Bad Boys: Ride or Die - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 7 czerwca 2024Mike Lowrey i Marcus Burnett, czyli charyzmatyczny duet policyjny z Miami, powracają po raz czwarty. Jak się prezentują ich nowe przygody? Sprawdzamy.
Mike Lowrey i Marcus Burnett, czyli charyzmatyczny duet policyjny z Miami, powracają po raz czwarty. Jak się prezentują ich nowe przygody? Sprawdzamy.
![Bad Boys: Ride or Die](https://cdn1.naekranie.pl/media%2Fcache%2Farticle-cover%2F2024%2F06%2Fbad-boys-ride-or-die_66615a1e014b9.png)
Powrót bohaterów serii Bad Boys po 17 latach był dość dużym zaskoczeniem. Krytycy i widzowie byli podzieleni. Jedni uważali, że to udana kontynuacja, inni – że to pazerny skok na kasę. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy, ponieważ na Bad Boys for Life bawiłem się świetnie. Twórcy umiejętnie połączyli akcję z komedią o dwóch podstarzałych policjantach, którzy zaczynają dopuszczać do siebie myśl, że nie są już tak sprawni. Czas wesprzeć się młodszym zespołem! A może nawet przejść na emeryturę? Bad Boys: Ride or Die idzie jednak w trochę innym kierunku. Bliższe są mu pierwsze części serii. Bohaterowie znów są samotnymi wilkami i bez większego wsparcia muszą walczyć z korupcją we własnych szeregach.
Punkt wyjścia do całej historii jest naprawdę ciekawy. Scenarzyści Chris Bremner (Bad Boys For Life) i Will Beall (Aquaman) w naturalny sposób nawiązali do poprzedniej części. Wykorzystali śmierć kapitana Conrada Howarda (Joe Pantoliano) i wpletli w to wszystko próbę zrehabilitowania Armanda (Jacob Scipio), czyli nieślubnego syna Mike’a. Główny twist nie jest naciągany i dobrze wpisuje się w klimat serii. Twórcy nie wymyślili bowiem nowego barona narkotykowego, z którym nasi dzielni policjanci muszą walczyć. Tym razem wróg kryje się gdzieś w ich szeregach i jest równie bezwzględny, co członkowie karteli. Nie ma tu niczego oryginalnego. Scenarzyści dali nam motywy ograne już na milion sposobów. Jednak zostało to zrobione w tak naturalny sposób, że nie wywołuje ciarek żenady. Do tego dochodzi świetna chemia pomiędzy głównymi bohaterami. Jak zawsze przerzucają się żartami i dokuczają sobie nawzajem.
Will Smith wciąż gra twardo stąpającego po ziemi Mike’a Lowreya, który nie daje sobie w kaszę dmuchać. Jest nieustępliwy, choć w jego głowie pojawiają się myśli podające w wątpliwość pewne działania. Niestety z jego partnera scenarzyści postanowili zrobić głupka. Rozumiem, że Marcus Burnett grany przez Martina Lawrence’a zawsze był traktowany z przymrużeniem oka. W końcu odpowiadał za humor i rozluźnianie atmosfery. Jednak jest tutaj kilka scen, w których scenarzyści poszli w kierunku parodii. Nagle Marcus stał się grubaskiem, który nie może przejść obojętnie obok hot doga w sklepie. Jest łasuchem myślącym wyłącznie o niezdrowym żarciu. Lowrey przytył i było to trzeba jakoś ograć, ale w poprzedniej części zrobiono to dużo lepiej.
Kompletnie chybiony jest wątek z Tiffany Haddish. Spokojnie mógłby zostać usunięty z filmu. Rozumiem, że pokazanie jej jako szefowej gangu (bardzo napalonej na Mike’a) miało być zabawne, ale wyszło żenująco. Żart o seksie oralnym został rozciągnięty do granic wytrzymałości.
Podoba mi się za to, jak twórcy postanowili wykorzystać zięcia Marcusa – Reggiego, który w poprzedniej części został przedstawiony jako żołnierz. W końcu zobaczymy go w akcji! Pamiętacie, jak bohater został wprowadzony w Bad Boys II? W tej odsłonie jego rozwój poszedł w bardzo zabawnym kierunku.
Świetnie wypada także Eric Dane jako jeden z głównych czarnych charakterów. Cechuje go zimny spokój i ogromna precyzja działania. Scenarzyści nie zrobili z niego jednego z tych złoli, którzy dużo gadają i próbują zamęczyć innych swoją wizją świata. On ma zadanie do wykonania i na nim się skupia. Aktor bardzo naturalnie wszedł w tę rolę i dobrze się w niej sprawdza.
Bad Boys: Ride or Die ocieka wybuchową i widowiskową akcją. Każdą scenę pościgu czy strzelaniny zrealizowano w ciekawy sposób dzięki oryginalnemu wykorzystaniu kamery. Na filmikach z planu możemy podejrzeć, jak nagrywano strzelaninę w opuszczonym parku rozrywki. Adil El Arbi i Bilall Fallah postawili na dużą dynamikę, by adrenalina, która buzuje w bohaterach, udzielała się także widzom – i to im nawet wychodzi. Do tego cały czas trzymają się tej krzykliwej kolorystyki wprowadzonej przez Michaela Baya w Bad Boys II, która bardzo tu pasuje.
Kolejna odsłona przygód policjantów z Miami jest może słabsza od poprzedniej, ale to wciąż świetna rozrywka – lekka i w starym, dobrym stylu. Akcja i humor są na pierwszym miejscu, a problemy bohaterów gdzieś na trzecim. Wspaniałe kino, na którym można się odprężyć.
Poznaj recenzenta
Dawid Muszyński![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1721656700)
Najlepsze z 24h
![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1721656700)
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1721656700)
Lekkie TOP 10
![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1721656700)
Co o tym sądzisz?