończeniem kontynuowanym w czwartym sezonie. Czego by nie mówić, kontynuacja tego serialu po prostu być musi, bo chyba nikt nie wyobraża sobie, aby Asha, Pablo i Kelly mogło zabraknąć w dzisiejszej telewizji.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat